DZIENNIK ŻOŁNIERZA - część II
autor Karl Peters, żołnierz z 233 pułku piechoty (102 DP, XXIX KA, 9. A)
Nad Wołgą
Dopiero co odszedł stary rok 1941. Między godziną 24.00 i 01.00 Rosjanie przesyłają nam miłe pozdrowienia
noworoczne w postaci pocisków kalibru 17,5 cm.
Już na samym początku nowego roku przekonuje się o tym, że nawet najlepszemu przyjacielowi nie należy
zbytnio ufać. Inna sprawa, że takie rzeczy możliwe są tylko w Wehrmachcie.
Wspaniała pogoda zimowa dodaje nocom rosyjskim, rozświetlonym blaskami księżyca, niesłychanie wiele
romantycznego uroku. Chyba nigdy nie zapomnę bezkresnego rosyjskiego krajobrazu.
4 stycznia
Nowy rok pod znakiem ostrego sporu z ludźmi, którzy chcą nas wykorzystać. Słuszność jest po naszej stronie.
Nie damy się, choćbyśmy mieli narazić się nie wiedzieć jak wysokiej szyszce. Za nami wstawił się szef
kompanii, porucznik R. Broni nas. Tutaj poznałem go jako prawdziwego opiekuna żołnierzy.
5 - 11 stycznia
Słowo "Wołga" jest na ustach wszystkich. Czyżby po raz trzeci miało się tak stać, że skrócimy front aż za
rzekę ? Rosjanie zaatakowali dywizje, znajdujące się po naszej lewej i prawej stronie. Grozi man
niebezpieczeństwo dostania się w kleszcze. Utrzymujemy linie frontu.
Część poczty pada pastwą płomieni. Nie powinna przecież dostać się do rąk nieprzyjaciela.
11 - 12 stycznia
W niedzielę po południu pojawiają się przednie straże rosyjskie i aż do późnego wieczora w powtarzających
się falach nacierają na naszą wieś Suszkowo. Oddział nieprzyjacielski liczy ze 400 żołnierzy. Krwawo
odpieramy szturm, mimo że rosyjska artyleria obrzuca nas pociskami 17,5 cm i zmusza do przebywania przez
pół nocy w bunkrach.
13 stycznia
Przygotowujemy się do wielkiego odwrotu, to znaczy "poprawiania linii frontu". O godzinie 17.00 wycofujemy
się z Szuszkowa. Tak jak i wszystkie wsie w zasięgu 10 km, zmieniamy Suszkowo w morze płomieni.
Romantyczny marsz nocny aż za Wołgę. Dookoła nas ogień, zupełnie jak w czasach starożytnych w dniu święta
wiosny (Sonnenwende). Rosjanie jeszcze na nas nie uderzają. Chwilowo panuje spokój. Znajdujemy się 1 km za
Wołgą.
14 stycznia
przez 2 dni ubezpieczamy odwrót innych. Poprzez Mawokino docieramy w ciągu 16. I. Do Małej Kloczki,
potem 10 km do Chitizi i Bolszych Prudów.
19 - 20 stycznia
W Brezguszce.
21 - 22 stycznia
Prawdopodobnie zajmujemy nową H.K.L.*
Mimo, iż Niemcy posiadają przecież talent organizacyjny, przy odwrocie tracą głowę, choćby chodziło tylko o
skracanie linii frontu.
Po obu stronach drogi mnóstwo spalonego i zniszczonego sprzętu. Niebo w nocy całe czerwone od palących się
wsi. Cywile lamentują i, ciągnąc dzieci za ręce, usiłują ratować resztki swego dobytku. Obszar
niewysłowionej grozy! Wśród naszego oddziału panoszy się zły nastrój i obojętność.
I znów Rosjanie uderzają na nas.
Mamy straty w ludziach, a jeszcze większe w sprzęcie. Wysadzamy w powietrze działa, ciężarówki, pastwą
ognia pada nawet osobisty ekwipunek żołnierzy.
Oby już nigdy nie przezywać odwrotu!
I znowu "ostateczna linia frontu" utrzymana tylko przez dwa dni. W ogólnych zarysach położenie przedstawia
się następująco:
Na wschód od Rżewa i na północ od jeziora Wołżańskiego Rosjanie nacierają na nasz korpus armii. Udało
im się nas otoczyć i - z wyjątkiem 10-kilometrowego odcinka - niemal zamknąć kocioł. Nasz oddział, zajmując
pozycję w Iwakowie i Suszkowie, był najdalej wysunięty za Wołgą. Dlatego też musieliśmy cofnąć się tak
daleko. Wtedy jednak, na lewo i na prawo od nas, uderzyła na wroga armia Blaskowitza, aby z kolei Rosjan
zamknąć w kotle. Ale nie udało się tego całkowicie dokonać. A my cofamy się dalej. Wszystkie te operacje
przeprowadzane sa przy 30 - 40-stopniowym mrozie. Można powiedzieć, iż "Wielka bitwa zimowa" wciąż jeszcze
trwa.
*- H.K.L. - Hauptkampflinie - główna linia frontu.
24 stycznia
Niesamowity dzień. Przy 40 stopniach mrozu i lodowatym wietrze północnym o sile "6" w ciągu dwóch godzin
pokonujemy zaledwie 6-kilometrową trasę. Życie w takich warunkach staje się piekłem. Każdy z nas owinięty
jest szmatami od sto do głów. Czegoś tak straszliwego nie było chyba nawet u Napoleona.
25 stycznia
Ponieważ jakiemuś panu Kow. nie podobają się kwatery, musimy skoro świt, o godzinie 04.00, ruszać dalej,
aby w następnej wsi czekać, aż zbierze się cały oddział. Grube ryby za sztabu zasr... sobie u nas
(opinię). Szykanują nas choć przecież to nie nasza wina... Gdy wielcy ludzie się kłócą, wszystko skrupia
się na tych małych, piechurach. Tak się mają sprawy w Wehrmachcie!
26 - 27 stycznia
Palimy ostatni rzekomo pas wsi przed naszą główną linią frontu i zbliżamy się do starych, znanych nam
placów boju. Mołodoj Tud i Ch... są tuż, tuż. Nad brzegami Wołgi znajdujemy żyzną ziemię i trochę
znośniejszy stan kultury. Im dalej się od niej odsuwamy i zbliżamy do Dźwiny, tym nędzniejsze napotykamy
domy i mieszkania, tym bardziej goły i monotonny staje się krajobraz na nieurodzajnych połaciach ziemi.
Nasze codzienne życie upływa w warunkach daleko bardziej prymitywnych aniżeli nasze życie cygańskie.
Próbujemy jakoś się wyrwać z tego, wszystko czyścimy, reperujemy, remontujemy pokoje, bo przecież tę
ostateczną główna linię frontową na południe od Mołodoj Tud utrzymać mamy przez dłuższy czas.
28 stycznia
Popijając rum (pół litra na chłopa), słuchamy wieczorem muzyki radiowej. (Przywieźli do naprawy aparat
dowódcy). I znowu było u nas wesoło, prawie jak w domu.
28 - 29 stycznia
Umacniamy i rozbudowujemy nowa główna linię frontu. Ogólna sytuacja kształtuje się dla nas korzystnie.
Dopiero teraz się dowiadujemy, że dwie dywizje, m.in. również nasza 102, uważane były za stracone. Tylko
dzięki zaradnemu dowództwu udało nam się wydostać z matni.
Krążą różne wiadomości, które budzą nadzieję. Podobno w ciągu 14 dni mają nas zluzować. W rzeczywistości
okazuje się, że uzupełniony będzie tylko stan dział.
30 stycznia - do 7 lutego
Na naszym odcinku frontu panuje cisza. III batalion odkomenderowany został do grupy Rossfeld. Ma sukcesy.
Kocioł na południe od Rżewa będzie wkrótce oczyszczony.
6-tego jestem znowu w kompanii. Lepiej tu niż w innych jednostkach. Rozmowa z porucznikiem Radkiem. Mam
nadzieję, że wkrótce wydostanę się z II batalionu.
7 - 20 lutego
Piękne, przyjemne dni w Macharowie bez kontaktu z nieprzyjacielem. Raptem nadciągają wojska rosyjskie.
Mijają z lewej sąsiednią dywizję i lokują się naprzeciw nas.
I skończyły się spokojne dni.
21 lutego
Zaczyna się taniec. Rosjanie atakują w sile jednego pułku. W naszym przedpolu położyliśmy jeden batalion
nieprzyjaciela. Mimo to tej proletariackiej dywizji udało się zająć punkt oporu, w którym stała nasza 5-ta.
Przeciwnik ostrzeliwuje nas z dział wszelkich kalibrów: karabiny, cekaemy, miotacze min, pak, katiusze,
Bim, 17,5 cm. Mimo trzech celnych trafień, w naszej kwaterze wypadło tylko okno i zawaliła się ściana.
Kilku kolegów odniosło rany, ale mnie nie opuszcza Fortuna.
22 lutego
Trzy ciężkie pociski artyleryjskie trafiły w dom, dziewięć pocisków paku i serię z cekaemu puszczono wprost
do bunkra, a ja znowu pozostałem cały i bez jednego zadraśnięcia. Spanie - to luksus. Trwa nieprzerwanie
moda na marznięcie i głodowanie. W ciągu dwóch dni nasz batalion stracił 100 żołnierzy.
23 lutego
Otrzymujemy posiłki, po to, by przystąpić do ataku. Wyręcza nas jednak "Iwański", sam atakuje, a my się
bronimy. Udaje mu się odbić jedną wioskę. Stosunek sił jest jak 1 : 10, jeden Niemiec na 10 Rosjan. To nie
do zniesienia. Ale na górze wciąż taki stosunek uważają za coś "normalnego".
24 lutego
Noc pełna kłopotów. Rosjanie docierają na odległość 3 metrów od gniazd naszych cekaemów. Znowu odparliśmy
atak. Wciąż z jednakową mocą trwa ogień nieprzyjacielskiej artylerii. Jakoś tak się dziwnie składa, że
tylko u nas panuje zgiełk bitewny, natomiast z lewej i prawej strony - całkowity spokój. Przed nami
przeciwnik. To proletariusze pod bronią - tępi i fanatyczni.
25 lutego
Dzień względnego spokoju. Śnieg jakby welonem zakrywa pole pełne lejów i innych śladów walk. W naszym
przedpolu leży kilkuset zabitych Rosjan. Penetrując place bitwy, znajdujemy mnóstwo broni automatycznej.
Politruki na nowo próbują się przedrzeć, tym razem poprzez naszego sąsiada z prawej strony. Natarcie
odparte. Wkrótce otrzymamy wzmocnienie. Obiecana zmiana., być może nastąpi już w najbliższym czasie!
26 lutego - 7 marca
Walka o Cholmiec trwa. Po obu stronach dochodzą do głosu działa wszelkich kalibrów. Rosjanom udaje się
zdobyć jeszcze dwa punkty oporu, a chociaż nasza artyleria dzielnie nam sekunduje, nie zdołaliśmy odbić
ich w przeciwnatarciu. W walce stosunek ilościowy w ludziach i sprzęcie wynosi 1 : 10 na korzyść Rosjan.
Mimo to utrzymujemy linie frontową i nie tracimy nadziei, że już na wiosnę zostaniemy zluzowani.
8 - 11 marca
Rosjanin pozostawia nas w spokoju, ale za to atakuje bardziej na prawo, przy 233/.
12 - 13 marca
Lodowata burza śnieżna. Przy sile wiatru "9" warta staje się piekielną męką. W ciągu dnia nie widzisz
na odległość 5 m. Przeżyliśmy dwie trudne noce. Zima raz jeszcze daje się nam we znaki z całą swoją
ostrością.
14 marca
Wyruszam na zwiady w charakterze łącznika i pełnię służbę przy cekaemie.
15 marca
25 km na nartach. Po raz pierwszy tej zimy. Szoruję przez rozległe rosyjskie niziny. Na zlodowaciałym
śniegu jeździ się znacznie gorzej aniżeli po śnieżnym puchu w naszych stronach. Wieczorem czuję to w
kościach. Organizm nie jest już tak odporny, jak kiedyś.
Plotka, czyli inaczej mówiąc "Gadka klozetowa"
Czym dla cywilów plotka, plotka z magla, tym dla żołnierza jest tzw. "gadka klozetowa". Powodzi mu się
pod psem, kompania liczy już tylko 25 żołnierzy, jednostka od pół roku znajduje się w pierwszej linii
frontu, a gdy wreszcie każdy rozsądny człowiek dochodzi do wniosku, ze tak dalej być nie może, ktoś
nagle dowiaduje się z bardzo pewnego źródła, że naszą kompanię ma zastąpić inna, że nas zluzuje, że
nawet pocztę kieruje się już dla nas na nowe miejsce postoju itd., itp. W konsekwencji wszyscy, albo
w każdym razie część ludzi znów odzyskuje nadzieję.
Od 14 dni na naszym odcinku frontu panuje spokój. I zaraz umilkły wszelkie plotki. Aby jednak nie było
nudno, przebąkuje się teraz, że na wiosnę znów uderzymy.
Taki jest los szarego żołnierza, który, tak jak my, od sierpnia 1941 roku wciąż rzucany jest do akcji,
przetrwał lodowatą zimę i odpierał wciąż nowe ataki Rosjan. Tak szamoce się szary żołnierz miedzy
nadzieją a obowiązkiem.
Moim zdaniem plotki, które rodzą się wtedy, gdy zaczyna być z nami źle albo gdy mamy za sobą najcięższe
walki, są w jakimś stopniu odbiciem nastrojów, panujących wśród wyższego dowództwa. Ja wobec takich
"gadek klozetowych" pozostaję obojętny, nie przejmuje się nimi. Doświadczonego frontowca nie da się tak
łatwo zbujać.
Nasza dywizja wchodzi w skład 9 armii. Od 22 czerwca 1941 roku wciąż znajduje się w natarciu. W związku
z tym wśród żołnierzy krąży następująca historyjka.
"Parada zwycięstwa 1945"
przy Bramie Brandenburskiej Führer odbiera defiladę zwycięskich oddziałów. Wyglansowane buty oficerskie,
błyszczące klamry u pasów, fantastyczna postawa wojaków budzą w zgromadzonym tłumie szalony entuzjazm.
Owacyjny nastrój osiągu punkt szczytowy, gdy nagle, gdzieś na końcu maszerujących szeregów, pojawia się
szara, ludzka masa. Führer poleca swemu adiutantowi, aby dowiedział się, co to za jednostka.
Adiutant pędzi do tyłu i z przerażeniem stwierdza, że ludzie ci okryci są szmatami i strzępami futer,
na głowy wciśnięte mają papachy, a nogi, owinięte onucami, tkwią w filcowych walonkach. Adiutant pyta
dowódcę oddziału: "Co to za jednostka"? A ten w kółko powtarza: "Nie pa-ni-ma-ju. Nie pa-ni-ma-ju!".
Zdetonowany adiutant pędzi do Führera i opowiada, czego był świadkiem.
Führer zbladł, a potem wyjąkał: "O Boże, toć to przecież moja 9 armia. Zapomnieliśmy ją zluzować!".
16 - 20 marca
Na naszym odcinku - spokój. Za to u sąsiadów z prawej Rosjanie ostrzeliwują z tzw. "organów Stalina",
czyli dział o 16 lufach, kalibru 8 cm.
21 marca
Początek wiosny. Dwumetrowa pokrywa śnieżna i 20 - 30-stopniowy mróz znamionują w Rosji przebudzenie
natury.
Budujemy sobie igloo, eskimoską chatkę ze śniegu.. To wcale nie takie trudne. Ciekaw jestem tylko,
czy spanie w takich warunkach odbije się na zdrowiu.
Na sąsiadującą z nami dywizję Rosjanie przypuścili prawdziwie huzarską szarżę. A było to tak. Rosyjskie
samoloty wylądowały na płozach przed jedną z okupowanych przez nas wsi, ostrzelały ją błyskawicznie z
szybkostrzelnych dział 7,5 cm i to z taka siłą, że ze wsi pozostała kupa gruzów, po czym maszyny pionowo
wzbiły się w powietrze.
Moje uznanie, chapeau bas! Szaleńczo odważni!
Tak poczyna sobie nasz przeciwnik jeszcze teraz, w marcu 1942 roku, podczas gdy w listopadzie 1941 niejaki
pan Fritsche mówił o skrzydłach naszej armii, ogarniających już Moskwę. No to cóż - prost! Mahizeit!
Komunikat wojenny z 22 czerwca 1942
Staruszek Führer sam kieruje operacjami armii. O świcie niemieckie oddziały przekroczyły Missisippi.
Włoski komunikat z tego samego dnia donosi:
Niezrównane włoskie lotnictwo wraz z okrytą chwałą włoską marynarką zaatakowały ponownie z dobrym skutkiem
urządzenia portowe La Valetta na Malcie. Zaobserwowano eksplozję i pożary. "Przypuszczalnie" udało się
"zestrzelić" 5 wrogich samolotów ... znajdujących się na ziemi.
22 marca
Na naszym odcinku nie wydarzyło się nic szczególnego. Za to Rosjanie uzywają sobie na jednostce 233.
Przy pomocy artylerii zdołaliśmy przepędzić Rusów z czterech wsi.
23 marca
Udało mi się wymienić u intendenta trochę rzeczy.
10 km za pierwszą linią frontu, jak gdyby nigdy nic, pracują sobie w kancelarii panowie biurokraci.
Poza naszym sierżantem prawie nikt z nich nie ma pojęcia o tym, co się tu u nas na froncie dzieje.
Szlag może trafić człowieka!
Kompanii przyznano tylko jeden urlop. A kto pojedzie? Czy może któryś z radiotelegrafistów lub ktoś z
obsługi krótkofalówek? Któryś z tych, których od czerwca czy sierpnia ubiegłego roku wciąż trzyma się na
pierwszej linii i pcha do akcji? Ależ skąd! Oczywiście pojedzie ktoś z kancelarii, rzekomo z powodów
rodzinnych.
Wniosek: kto siedzi na tyłach, ten zawsze ma pierwszeństwo w otrzymaniu urlopu i w awansie.
24 - 26 marca
Rosjanin umacnia swoje pozycje akurat naprzeciw naszego batalionu. Czy znów ruszy do ataku?
Przed kilkoma dniami otrzymaliśmy posiłki, ale nie stanowią one dla nas żadnej pomocy. Przeciwnie,
ludzi tych trzeba dopiero szkolić, i to w odległości zaledwie 2 - 3 kilometrów od pozycji wroga.
Taki oto obrazek: tuż przed nami stoi Rosjanin, w wiosce za nami prowadzi się z nowo przybyłymi ćwiczenia
szermiercze, a 2 km dalej wali w następną wioskę najcięższa artyleria. Jak się to opowie w domu - nikt
nie uwierzy!
29 marca
Musze iść do izby chorych. Jakoś przeżyłem strzasną zimę, a właśnie teraz złapała mnie ciężka grypa.
Z przykrością muszę stwierdzić, że na froncie kiepsko opiekują się chorymi. Jeśli człowiek sam o sobie
nie będzie dbał, łatwo może wyciągnąć nogi. Czy takie traktowanie ma podnieść zapał bojowy żołnierza?
Szkoda. Człowiek jest obowiązkowy, zdaje sobie sprawę z ciążącej na nim odpowiedzialności, we wszystko
wkłada zapał, a gdy już poświęcił swoje zdrowie, nikt mu się za to nie odwzajemni, nikt nie śpieszy z
pomocą.
1 kwietnia
Atakujemy Waasilki i Sozzonowo. Odbijamy na powrót kilka miejscowości, położonych na południe od Mołodoj
Tud. Własne straty - niewielkie. Podczas tego ataku zastępuje mnie inny radiotelegrafista i kieruje moim
oddziałem. Mnie zaś, jako chorego, przesyłają do sztabu pułku. Tu się mam wykurować.
7 kwietnia
Po tygodniu leczenia wykaraskałem się z grypy bez komplikacji.
Wielkanoc! Spędzam ją w N. Z. (Nachrichtenzug), w swojej grupie łączności. Wspaniała zimowa pogoda.
Tydzień spokoju. Taki też powinien być ten tydzień poświąteczny. Przygotowujemy się do przeprowadzki,
tzn. przeniesienia na inne miejsce. Nasz dotychczasowy odcinek frontu obejmuje 253 dywizja, złożona z
Nadreńczyków, znana u nas pod nazwą "dywizji karnawałowej".
Ci "karnałowicze" stali się okropnymi żołnierzami. Kiedyś byli odważni i bojowi, a teraz chełpią się tym,
że już nie posiadają uzbrojenia. Powiadają: "Skoro straciliśmy już całą broń, musza nas wycofać z pierwszej
linii frontu". Wtedy, pod Malkarową, byłby się nam bardzo przydały te trzy karabiny maszynowe, które
"dywizja karnawałowa" zakopała w śniegu, a które później my odnaleźliśmy.
Rzecz jasna, że w tej sytuacji musiało dojść do ostrej scysji między kolegami ze 102-giej i tymi z 253
dywizji. Nasze żołnierskie poglądy różnią się zasadniczo od tych, które oni reprezentują.
14 kwietnia
Sądny dzień dla naszej grupy łączności. W takiej zasranej sytuacji nie znajdowałem się jeszcze nigdy w
życiu.
Z ciężkim ładunkiem na grzbiecie, z duszą na ramieniu wleczemy się 17 km poprzez muł, śnieg i wodę.
Aż po pas utytłany jestem lepkim błotem, woda wdziera się do butów, a na dodatek od czasu do czasu trzeba
jeszcze ciągnąć konia. Mimo wszystko nie tracimy humoru. W połowie drogi nadchodzi pomoc w postaci
dodatkowych koni. W rezultacie całe 17 km przebyliśmy w ciągu 10 godzin.
15 kwietnia
Nasza nowa kwatera, którą przejęliśmy po 253, przypomina jako żywo świński chlew. Trzeba było całego dnia,
aby doprowadzić ją jako tako do porządku. Oheblowaliśmy łóżka, stoły i ławy, ściany wylepiliśmy gazetami.
Po gruntownym sprzątaniu można się było wreszcie wprowadzić. Całą łączność pułku prowadzę sam jeden.
Ale jakoś sobie radzę. Bo też kumple w batalionie spisują się na medal.
16 kwietnia
Wielkimi siłami nacierają Rosjanie na sąsiadujące z nami jednostki. Nasza sytuacja staje się poważna.
Człowieka w podziw wprawia fakt, że ci Rosjanie w okresie roztopów napierają bez przerwy. Wiedzieliśmy o
tym i mieliśmy możność się przekonać, że nawet przy 40-stopniowym mrozie potrafili oni przez 24 godziny
leżeć w gołym śniegu, który sięgał czasem aż 2 metrów wysokości. Teraz dokazują tej samej sztuki w porze
roztopów, stojąc w błocie albo i w wodzie głębokiej na 20 - 70 cm.
Ci bolszewicy są jak dzikie zwierzęta!
17 kwietnia
Wszystkich szczepi się przeciw tyfusowi. U mnie obyło się bez komplikacji. W wolnym czasie, aby nie wyjść
z wprawy, ćwiczę się w stenografii.
20 kwietnia
Urodziny Führera! Prawdziwie świąteczne wyżywienie! Dają nam specjale dodatki, m. In. Czekoladę. W kuchni
kompanijnej smaży się dla każdego po 5 pączków. Prawdziwy delikates, jak na warunki rosyjskie.
Wczoraj jeszcze rosyjskie czołgi uderzyły na naszego sąsiada z lewej strony. Z dział przeciwpancernych,
a także ze Stukasów zniszczono 4 czołgi. Tak zakończył się wczorajszy atak wroga, choć, prawdę mówiąc,
nasz własny tez nie dał rezultatów.
21 - 23 kwietnia
Chłopaki zgłaszają się ochotniczo do pomocy przy upiększaniu naszej kwatery - chłopskiego domu. Przez
cały dzień utrzymywałem łączność. Na linii ciągłe przeszkody.
24 - 29 kwietnia
Chociaż pełnimy służbę łącznościową, musztruje się tu nas jak w koszarach. Co dzień apele, odczytywanie
rozkazów. I pomyśleć, że to wszystko dzieje się 4 km za pierwszą linią frontu. Nasza wieś leży w zasięgu
rosyjskiej artylerii, wrogiego zwiadu i czujek, a mimo to niektórzy panowie u nas zachowują się niczym
na dziedzińcu koszarowym. Jedyna rozsądna praca, do której nas zresztą zaangażowano, to rozbudowa naszego
punktu oporu.
Maleńki przykład: 4 km od linii frontu ukarano jednego z szeregowców trzema dniami ostrego aresztu.
Za co? Ano, za to, że miał odpięty haczyk przy kołnierzu bluzy. Trudno uwierzyć, ale tak było!
Najwidoczniej niektórym panom bardzo by się przydała służba na najbardziej wysuniętej linii frontu,
czyli mocne przeżycia, z których pod dostatkiem dostarcza obrona i bezpośrednie starcie z wrogiem.
Po dwu i pół latach trwania wojny były szef naszej kompanii teraz dopiero przeżywa to po raz pierwszy.
Przedtem jakoś zawsze udawało mu się dekować na tyłach.
Już czwartą z rzędu noc rosyjskie samoloty bombardują nasz odcinek.
30 kwietnia
Podobno Rosjanie szykują się do natarcia w dniu 1 maja - dniu proletariatu.
W nocy z 30 kwietnia na 1 maja trzy czy nawet cztery "maszyny do szycia" (tak - ze względu na
charakterystyczny terkot motorów - nazywamy sowieckie bombowce) bombardowały naszą wieś i biegnącą w
pobliżu szosę.
Te samoloty to zresztą same stare graty. Ale spać nam nie dają. Wszyscy uciekamy w pole. Rosyjskie
samoloty, notabene dwupłatowce, są nad podziw zuchwałe, Przy pełni księżyca zniżają się do 100 metrów i
obrzucają swoimi "jajkami" nasze spokojne kwatery. Nasze karabiny maszynowe i działka próbowały im się
odszczekiwać, ale nadaremnie.
Fama głosi, że na razie nie dojdzie do zmasowanego natarcia Rosjan.
1 maja
W Niemczech - Dzień Narodowej Pracy (Tag der Nationalen Arbeit), w Rosji sowieckiej - Dzień Proletariatu.
Cóż za głęboka różnica! Dla nas Niemców ten dzień ma być symbolem naszego potencjału ekonomicznego,
naszej potęgi i przewagi nad innymi w dziedzinie jakości i taniości naszych artykułów. Robotnika, który
ceni te wartości, otacza się u nas szacunkiem. Tego dnia powinien on sobie uświadomić swoją rolę w
Wielkiej Rzeszy Niemieckiej.
Natomiast 1 Maja w Rosji sowieckiej faktycznie jest tylko świętem robotników przemysłu zbrojeniowego...
A jednak aż podziw bierze, w jakim stopniu potrafi się tu wciąż na nowo umacniać przywiązanie ludzi...
Nie trzeba się dziwić, ze Sowieci poddają się dopiero w ostatniej minucie. No bo co czeka ich u nas?
Śmierć i zniszczenie - to przynajmniej wmawiają im komisarze.
Nawiasem mówiąc, nasze nocne patrole stwierdziły, że Rosjanie świętowali dziś na całego.
Dla narodu rosyjskiego nie ma już Święta Proletariatu. No bo jak jest np. z chłopami? Czy kołchozy i
kołchoźnicy mogą równać się z robotnikami? Nigdy, przenigdy.
Za to mieszkańcom rosyjskich miast, zwłaszcza wielkich miast, powodzi się lepiej. Lepiej, aniżeliśmy to
sobie wyobrażali. Dlaczego? Chyba przyczyna tkwi w rozbudowie przemysłu zbrojeniowego, który nie tylko
gwarantuje dobre zarobki, ale również troszczy się o warunki życia, odpoczynek i rozrywkę swoich
pracowników.
Trudno mi zabierać głos w sprawie postawy moralnej sowieckich robotników.
No, ale dość tej paplaniny. Dla mnie osobiście 1 maja 1942 był spokojnym, pieknym dniem wiosennym,
który przeżyłem we wsi Borszowskije, w powiecie Nielidowo, w województwie Toropez, w Reichsgau Russland.
2 maja
4 km za linią frontu - apele w pełnym rynsztunku. To zarządzenie uważam za słuszne, bo poniektórych na
gwałt trzeba przywracać do porządku.
W pobliżu naszej kwatery budujemy okopy, kopiemy rowy przeciwlotnicze.
5 maja
Nocny patrol
Wyruszamy o godz. 20 przy silnej śnieżycy, w przeklętym mrozie. Idziemy na linie wroga, brniemy przez las
i przez szerokie na 2 km pasy błota, natrafiając na ślady nieprzyjacielskich zwiadowców.
Cztery godziny czekam daremnie na rosyjski zwiad w miejscu wyznaczonym rozkazem. O północy nasze
zadanie można było uważać za spełnione. Wracamy. Szło się ciężko, małymi grupami jak na podchodach,
chociaż wyposażono nas w buty gumowe i płaszcze.
6 maja
Dzień pracy. Z przykrością muszę stwierdzić, że nikt w całym oddziale łączności nie interesuje się ani,
gdy trzeba, nie wstawia się za telegrafista. Doszło już do tego, że traktują nas niczym Kaszubów*.
Spuśćmy na to zasłonę. Befehl ist Befehl! - rozkaz jest rozkazem. Niektórzy otrzymują żołd, więc mają
więcej do gadania.
7 maja
Znów uczestniczę w nocnym patrolu. Kto się chce pozbyć strachu przed ciemnościami, niech idzie z nami.
Ciemność choć oko wykol, nie widać nawet wyciągniętej dłoni. W takich warunkach, wierzcie mi, niełatwo
brnąc przez błota i gęsty las, uważając przy tym bacznie, by się nie nadziać gdzieś na nieprzyjaciela.
Polecenie wykonane.
8 maja
Spokojny dzień, Nareszcie poczta!
9 maja
Dzień apeli.
10 maja
W Selg u dentysty wojskowego. Ropne zapalenie okostnej. Na razie mnie nie leczy. Posłał do prześwietlenia.
Przez całą niedzielę aż się skręcałem z bólu.
11 maja
W saunie. Chociaż to w gruncie rzeczy bardzo prymitywne urządzenia, jakże jednak zdrowa taka parówka w
saunie - i dla młodszych, i dla starych.
12 - 15 maja
Okres deszczów uniemożliwia jakiekolwiek działania frontowe. Szczęśliwi ci, którzy nie mają warty, nie
muszą iść na patrol i mogą siedzieć pod dachem.
Służba całkowicie nas pochłania. Mamy bardzo mało wolnych chwil.
16 maja
Deszcz, deszcz, nic tylko deszcz.
17 maja
Z rana kąpiel w saunie na powitanie tego szczególnego dnia - Dnia Matki.
Tego dnia kazy żołnierz jest myślami przy s w e j matce, wszyscy mamy ten sam obraz przed oczami:
zawsze niestrudzone ręce, pełna troski i macierzyńskiej miłości, pochylona nad dzieckiem - matkę.
Mijają lata, z dziecka wyrasta młodzieniec. Pod wpływem własnych zapatrywań, pod wpływem otoczenia
taki kilkunastoletni syn oddala się już od matki. A jednak, gdy mu ciężko, u niej zawsze szuka oparcia i
pomocnej dłoni.
W życiu mężczyzny jeszcze raz pojawia się matka. W miłości do każdej przyzwoitej i uczciwej żony mieści
się zawsze cząstka uwielbienia i miłości do matki.
Dziś każdy z nas zastanawia się nad tym, do czego doszedł, czym się stał dzięki wychowaniu rodziców,
a zwłaszcza matki. Każdy wyraża jej swą wdzięczność. Każdy dziękuje na swój sposób: jeden - stale o
niej myśląc, drugi - przesyłając jej wiele gorących, z serca płynących pozdrowień, trzeci jeszcze inaczej.
Msza polowa
Na dworze pod brzózką ustawiono prosty, zwyczajny, a jednak ładny ołtarz.
Gdy się przeżyło kampanię rosyjską, niełatwo jest wielbić Boga z całym ceremoniałem przewidzianym przez
kościół katolicki. Niełatwo jest Bogu dziękować.
Początkowo trudno mi było oswoić się z tym, że któryś z kolegów, takich samych żołnierzy jak my, nagle
przebierał się w stroje liturgiczne i wcielał w kapłana. Nie wiem, mnie się wydaje, że to jakoś koliduje
z tym pięknym otoczeniem, wspaniałą przyrodą. Czy nie prościej wielbić Boga, uznając wszystko to, co On
stworzył, wszystko to, co nam daje? Czy nie prościej oddawać mu cześć, dobrze wypełniając swoje obowiązki,
zdobywając się na energię we wszelkich sytuacjach życiowych, miłując bliźnich? Koniec końców trudniej i
piękniej jest stosować się do przykazań boskich w zwykłym, codziennym życiu aniżeli raz na pół roku
odprawiać te wszystkie kłopotliwe ceremonie, które maja nam pomóc w uświadomieniu sobie boskiej potęgi i
dobroci.
Stwierdziłem, że spośród kolegów połowa uczestniczyła w nabożeństwie z przymusu, a reszta - ot tak, żeby
się pokazać. Ja tym gardzę. Jeśli poszedłem, to tylko po to, by poprzez przyjęcie świętych sakramentów
spełnić wielkanocny obowiązek.
Im brutalniej daje nam życie "w kość", tym szybciej odkrywamy prosty i dobry sposób wielbienia tej potęgi,
która się nad roztacza.
18 maja
Półoficjalny organ agencji "Plotka" donosi:
"W ojczyźnie przystąpiono do nowej akcji zbiórkowej. Natychmiast należy dostarczyć wszystkie nieużyteczne
krzesła.
"Dla kogo?
"Dla żołnierzy, którzy już tak długo s t o j ą pod Leningradem."
O godz. 15 - próbny alarm. Spisaliśmy się dobrze.
19 maja
Ćwiczenia.
20 maja
Znów u dentysty. Dzięki leczeniu zlikwidowane zostało zapalenie okostnej. Dentysta stwierdził, że mam
zęby w fatalnym stanie.
21 - 23 maja
Okazuje się, że w kampanii rosyjskiej radiotelegrafista musi być równocześnie i żołnierzem piechoty, i
saperem. Nas, łącznościowców, w ostatnim czasie dzień w dzień wysyłano na patrole i zwiad, a niezależnie
od tego wieczorami aż do późnej nocy, łaskawie pozwalano budować mosty i układać tamy z grubych bali
drzewnych.
22 maja
Zmieniamy pozycje. Nasze miejsce zajmuje inna dywizja. W związku z tym krążą najbardziej nieprawdopodobne
plotki. Niektórzy twierdzą, że zmiana ta oznacza dla nas odpoczynek. Przynajmniej na jakiś czas. Podobno
mamy otrzymać urlopy.
Nasza jednostka pozostaje w Buldy, położonym między miejscowościami Chołmiec i Morszowskija.
23 maja
Na nowych kwaterach.
24 - 25 maja
Zielone Święta. Już trzecie w czasie tej wojny. Ten dzień mija be większych emocji. Święta zawsze
skłaniają do refleksji i co do mnie - wracam wspomnieniami do minionych lepszych czasów.
Oberwanie chmury - potworny deszcz zagania nas do opustoszałych chłopskich chat, które teraz służą nam
za kwatery. Świąteczny skat, świąteczne cygara - to jedyne przyjemności w tym dzikim życiu.
Wyżywienie
Po broni to druga najważniejsza dla żołnierza sprawa. Od czasu gdy Führer odwiedził nas osobiście na
froncie - było to około Gwiazdki - od czasu gdy objął on naczelne dowództwo nad siłami zbrojnymi,
wyżywienie wyraźnie się poprawiło. Z okazji różnych świąt dostajemy specjalne dodatki, takie jak
czekolada, pomarańcze, no i nie szczędzi się nam chleba. Nie można narzekać!
Jedno tylko gniewa - przy wydawaniu i rozdziale żywności zawsze robi się różnica między szeregowcami a
oficerami. Wydaje mi się, że nie ma to nic wspólnego z narodowym socjalizmem, tym bardziej, że różnice
te są stanowczo zbyt wielkie.
Jak na przyzwoitego żołnierza przystało, wykonuje co do mnie należy i nie utyskuję, niemniej obserwacje
te są nader pouczające. Trzeba je sobie zakonotować na przyszłość.
26 maja - 4 czerwca
Przebywam obecnie w tzw. Ruhequartier. Szkole tu nowych radiotelegrafistów. Rocznik 1922 - 23, dopiero
od stycznia są w wojsku. Aby podnieść swój autorytet wykładowcy, udaje starego wyjadacza, którego nic i
nikt nie jest w stanie wyprowadzić z równowagi.
Przykro, gdy człowiek zawiedzie się na swoich przyjaciołach, Chociaż od początku kampanii zawsze
razem dzielimy wszystkie dole i niedole, gdy tylko komuś nadarzy się okazja osiągnięcia jakichś
osobistych korzyści - wspólnota rozlatuje się i każdy idzie własna drogą, bez względu na to, czy
chodzi o urlop, czy też o przydział żywności. Jest to bardzo smutne, bo w konsekwencji nasz oddział
łączności przeobraził się w oddział rowerzystów, chętnie "jadących na kółku".
5 czerwca
Po raz drugi w tym miesiącu zaszczepiono nas przeciwko cholerze. W sumie dostaliśmy już trzy takie
zastrzyki, w przyszłym tygodniu ma być czwarty.
Kąpałem się i pływałem w pobliskim basenie. Wyżywienie na razie dobre, od czasu do czasu dają nam nawet
czerwone wino.
6 czerwca
Ostatni dzień spokoju. Przygotowujemy się do wymarszu na nowe stanowiska.
7 czerwca
Po rozmokłych drogach, w deszczu, wyruszamy na nowy odcinek frontu. Po przebyciu 20 kilometrów zasłabły
nam konie. Trzeba było przenocować i to - po raz pierwszy - w namiotach. Ja sam z wozami pozostaję w tyle.
Wieczór spędziliśmy bardzo przyjemnie.
8 czerwca
Idziemy dalej błotnistymi wertepami wśród chmary komarów. Wóz ze sprzętem krótkofalowym i
radiotelegraficznym ciągnąć musi az 6 koni. Ale szczęśliwie nigdzie nie utknął.
9 czerwca
na nowym odcinku frontu powitały nas fanfary rosyjskiej ciężkiej artylerii.
Pociski padały w odległości 200 metrów od naszych pozycji.
Wyjątkowo trudny i niebezpieczny odcinek. Błota, przyczółek mostowy - to chyba nie wymaga komentarzy.
10 - 13 czerwca
Przenosimy się do bunkrów w lesie. Rosyjska artyleria bez przerwy szpikuje pociskami w naszą wieś.
W dniach od 11 do 13 czerwca pędzimy dzikie obozowe życie i toczymy zaciekłe boje z komarami.
14 czerwca
Przyjemna niedziela. Muzyka i wódka.
15 czerwca
Rosyjska artyleria ostrzeliwuje nasze pozycje. 10 metrów na lewo od naszego namiotu łączności gruchnął
solidny pocisk. Znajdowaliśmy się wtedy w namiocie. Nikomu nic się nie stało. Ale w ogóle ponosimy straty,
między innymi zabity został dowódca artylerii, a jeden z naszych sierżantów odniósł ciężkie rany.
Nade mną czuwa Anioł Stróż.
16 czerwca
Wykorzystujemy chwilę spokoju. Ładuję akumulatory do aparatów nadawczych.
17 - 18 czerwca
Rosjanie wysadzili w powietrze zasieki z drutu kolczastego i zaatakowali 1. kompanię. Początkowo odnosili
sukcesy, później jednak udało nam się ich odeprzeć. Natarcie to poprzedził huraganowy ogień artylerii
rosyjskiej. Spadło na nas ponad 300 pocisków wszelkich kalibrów. Przed pociskami artyleryjskimi najlepsze
schronienie to bunkier albo rowy.
G... leci z nieba. Deszcz przecieka do wnętrza namiotu.
19 czerwca
Wystąpiłem z wnioskiem o przeniesienie mnie do lotnictwa. Kompania go zatwierdziła. Czy i pułk się zgodzi ?
D e z e r t e r z y
... Po raz pierwszy dwóch naszych przeszło na tamtą stronę.
20 czerwca
Ciągle jeszcze pada. Cały nasz namiot zalany wodą.
21 czerwca
Namiot pływa, a wraz z nim wszystkie nasze rzeczy. Deszcz pada nieustannie.
22 - 27 czerwca
Zagospodarujemy się na nowych pozycjach bojowych.
28 czerwca
Rozmawiałem z szefem kompanii. Chodziło o mój wniosek i o K.O.B.*
Przez dwa i pół roku nikt się nie troszczył o małego Gefreitra, nikt nie uważał za stosowne awansować go
na Obergefreitra. Po co więc teraz chce się mnie koniecznie ściągnąć do K.O.B.? Piechota straciła zbyt
wiele oficerów, na gwałt szuka się więc zastępców. Nie wycofam swojego wniosku o przeniesienie do
lotnictwa i przynajmniej na razie bronić się będę przed pójściem do K.O.B.
Szef kompanii obiecał, ze prześle mój wniosek do pułku.
Turnieje szachowe. Zwycięstwo na całej linii. Na osiem rozgrywek raz tylko przegrałem.
ˇ - K.O.B. - Kompanie der Oifizlersbewerber
30 czerwca
Skończyły się spokojne dni pod bokiem pułku. Obejmuje grupę łączności przy III/232. Kierownik grupy,
którego mam zastąpić, jedzie na 4-tygodniowy urlop do "Giermanski".
Spodziewamy się wielkich wydarzeń. III/ znów ma się przenieść na nowe pozycje.
1 lipca
Ach, to wieczne oczekiwanie!
Dokładnie o północy przerzucono batalion na pozycje najbardziej wysunięte do przodu. Wieczorem
Sondermeldung: Sewastopol, najsilniejsza lądowa i morska twierdza świata - w naszych rękach !
-----------------------
O godz. 02.00 w nocy stoimy w pogotowiu w odległości 200 m od rosyjskiej H.K.I. O godz. 03.00 i 04.00
rozpoczęły atak nasze Stukasy. Tuż potem na całym froncie przystąpiono do natarcia. O godz. 09.00 znów
spokój na naszym odcinku. Na rozrzuconych po lesie i po polu, silnie umocnionych stanowiskach Rosjanie
walczą zaciekle, z uporem, az do ostatka. Artyleria strzela bez ustanku. Nasze i sowieckie pociski krzyżują
się w powietrzu. Lotnictwo pomaga intensywnie.
Odkomenderowano mnie na stanowisko telegrafisty do III.
3 lipca
Nowy atak. Przy pomocy Stukasów udaje się odbić wsie Trawino, Dunino i Grima. Tym samym utorowaliśmy drogę
nadciągającym czołgom, które za dwa dni maja uderzyć w kierunku Biełoj i od wschodniej strony zamknąć
kocioł.
5 lipca
W okolicach Biełoj utworzył się kocioł, który "oczyścimy" w najbliższych dniach.
6 lipca
W kotle panuje względy spokój.
7 lipca
Nasz batalion, stanowiący rezerwę, zostaje wycofany z dotychczasowego odcinak.
Wszyscy rozumiemy, o co chodzi. Znaczy to, ze przerzuci się nas na najbardziej zagrożone, najbardziej
zapalne miejsca.
Mniej więcej co pół godziny Rosjanie atakują należący do naszej dywizji batalio 233.
Dzielna jednostka I/233 wytrzymuje napór i bronią przeciwpancerną niszczy 22 wrogie czołgi.
Tej nocy mamy zastąpić ten batalion.
8 lipca
I znów Rosjanie szturmują. Tym razem łownie bombowce. Atak zostaje odparty.
Kanonada. Granatniki i artyleria zasypują nasze stanowiska gradem pocisków.
Niespokojna okolica. Mycie, jedzenie, nawet załatwianie osobistych potrzeb - wszystko to odbywa się
pod nieprzerwanym ogniem rosyjskiej artylerii. Dwa - trzy razy w ciągu tygodnia Rosjanie puszczają
w ruch swoje "organy Stalina", działo o 16 lufach. Na dobitek każdego ranka nękają nas rosyjskie myśliwce.
Dziś o świcie zbudziło nas 12 sowieckich czołgów, które dotarły az pod nasze pozycje.
Trzy zostały zniszczone, reszta zawróciła.
9 lipca
Dzień podobny do poprzednich. Jak zwykle, ogień artyleryjski. O godzinie 20-tej rosyjska piechota
zaatakowała lewe skrzydło naszego odcinak, a także naszego sąsiada z lewej strony.
Pogotowie alarmowe! "Maszyny do szycia" sieją bomby na starym odcinku.
10 lipca
Po raz pierwszy od dłuższego czasu trochę spokoju. Za to o 23-tej na oddział 10/ wtoczyły się 3
rosyjskie czołgi. Alarm! O godzinie 9-tej atak został odparty. Przyjemne pozdrowienia przesyła mi wróg -
w dniu moich 21 urodzin!
11 lipca
Zjawiają się z gratulacjami:
O godzinie 01.30 "maszyna do szycia" zrzuca na nasze pozycje dwie bomby.
O godzinie 04.15 rosyjskie myśliwce koszą nas z broni pokładowej.
O godzinie 04.30 odezwały się "orany Stalina".
O godzinie 05.30 rosyjska artyleria, kaliber 17,2.
O godzinie 09.00 deszcz, deszcz, deszcz.
12 lipca
Wreszcie skończyło się to piekło. Pożegnanie, zgotowane nam przez Rosjan, było dramatyczne. Niewiele
brakowało, by ośmiu radiotelegrafistów rozpoczęło swój wieczysty urlop na tamtym świecie. Działa
szybkostrzelne wala jak w święto strzeleckie. A na dobitek "organy Stalina" tropią nas swymi 16 lufami.
To cud, że nikt z naszego oddziału nie został ranny. Wszyscy byliśmy przysypani grudami ziemi i kamieniami,
które fruwały w powietrzu.
13 - 14 lipca
Nareszcie prawdziwy, dobrze zasłużony odpoczynek.
15 lipca
Nowa akcja. Naszym zadaniem jest oczyścić las i drogę. Bierzemy 50 jeńców.
16 lipca
Nasza jednostka to prawdziwy "latający Holender". Znów mamy zmienić pozycje.
17 - 19 lipca
Zajmujemy wyjściową pozycję ubezpieczającą naprzeciwko lasu, w pobliżu szosy. Spokojne dni. Jestem
teraz radiotelegrafistą batalionu i zarazem pułku.
10 jeńców, w tym jedna kobieta, 7 koni - to nasza zdobycz.
20 - 27 lipca
Nasza jednostka otrzymuje posiłki w sprzęcie i amunicji. Usiłuje się także odświeżyć nas i wzmocnić
psychicznie. Ale żołnierz, który ma za sobą ponad rok kampanii rosyjskiej, jest już kompletnie otępiały.
Podobno istnieją w stosunku do nas wielkie plany.
26 lipca
Szybki marsz do Olenina, stamtąd koleją do Rżewa. Od marca 1941 roku nareszcie jakiś europejski środek
lokomocji - kolej. Z Rżewa zaraz jedziemy dalej przez Syczewkę do Wiaźmy.
102 dywizja zostaje wyłączona z 9 armii. Dokąd się ją teraz przydzieli?
27 lipca
Ten transport nie jest przyjemny. Leje jak z cebra. To wszystko g...
Wyładowują nas w Malinińsku. Okolica jest tu piękniejsza, aniżeli można było przypuszczać. Całkiem
ładnie, gęsto skupione kolonie, a dalej błota i lasy. Znajdujemy się na zachód od Kaługi.
28 lipca
Spokój.
29 lipca
Jak przyjemnie może być życie nawet na froncie. Przed południem kapiemy się w pobliskim jeziorze,
popołudnie spędzamy w frontowym kinie, gdzie wyświetlano film "Kelnerka Anna". To był dzień urlopu,
zupełnie jak w domu.
30 lipca
Spokój, deszcze, wolny czas spędzamy w namiocie przy radiu i książkach.
31 lipca
O godzinie 20,30 wyruszamy na nocny odcinek, 21 km ślimaczymy się wzdłuż szosy, która jest w 50%
okupowana przez wroga. Mimo to wszystko idzie dobrze.
1 sierpnia
Dalej idziemy wzdłuż szosy. Rosyjskie działa szybkostrzelne i lekka artyleria dają o sobie znać. Raz po
raz ostrzeliwują szosę.
2 - 4 sierpnia
Spokój.
Podczas gdy nasz pułk zajmuje stanowiska opodal Kaługi, pozostałe jednostki 102 odpierają kolejne silne
ataki Sowietów na północ od Rżewa.
Niemieckie wojska wkroczyły na Kubań.
5 - 6 sierpnia
Wciąż jeszcze na tym samym miejscu.
7 - 8 sierpnia
Całą naszą dywizję załadowują na ciężarówki i przerzucają znów na północ. Jak fama głosi, na
80-kilometrowym odcinku frontu między Rżewem a Wiaźmą Rosjanie odnieśli wielkie sukcesy. Innymi słowy -
"dostaliśmy w kość".
Noc z 7 na 8 sierpnia
Największe oberwanie chmury, jakie kiedykolwiek przeżyłem, i to na dodatek w namiotach. Pływało wszystko
wraz z nami i naszymi rzeczami. O godzinie 9 rano przeładowuje się nas w Wiaźmie - kierunek Rżew.
Lądujemy w Osudze, 25 km na południe od Rżewa. Sytuacja jest tu groźna. Przychodzimy akurat w porę,
by zahamować nieprzerwany marsz Rosjan. Naszym zadaniem jest wcisnąć się w powstałe rysy i luki i
powstrzymać napór nieprzyjaciela. To nam się w końcu udaje, ale za cenę nieprawdopodobnych ofiar i
strat z naszej strony.
10 sierpnia
Mój oddział łączności zostaje przerzucony do III/232. Tu wita nas salwa z sowieckich granatników
kalibru 12, 5 i 17,2. Od 24 godzin nie miałem nic w ustach - ani jedzenia, ani picia.
11 sierpnia
Czarny dzień III/232. Wyznaczmy cel - wieś [...] - zdobywamy trzy razy i trzykrotnie wyparto nas stamtąd.
Batalion informacyjny III/232 traci w walce swojego dowódcę, czterej inni odnieśli ciężkie rany, a
przecież dwa dni temu straciliśmy już sześciu ludzi. Z całej 20-osobowej jednostki zostało tylko
dziewięciu, no i my, grupa radiotelegrafistów.
Btl GFS* na najdalej wysuniętej linii frontu. Dowódca batalionu, kpt. Iwanski poległ. Jeden z szefów
kompanii został ranny. To był najcięższy ogień artyleryjski ze wszystkich dotychczasowych, a my tkwimy
w samym jego centrum. Nasz batalion gwałtownie potrzebuje wypoczynku i oddechu, a mimo to wciąż na nowo
rzuca się go do akcji.
(* - Btl GFS - punkt dowodzenia batalionem.)
12 sierpnia
Wczesnym rankiem pozdrawiają nas niemieckie samoloty bojowe. Do obiadu czas spędzam w Rgt GFS*. Ci
panowie na tyłach nie mają zielonego pojęcia o tym w jakich warunkach walczą żołnierze piechoty na
pierwszych liniach frontu. Wieczorem ciężki ogień rosyjskiej artylerii.
(* - Rgt GFS - punkt dowodzenia pułkiem.)
13 sierpnia
Przez całe popołudnie na nasze pozycje padają ciągle pojedyncze pociski.
O godz. 14.45 wróg atakuje 7 czołgami T-34. Atak poprzedził ostry ogień artyleryjski, oczywiście ze
strony sowieckiej, i to ze wszystkich dział, ze wszystkich luf. Atak został odparty.
14 sierpnia
W zasadzie na naszym odcinku spokój, jeżeli nie liczyć pojedynczych granatów i pocisków 17,2 cm.
O godzinie 16 zwiad doniósł, że nadciąga 18 czołgów sowieckich. Ostry alarm.
15 sierpnia
Rano nasz sąsiad z prawej ostrzelał 17 wrogich czołgów. Między 16 a 17,30 potężna kanonada rosyjskiej
artylerii wszelkiego kalibru. Na odcinek obsadzony przez nasz batalion spadło chyba ze 600, a może
800 pocisków. Na szczęście tylko jeden zabity i jeden ranny.
Po tym bombardowaniu, które najzdrowszego człowieka mogło doprowadzić do rozstroju nerwowego -
niespodzianka! Przyjemny, serdeczny list od mojej małej siostrzyczki. Podziałał na mnie kojąco.
16 sierpnia
Szara, smutna niedziela. Deszcz leje. Wielkie krople przeciekają do mojego bunkra. Człowiek żyje tu jak
zwierzę.
17 sierpnia
Po dwugodzinnym deszczu i ciszy znów ożywił się front.
18 - 20 sierpnia
Spokojne dni na naszym froncie obronnym.
21 sierpnia
Na polecenie pułkowego lekarza zostaję odesłany do kompanii. Mam wykurować zastarzałe zapalenie migdałów,
które znów - i to ostro - dały o sobie znać.
Rozpoczyna się końska kuracja.
Rozmyślania człowieka, który od 22 czerwca 1941 stale
znajdował się na pierwszej linii frontu.
Zawsze w wojsku znajdą się ludzie, którzy potrafią się zadekować i ciężkie, decydujące walki przeżyć na
tyłach. Pół biedy, gdy na jednego frontowego żołnierza przypada dziewięciu takich, którzy dbają o jego
potrzeby cielesne, duchowe i intelektualne. Jeśli jednak ludzie ci sądzą, że wolno im lekceważyć żołnierza,
który przybył z pierwszej linii frontu, i traktować go jak ucznia albo początkującego rekruta, to radzę
im nie posuwać się zbyt daleko, w przeciwnym razie prawdziwy żołnierz frontowy będzie wiedział, jak ma
postąpić.
U l r o p y. Jest wśród nas wielu, których od 22 czerwca 1941 roku nieustannie rzucają do akcji, toteż
im w pierwszej kolejności powinno się dawać urlopy. Ale to teoria! Na urlop pojedzie oczywiście ktoś z
kancelarii i jeszcze kilku z taborów. Dlaczego? Po prostu dlatego, że prawdziwi, waleczni żołnierze
są niezastąpieni. A jeśli zdarzy się przerwa w działaniach na froncie? Czy tych niezastąpionych nie
można było wówczas posłać na urlop? Ależ skąd! W takim przypadku szermuje się argumentem, że inni dłużej
nie byli w domu. Pytam się: czy taki stosunek (do żołnierza) może podnieść zapał bojowy? Czy w rezultacie
każdy z nas nie powinien się starać o zdobycie jakiegoś dobrego miejsca na tyłach, by wreszcie uzyskać
prawo pierwszeństwa do urlopu i awansu.
Bogu dzięki nie w całym Wehrmachcie tak się nie dzieje.
A w a n s e. Czy nie jest to obraźliwe, że doświadczonego, odznaczonego Żelaznym Krzyżem kierownika
grupy łączności pozostawia się w randze Gefreitra, chociaż dawno powinien być podoficerem czy chociażby
Obergefreitrem?
Nie. Panom przełożonym zadrżałoby pióro, gdyby mieli podpisać wniosek o awansowanie małego skromnego
Gefreitra.
Tak nam się dziękuje i wyraża wdzięczność, nam którzy zawsze wypełniamy swoje obowiązki, i to na
najbardziej zagrożonym, najcięższym odcinku, nam, którzy z całej kompanii narażeni jesteśmy na największe
niebezpieczeństwo. Tak, grupa łączności w piechocie nigdy nie była doceniana, zawsze dostawała po
krzyżach.
To nie wymaga komentarzy!
26 sierpnia
Kuracja zakończona.
27 sierpnia
Znów na pierwszej linii, w swojej grupie łączności III/232.
Wieczorem godzina muzyki tanecznej, zamiast nieustannego ognia "ratschbum" i granatników.
Ciężko mi na sercu. Wzbiera we mnie tęsknota za czymś kochanym, bliskim, przyjemnym, uczucie, które
zupełnie nie pasuje do tego, co się dzieje tu, w polu, na froncie. Żołnierz frontowy, jeśli ma wytrwać,
wytrzymać wszystkie trudy i pustkę frontowego życia, musi być tępy, obojętny. Gdyby przy tym myślał o
przyjemnościach i żądzy użycia, działoby się to kosztem jego spokoju.
28 sierpnia
Fantastyczna letnia pogoda. Na froncie drobne potyczki. Szach na pierwszej linii!
29 sierpnia
Czołg ostrzeliwuje nasze pozycje.
30 sierpnia
Otrzymujemy ordery za zimę i za zdobycie szosy. Order ten nazywamy "kotylionem".
31 sierpnia - 4 września
Drobne potyczki.
5 września
Rosjanie atakują naszego sąsiada z prawej. Po 12-godzinnych ciężkich zmaganiach atak został odparty.
6 września
Granaty wala w punkt dowodzenia batalionu. W naszej kotlinie - głęboki lej. Są ranni.
7 września
Rosyjski zwiad, wyposażony w krótkofalówkę, przedarł się przez nasze linie. Schwytano dwóch jeńców.
Podobno dzisiejszej nocy Rosjanie przygotowują się do ataku.
Ostry alarm! Ataku nie było.
8 września
Cisza.
9 września
O godzinie 04,30 atak Rosjan z lewej i prawej strony. Do tego zarzucają nas gęstym gradem pocisków,
który ma stworzyć przed nacierającym nieprzyjacielem rodzaj zapory ochronnej. 600 granatów, zawodząc i
wyjąc, spada na nasze pozycje.
Dostaję awans na Obergefreitra.
10 września
Nasze i nieprzyjacielskie samoloty staczają bitwę.
11 - 14 września
Nie specjalnego się nie dzieje.
15 września
Miało być kino, ale nic z tego nie wyszło. Przeszkodził ogień artyleryjski...
Piękna jesienna pogoda.
W odległości 1 km od pozycji wroga - msza polowa w zrujnowanym domu. Przystąpiłem do św. Sakramentów.
16 września
Kino frontowe: "Koncert życzeń" - tak nazywał się ten film. Wieczorem budujemy bunkry.
17 - 20 września
Przy fatalnej pogodzie dalej budujemy bunkry.
18 - 22 września
Jeszcze trwa budowa bunkrów. 22-go jesteśmy gotowi.
23 września
Przenieśliśmy się do bunkra. To prawdziwa mysia dziura: trzy łóżka, piec, stół, wszystko w jednej izbie.
24 - 26 września
Okres deszczu.
27 września
Niedziela była w kratkę - trochę spokoju, trochę ostrzeliwanie z tamtej strony.
28 września - 4 października
Życie w bunkrze. Na froncie względny spokój.
6 października
Tu, w batalionie, każdego dnia cos człowiekowi może spaść na głowę. To jest nieuniknione. Jeden
jedyny pocisk z najcięższego rosyjskiego granatnika trafia w punkt dowodzenia batalionem i powoduje
ogromne straty.
Jeden z kolegów z oddziału łączności - zabity, jeden - ciężko ranny, ciężko ranny jest także jeden z
podoficerów z oddziału rowerzystów. Gorzki los znów doświadczył nasz oddział sięgając po nowe ofiary w
szeregi naszego oddziału łączności.
7 października
Poczta! Po południu pochowaliśmy kolegę Neugebauera. Wieczorem - wspaniała muzyka.
Załatwiam korespondencję. Odpowiadam na listy.
8 - 10 października
Życie w bunkrze. Kąpiemy się w saunie. Potem zmiana bielizny.
11 października
Niedziela, jaka zawsze być powinna. Muzyka, spokój, dobre jedzenie, poczta i jeszcze raz muzyka.
12 - 17 października
To już ostatni tydzień przed wyjazdem do domu. Dostałem urlop na studia!
Prima!!!
19 października
Wreszcie wyruszam w podróż do "Germanski". W ulewnym deszczu do Wiaźmy.
20 - 22 października
Wiaźma - Brześć.
22 października
zwolnienie i ...
23 października
nareszcie w wiedeńskim pociągu, który przez Gliwice - Wrocław dowiezie mnie do domu.
|