Nr ISSN 2082-7431
Polska Podziemna
Akcja "Za Kotarą".


Akcja "Za Kotarą".

Autor: Mateusz Maroński.

Starcie na ulicy Poznańskiej w Warszawie.

19 sierpnia 1943 roku do stojącego na rogu ulic Poznańskiej i Hożej, Wojciecha Liliensterna (ps. "Wiktor"), ukłonił się jadący rikszą mężczyzna. "Wiktor" znał tego człowieka i (choć było to wbrew zasadom konspiracji) odruchowo odpowiedział ukłonem.
W tym momencie przed "Wiktorem" zatrzymał się jadący wolno za rikszą samochód z którego wyskoczyli dwaj cywilno ubrani mężczyźni, obezwładnili zaskoczonego "Wiktora" i wciągnęli go do samochodu po czym odjechali. Mężczyzną w rikszy był Józef Staszauer ps. "Aston". Swym ukłonem wydał "Wiktora" w ręce gestapo, a na siebie wydał wyrok śmierci.
Por. Wojciech Lilienstern ps. "Wiktor" w czasie okupacji pełnił funkcję kierownika referatu magazynów i spedycji sprzętu radiotelegraficznego Oddziału V (Łączność) Komendy Głównej AK. Poza swoim głównym stanowiskiem, "Wiktor" brał udział (za zgodą przełożonych) w akcjach likwidacyjnych na terenie Warszawy.

Józef Staszauer (vel Dalder) ps. "Aston", przed wojną był filmowcem. Pochodził z żydowskiej rodziny i posiadał wyraźnie semicki wygląd. Mimo to w 1940 roku Staszauer pojawia się w Warszawie i zaczyna prowadzić bar "Za Kotarą" na rogu ulic Mazowieckiej i Świętokrzyskiej. W czasie gdy trwało wyłapywania Żydów (lub ludzi o semickim wyglądzie) i umieszczania ich w getcie Staszauer podróżuje nieskrępowany po całym generalnym gubernatorstwie. Jego lokal często odwiedzają Niemcy, z którymi utrzymuje dobre kontakty.
Co więcej, w jego lokalu Niemcy nigdy nie dokonywali rewizji, ani łapanek. W końcu 1942 roku Staszauer poznał wspomnianego wcześniej "Wiktora", który (mimo tak wielu budzących wątpliwość kwestii z życia Staszauera) wciąga go do konspiracji i wkrótce mianuje swoim zastępcą pod ps. "Aston". Niestety kontrwywiad KG AK, zaczął prześwietlać "Astona" dopiero, kiedy ten już zaczął pracować na wysokim stanowisku, a do współpracy wciągnął kilka osób ze swojego otoczenia (między innymi żonę i szwagra).
Prowadzone przeciw niemu dochodzenia wykazało, że niemal na pewno jest on agentem Gestapo. Świadczyć o tym miały jego częste kontakty z Niemcami (zwłaszcza z majorem Abwehry Horaczkiem), słuchanie przy nich (nielegalnych) audycji radiowych z Londynu i wiele innych.

Ponieważ nie posiadano twardych dowodów zdrady, KG AK wydała "Wiktorowi" rozkaz odsunięcia "Astona" od wszelkich zadań i odcięcia się od niego. "Wiktor" nie przyjął tego rozkazu z zadowoleniem, a nawet bronił swego podkomendnego, jako człowieka bardzo zasłużonego dla konspiracji. Rozkaz jednak wykonał i zawiadomił "Astona", że musi wyjechać, więc nie będą mieli przez jakiś czas kontaktu.
Był to prawdopodobnie sygnał dla "Astona", że może być spalony. Trudno powiedzieć czy "Aston" chciał wyświadczyć Niemcom ostatnią przysługę, czy uważał, że likwidacja "Wiktora" odsunie od niego podejrzenia, albo pozwoli dalej prowadzić swoją grę. Tym nie mniej Staszauer postanowił pozbyć się swojego przełożonego z AK.
W tym celu podczas ostatniej rozmowy z "Wiktorem" nadmienił, że wie gdzie znajduje się poszukiwany i skazany na śmierć wyrokiem Wojskowego Sądu Specjalnego agent gestapo Henryk Lutosławski. "Aston" doskonale wiedział o drugim "etacie" "Wiktora". Podstęp udał się i "Wiktor" połknął haczyk.

Wyrok na Lutosławskim miał zostać wykonany właśnie 19 sierpnia 1943 roku około godziny 8 rano, kiedy zdrajca szedł do pracy na poczcie na ulicy Nowogrodzkiej. Wykonawcą wyroku miał być "Wiktor" osłaniany przez 6 osobowy zespół bojowy. Wszyscy uczestnicy byli już rozstawieni, kiedy nastąpiły opisane na wstępie wydarzenia. Kiedy tylko ruszył samochód z "Wiktorem", oddział osłonowy próbował go zatrzymać, ale nagle sami zostali ostrzelani. Wyloty ulic zostały zablokowane. Żołnierze musieli się wycofać. Niestety podczas próby przebicia, dwóch z nich zginęło. Por. Wojciech Lilienstern "Wiktor" trafił na Szucha. Udało mu się przekazać na zewnątrz tylko krótki gryps: "Aston zdrajca". Następnie przeszedł ciężkie śledztwo, w trakcie którego nie wydał nikogo.

Akcja "Za Kotarą".

Śledztwo prowadzone przez Kontrwywiad AK, które ruszyło po aresztowaniu "Wiktora" (wraz z grypsem wysłanym przez niego z Pawiaka) dostarczyło niepodważalnych dowodów zdrady "Astona". Po kilku tygodniach (prowadzonego zgodnie z procedurą) śledztwa, Wojskowy Sąd Specjalny wydał wyrok śmierci na zdrajcę. Rozkaz likwidacji został wydany Referatowi 993/W (kryptonim Wapiennik) Wydziału Bezpieczeństwa i Kontrwywiadu Oddziału II (Informacyjno-Wywiadowczy) KG AK.
Wapiennik był oddziałem dyspozycyjnym Kontrwywiadu KG AK, wykorzystywanym najczęściej do akcji likwidacyjnych. Po otrzymaniu rozkazu dowódca oddziału por. Stefan Matuszczyk ps. "Porawa" przystąpił do opracowania planu. Na miejsce wykonania wyroku wybrano kawiarnię Staszauera "Za Kotarą", jako miejsce w którym najłatwiej było go zastać. Nie był to jednak łatwy punkt do przeprowadzenia akcji. W pobliżu znajdowały się liczne budynki silnie obsadzone przez Niemców: Poczta Główna na pl. Napoleona (dziś pl. Powstańców Warszawskich), budynek Arbeitsamtu przy ul. Kredytowej, budynek Zachęty (podczas okupacji Dom Kultury Niemieckiej) przy pl. Małachowskiego, posterunek policji przy Krakowskim Przedmieściu, czy przede wszystkim główne ośrodki niemieckiej administracji w Warszawie przy pl. Piłsudskiego.

Tymczasem "Aston" nie próżnował. Najpierw nawiązał kontakt z matką wydanego przez siebie "Wiktora" zapewniając, że dołoży starań aby wyciągnąć go z Pawiaka. Następnie skontaktował się z przyjacielem "Wiktora", por. Tadeuszem Szustrem ps. "Tadeusz", z którym "Wiktor" brał udział w akcjach bojowych.
"Tadeuszowi" zakomunikował, że warunkiem zwolnienia "Wiktora" jest wydanie dwóch działaczy komunistycznych. "Tadeusz" zameldował o tym zastępcy szefa Kontrwywiadu KG AK ppor. Stefanowi Rysiowi ps. "Fischer". Ten odrzucił propozycję i rozkazał natychmiastowe zerwanie wszelkich kontaktów ze Staszauerem.
Jednak 7 października "Fischer" otrzymuje informacje, że następnego dnia "Za Kotarą" ma dojść do spotkania "Astona" i gestapowców z oficerem AK w sprawie uwolnienia "Wiktora". W tej sytuacji "Fischer" nakazuje przyspieszenie akcji i wykonanie wyroku następnego dnia tj. 8 października 1943 roku.



Przedwojenny Plac Napoleona. Strzałką zaznaczona lokalizacja baru "Za Kotarą".
Źródło zdjęcia: Internet. Domena publiczna.

Bar "Za Kotarą" był niewielkim lokalem na który składały się dwie sale. Pierwsza z barem w której najczęściej urzędował Staszauer, i druga mniejsza znajdująca się na lekkim podwyższeniu. Sale mogły być oddzielone czerwoną kotarą, od której lokal wziął swoją nazwę. Według planu przygotowanego przez "Porawę", do akcji miało dojść w godzinach popołudniowych.
Najpierw do lokalu miała wejść czwórka żołnierzy oddziału (dwóch mężczyzn i dwie kobiety), zająć miejsce przy stoliku i pozorując zwykłe spotkanie towarzyskie prowadzić obserwację lokalu i gości. W pewnym momencie jedna z wywiadowczyń miała opuścić lokal i zdać raport czekającemu na zewnątrz "Porawie".
Na jego rozkaz do lokalu miał wkroczyć oddział likwidacyjny, krzycząc "ręce do góry/hande hoch". Kto się nie podporządkował, miał zostać zlikwidowany. Następnie plan zakładał rewizję obecnych, wykonanie wyroku na "Astonie" i towarzyszących mu gestapowcach i odwrót. Całość akcji miała być zabezpieczona od zewnątrz przez liczny oddział osłonowy.

Zbiórka i odprawa przed akcją odbyła się o godzinie 15:00 w mieszkaniu na ul. Pańskiej. Następnie oddział grupkami wyruszył na ul. Mazowiecką. Podczas dojścia na miejsce, jeden z żołnierzy: Andrzej Zawadzki ps. "Andrzejewski" spotkał nieoczekiwanie swoją matkę. Nie wiedząc o działalności syna, ani celu w jakim zmierza, zaczęła z nim rozmawiać.
"Andrzejewski" próbował wytłumaczyć matce, że się spieszy, jednak ta kontynuowała rozmowę. Jak sam wspominał:

"Chłopcy oddalają się coraz bardziej i dochodzą już do Prudentialu, więc całuję mamę w rękę i w połowie słowa zmykam. Kątem oka widzę na jej twarzy zdziwienie, zgorszenie, oburzenie i wszelkie inne podobne uczucia".

Jest to przykład tego z czym musieli mierzyć się żołnierze podziemia prowadzący podwójne życie, o którym bardzo często nie wiedzieli ich najbliżsi. Około godziny 18:00 do baru "Za Kotarą" weszła czwórka wywiadowców: Danuta Hibner "Nina", Zofia Rusecka "Zosia", Tadeusz Towarnicki "Naprawa" i NN. "Ryś" (początkowo jedną z wywiadowczyń, która miała zająć miejsce przy stoliku była Izabela Horodecka "Teresa", jednak okazało się, że kelnerka jest jej przyjaciółka, co mogło skomplikować akcję).
Zajęli oni miejsce przy stoliku w drugiej sali na podwyższeniu, skąd mogli prowadzić obserwację lokalu. Z czwórki obserwatorów tylko "Zosia" nie miała broni, gdyż plan zakładał, że opuści lokal nim rozpocznie się strzelanina. W pierwszej sali przy stoliku siedział "Aston" w towarzystwie kilku osób.

W bramie domu znajdującego się po drugiej stronie ul. Mazowieckiej zebrał się oddział wykonawczy złożony z braci Bąków: Bolesława ps. "Szlak", Stanisława ps. "Burza", Leona ps. "Doktur", wzmocniony wspomnianym wcześniej "Andrzejewskim". Obok miejsce zajął dowódca oddziału "Porawa", a przy nim Zbigniew Szubański "Clive" stanowiący bezpośrednią osłonę wejścia do lokalu w czasie trwania akcji.
Poza "Clive" zewnętrzne ubezpieczenie stanowili: Józef Czapla "Zawierucha", Ryszard Czarnecki "Kurzawa", Adam Grymaszewski "Jastrząb", Bronisław Gwiaździński "Sokół", Jan Kowalczyk "Kieł" Stanisław Kuśpit "Kruk", Józef Niemyski "Ćwach", Janusz Radke "Gozdawa", Stefan Rogowiec "Szaruga", Czesław Teofilak "Zadra" i Tadeusz Teofilak "Chmura". Ponadto do akcji włączono dwóch granatowych policjantów: Stanisława Przybysza ps. "Stanisław" i NN. Liczne ubezpieczenie ustawiło się na:

- ulicy Świętokrzyskiej: u zbiegu z Mazowiecką (osłaniając od strony Nowego Światu), u zbiegu z Jasną (osłaniając od ul. Moniuszki i pl. Dąbrowskiego), u zbiegu z ul. Szkolną (osłaniając od strony ul. Marszałkowskiej);
- pl. Napoleona (dziś pl. Powstańców Warszawskich) osłaniając od strony Poczty Głównej;
- ulicy Traugutta osłaniając przed interwencją ze strony Arbeitsamtu przy ul. Kredytowej.

Tymczasem wewnątrz lokalu sytuacja powoli staje się napięta. Wywiadowcy słyszą co chwilę niemieckie słowa padające przy stoliku Staszauera. Ponadto goście "Astona" zaczęli zwracać na nich uwagę. Po kilku minutach, zgodnie z planem, pod błahym pretekstem lokal opuszcza "Zosia", aby zdać raport "Porawie".
Kiedy wszyscy byli już na swoich miejscach, obchodu stanowisk dokonała "Teresa", po czym skierowała się w stronę "Porawy" i zameldowała dowódcy, że zauważyła Niemców w niektórych bramach na ul. Mazowieckiej.



Od lewej: por./kpt. Stefan Matuszczyk "Porawa" - dowódca akcji i ppor. Tadeusz Towarnicki "Naprawa".
Źródło zdjęcia: Internet. Domena publiczna.

"Porawa" z "Teresą" dokonują rekonesansu ul. Mazowieckiej, który potwierdza słowa wywiadowczyni. Nagle nie wiadomo skąd pojawia się niewysoki mężczyzna i mijając "Porawę" rzuca dyskretnie: "Zwinąć akcję! Zasadzka!", po czym oddala się. "Porawa" nie znał tego człowieka, choć on bez wątpienia znał jego.
Kim był nigdy nie udało się ustalić. "Porawa" stanął przed ciężkim dylematem. Nie mógł tak po prostu zlekceważyć słów tego człowieka. Mógł być to ktoś z dowództwa, kogo w warunkach konspiracji "Porawa" miał prawo nie znać.
Ale tajemniczy mężczyzna mógł równie dobrze pracować dla Staszauera, który w ten sposób próbowałby rozmontować akcję przeciwko swojej osobie. Ukryci w bramach Niemcy, mogą być znakiem, że "Aston" wiedział o akcji, lub przeczuwał, że taka może mieć miejsce. Jej przeprowadzenie musiało wiązać się z ciężką walką tak na ulicy jak i wewnątrz lokalu, jednak walką wydaną na własnych warunkach. Próba zaniechania akcji mogła się wiązać z bezładną strzelaniną żołnierzy, którzy próbowaliby się niepostrzeżenie wycofać, a zapewne zostaliby zaatakowani przez Niemców. Ponadto wycofanie w tym momencie było niemalże równoznaczne ze skazaniem na śmierć trójki wywiadowców znajdujących się wewnątrz lokalu.

"Porawa", mimo niesprzyjających warunków zdecydował się przeprowadzić akcję i dał znak "Szlakowi". Oddział wykonawczy wchodzi do lokalu, ale poza wyznaczoną czwórką do środka wbiega również "Clive", który według planu miał osłaniać wejście od zewnątrz. Z dwu stron (od zespołu wywiadowców i od zespołu wykonawczego) padają okrzyki "Ręce do góry!" i "Hande hoch!".
To co nastąpiło potem jest ciężkie do odtworzenia. Wszystko działo się w ciągu kilku sekund, zaś relacje zniekształcone przez czas, a zapewne i przez adrenalinę, miejscami mogą się wykluczać. Pewnym jest, że tylko dwie osoby w barze zastosowały się do polecenia uniesienia rąk. Staszauer miał jednocześnie sięgnąć po broń i znajdujący się obok telefon. Wywołało to strzelaninę.
Ze strony żołnierzy "Wapiennika" ogień prowadzony był z dwóch kierunków: przez oddział wykonawczy od wejścia, i przez oddział zwiadowców z głębi lokalu. Nie wiadomo kto trafił "Astona". Wiadomo, że zginął, a razem z nim jego żona Helena, szwagier Eugeniusz Larsch z żoną, Jerzy Konarzewski "Turoń" (wszyscy byli agentami gestapo), Reichsdeutsch Henryk Muller i Henryk Braun, volksdeutch Adolf Kuratz i trzej niezidentyfikowani mężczyźni siedzący z nim przy stoliku (według niektórych przypuszczeń - agenci gestapo). Niestety śmierć poniosło też czworo niewinnych Polaków, którzy przypadkowo znaleźli się na linii ognia. Po stronie oddziału ranni zostali "Naprawa" i "Nina".



Danuta Hibner "Nina", wywiadowczyni "Wapiennika".
Źródło zdjęcia: Internet. Domena publiczna.

Tymczasem na ulicy Mazowieckiej, w momencie wejścia oddziały wykonawczego do baru, "Sokół" na rozkaz "Porawy" swoim STENem "gasi" najbliższą latarnię i kładzie serię po bramach, w których czaili się Niemcy. Ci odpowiadają chaotycznym i na szczęście niecelnym ogniem. Strzały padają również z budynku Poczty Głównej, ale ten kierunek jest blokowany przez obstawę.
Ponadto załoga tego budynku nie kwapiła się do opuszczenia bezpiecznych pozycji. Bardziej zdecydowana reakcja nastąpiła z budynku Arbeitsamtu, z ulicy Kredytowej, ale i ten kierunek był zabezpieczony przez żołnierzy AK. Wymiana ognia choć intensywna, nie przyniosła dalszych strat po stronie polskiej.
"Porawa" wydaje rozkaz do odwrotu. Ranni "Nina" i "Naprawa" muszą zostać ewakuowani. W tym celu żołnierze podziemia sięgają po porzucone riksze przy pl. Napoleona. Omal nie dochodzi przy tym do tragedii, kiedy to "Zadra" bierze na cel granatowego policjanta, który okazuje się być jednym z dwóch, którzy zabezpieczali teren akcji. W ostatniej chwili powstrzymuje go "Andrzejewski".

Rannego "Naprawę" dorożką "Porawa" odwozi do mieszkania "Zosi" przy ulicy Złotej. Ranną "Ninę" również dorożką zabierają "Doktur" i "Szlak". Kierują się na miejsce zbiórki po akcji w mieszkaniu "Pepełka" przy pl. Mirowskim 4. Kiedy są już w bramie, zaczepia ich pijany "własowiec" i mierzy z broni do "Szlaka".
Nie zauważa on jednak "Doktura", który zabija go jednym strzałem w plecy. Następnie bracia Bąkowie chowają ciało w śmietniku, ale oznacza to, że "Ninę" trzeba zabrać dalej. "Doktur" zabiera ją najpierw na ulicę Białą, a następnie na Ogrodową, gdzie została jej udzielona pomoc. "Szlak" w tym czasie zaczaił się w pobliżu, i zawracał każdego zbliżającego się uczestnika akcji informując, że lokal nie jest bezpieczny.

Tymczasem zmierzająca w stronę pl. Mirowskiego para "Kruk" i "Jastrząb" trafia na niemiecki patrol. Przy próbie wylegitymowania, "Jastrząb" strzela do najbliższego Niemca, po czym odwraca się i ucieka. W przeciwnym kierunku ucieka "Kruk". "Jastrząb" wskakuje do dorożki i terroryzując woźnicę pistoletem nakazuje mu jechać na ul. Chłodną do mieszkania "Kruka", gdzie znajdował się zapasowy punkt zborny.
Na szczęście nie tylko "Kruk" i "Jastrząb", ale i pozostała dwójka Niemców salwowała się ucieczką, dzięki czemu strat po stronie polskiej nie było. Niestety w rejonie pl. Mirowskiego przybył kolejny trup. Jakiś czas później na to miejsce przybył "Porawa" w towarzystwie "Teresy". "Teresa" jako pierwsza zauważyła zamieszanie w bramie kamienicy, w której miało dojść do spotkania żołnierzy. Szybko zawróciła "Porawę" i oboje udali się z powrotem do mieszkania "Zosi". Ta jeszcze z akcji nie wróciła. "Porawa" zabrał rannego "Naprawę" do siebie.

Krótko później do domu powróciła i "Zosia". Wcześniej dotarła ona do miejsca zbiórki na ulicy Chłodnej, gdzie spotkała "Kruka", który dopiero teraz zorientował się, że zgubił broń. Nie bacząc na ryzyko (zbliżająca się godzina policyjna), a jednocześnie zdając sobie sprawę, jak cenna w warunkach konspiracji jest każda sztuka broni, "Zosia" udała się na poszukiwania zguby.
Kiedy natrafili na nią "Clive" i "Andrzejewski", "Zosia" przeszukiwała okolice pl. Mirowskiego przyświecając sobie teren małą latarką. Łączniczce udaje ostatecznie się znaleźć pistolet. Za swój wyczyn dostaje naganę od dowódcy, lecz (jak wspomina "Andrzejewski"):

"...nie psuje to jednak jej nastroju. Wie dobrze, że udzielenie nagany (za samowolne podjęcie ryzykownej akcji - przyp. M.M) było obowiązkiem dowódcy, ale w rzeczywistości jest on z niej zadowolony".

Dalszy odwrót i zdanie broni, odbyło się już bez przeszkód. Rana "Naprawy" nie była groźna i szybko wrócił on do oddziału. "Nina" z przestrzelonym łokciem i biodrem potrzebowała dwóch operacji i długiej rehabilitacji, tak że do działalności w oddziale wróciła dopiero latem 1944 roku.
Za akcję "Za Kotarą" "Porawa" i "Nina" odznaczeni zostali Srebrnymi Krzyżami Orderu Virtutti Militari. Krzyże Walecznych otrzymali zaś "Naprawa" (po raz drugi), "Andrzejewski", "Burza", "Clive", "Doktur", "Kruk", "Ryś", "Sokół", "Szlak", "Zadra" i "Zosia".
16 października 1943 roku, na Pawiaku rozstrzelany zostaje por. Wojciech Lilienstern "Wiktor". Przeżył swojego zdrajcę o 8 dni. Można mieć tylko nadzieję, że informacja o likwidacji konfidenta dotarła do niego przed śmiercią.



Miejsce akcji na mapie Warszawy. Czerwoną kropką zaznaczona lokalizacja baru "Za Kotarą".
Źródło zdjęcia: Internet. Domena publiczna.

Ewakuacja magazynu na ul. Chłodnej.

Z racji pełnionych w Oddziale V funkcji Staszauer znał adresy magazynów, gdzie przechowywano sprzęt łączności i broń. Jeśli znał je on, to z pewnością znało je również gestapo. Dopóki "Aston" prowadził swoją zdradziecką działalność, magazyny te były względnie bezpieczne. Ewentualne niemieckie naloty na nie, mogły doprowadzić do zdemaskowania Staszauera.
I bez likwidacji tych magazynów mieli oni z niego wystarczające korzyści. Z podobnych powodów dowództwo AK nie opróżniło magazynów w momencie wykrycia zdrady konfidenta. Mogłoby go to zaalarmować. Dowództwo AK wiedziało jednak, że w momencie śmierci Staszauera, nic już nie będzie Niemcom stało na przeszkodzie, aby dokonać nalotu.
Podjęto więc decyzję, że w tym samym momencie kiedy patrol braci Bąków będzie "robić" Staszauera, drugi patrol Wapiennika, patrol "Ptaków", opróżni największy magazyn przy ul. Chłodnej 20. Zadanie to wbrew pozorom nie należało do łatwych i bezpiecznych. W pobliżu magazynu, na rogu ulicy Chłodnej i Żelaznej, znajdował się posterunek niemieckiej żandarmerii Norwdache, przed którym znajdował się uzbrojony betonowy bunkier. W pobliżu znajdowała się również szkoła, przekształcona w koszary.

Akcją dowodzić miał Ryszard Duplicki "Gil". Poza nim z żołnierzy "Wapiennika", jako zbrojne ubezpieczenie, udział mieli wziąć Lucjan Wiśniewski "Sęp", Jerzy Pajdziński "Jur I", Stanisław Salach "Kobuz" i Zygmunt Szadokierski "Puchacz". Sprzęt i broń z magazynu miał być załadowany na podstawione ciężarówki ZOMu, rękami zaufanych pracowników tej firmy. Dodatkowo kilku żołnierzy Oddziału V KG AK miało udostępnić magazyn.
Pierwszy problem pojawił się w momencie koncentracji przed akcją. W miejscu zbiórki "Gil" zastał kartkę od "Porawy", że cała broń oddziału została rozdysponowana na potrzeby akcji "Za Kotarą", więc "Gil" wraz z resztą oddziału miał się udać do magazynu na Chłodnej i stamtąd pobrać potrzebną broń. Dojście do celu i spotkanie z żołnierzami odpowiedzialnymi za magazyn przebiegło bez komplikacji.
Kolejny problem pojawił się jednak w momencie kiedy zjawiły się dwie ciężarówki ZOMu. Niestety poza kierowcami, nie było w nich nikogo do transportu skrzyń. W ten sposób, to żołnierze osłony musieli zająć się transportem. Obstawę zredukowano do "Sępa" i "Puchacza". "Sęp" stanął bliżej rozwidlenia z Elektoralną, zaś "Puchacz" w bramie z której wynoszono ciężkie skrzynie. Kiedy pierwsza ciężarówka była już omal załadowana, od strony pl. Bankowego nadjechał motocykl z przyczepką a na nim trzech Niemców.

Zbliżając się do ciężarówek zaczęli zwalniać aż w końcu zatrzymali się za ostatnią z nich. Między Niemcami wywiązała się dyskusja, ale zdawali się nie zwracać uwagi na stojącego nieopodal "Sępa" (skrywającego pod płaszczem STENa). Ten bił się z myślami, czy rozpocząć strzelaninę, czy poczekać na rozwój wydarzeń. Postanawia jednak czekać. W tym momencie z bramy wychodzi "Kobuz" dźwigając ciężką skrzynię. Kiedy spostrzegł Niemców zawahał się, ale dalej spostrzega "Sępa", który daje mu znak, że "kontroluje" sytuacje.
Kobuz wrócił do środka i wstrzymał załadunek. Tymczasem Niemcy skończyli dyskusję, jeden zebrał pieniądze od drugiego i udał się w stronę ulicy Elektoralnej, przechodząc tuż obok "Sępa" gotowego w każdej chwili wysłać go na tamten świat. Następnie motocykl ruszył i po chwili wjechał do bramy budynku w którym mieściło się Nordwache. Niemcy prawdopodobnie celowo zatrzymali się za osłoną ciężarówek, aby ukryć się przed swoimi przełożonymi z posterunku żandarmerii. Dalszy załadunek przebiegł już bez przeszkód. Magazyn został opróżniony i przetransportowany na nowe miejsce, a pobrana broń (z ogromnym żalem) zwrócona.

Koniec.


Bibliografia:

Robert Bielecki, Juliusz Kulesza: Przeciw konfidentom i czołgom, Warszawa 1996.
Tomasz Strzembosz: Akcje zbrojne podziemnej Warszawy 1939-1944, Warszawa 1983.
Izabela Horodecka: Szybko i skutecznie, Warszawa 2017.
Emil Marat, Michał Wójcik: Ptaki drapieżne, Kraków 2016.






powrót.


copyright 2020, Mateusz Maroński
Design by Scypion