Rachunek za Arsenał.
Autor: Mateusz Maroński.
Likwidacja Schultza, Langego i Sommera.
26 marca 1943 roku w brawurowej Akcji pod Arsenałem, żołnierze Grup Szturmowych Szarych Szeregów odbili przewożonego na Pawiak skatowanego Jana Bytnara "Rudego". Razem z "Rudym" uwolniony został Henryk Ostrowski "Heniek".
Obaj zostali aresztowani kilka dni wcześniej ("Heniek" 18 marca, "Rudy" 23 marca) i poddani brutalnemu śledztwu w pokoju 228 w siedzibie Gestapo w al. Szucha.
Obrażenia jakich doznał "Rudy" w trakcie przesłuchania okazały się śmiertelne. Nim jednak odszedł z tego świata, zdał jeszcze raport z tego co działo się z nim w trakcie tych 3 dni. Raport zdał również "Heniek", który choć również poturbowany to szczęśliwie doszedł do siebie.
Z informacji przekazanych przez "Heńka" i "Rudego" wzbogaconych o informacje od najcenniejszego informatora na Szucha - akwizytora "Wedla" - Zygmunta Kaczyńskiego "Wesołego", wyłaniał się przerażający obraz.
Z jednej strony obaj uwolnieni opowiedzieli o najwymyślniejszych torturach jakim zostali poddani; tych fizycznych jak i psychicznych. Z drugiej opowiedzieli o tym, co w trakcie przesłuchań przedstawili im gestapowcy. Okazało się, że posiadają oni rozległą wiedzę na temat Polskiego Państwa Podziemnego i Szarych Szeregów. Ich wiedza mogła wkrótce doprowadzić do dalszych aresztowań. Co najważniejsze obaj uwolnieni podali nazwiska swoich oprawców.
Byli nimi SS-Oberscharführer (starszy sierżant) Herbert Schultz i SS-Rottenführer (kapral) Ewald Lange. Chęć zemsty była naturalnym odruchem, jednak to nie z tego powodu wydano na nich wyrok.
Przede wszystkim chodziło o ochronę oddziału przed kolejnym uderzeniem ze strony Niemców. Ponadto podjęto decyzję, aby zamienić się z oprawcami rolami, gdyż plan (zaakceptowany przez dowództwo Kedywu) zakładał porwanie Schultza, wywiezienie go do Lasu Kabackiego i tam poddanie go - jak to eufemistycznie nazywali sami Niemcy - "zaostrzonemu przesłuchaniu". Celem przesłuchania miało być wydobycie zeń informacji na temat stanu wiedzy Gestapo o Szarych Szeregach.
Likwidacja Schultza.
Inwigilację obu gestapowców powierzono Zdzisławowi Wnorowskiemu "Piratowi". Wkrótce ustalił on, że Schultz mieszka w kamienicy przy ul. Mokotowskiej 1/3 w mieszkaniu pod numerem 16. Kamienica ta znajdowała się na skrzyżowaniu z ulicą Polną. Plan ujęcia Schultza miał szanse powodzenia, gdyż po drugiej stronie ulicy Polnej znajdowały się ogródki działkowe, a ruch w tej okolicy był niewielki.
Dwa kolejne wystawienia do akcji spełzły na niczym, gdyż za pierwszym razem Schultz wyszedł do pracy o innej niż zwykle godzinie, zaś za drugim razem, kiedy miał zostać pojmany w drodze powrotnej, wrócił z Szucha inną niż zazwyczaj trasą. Szczęście opuściło zbrodniarza 6 maja 1943 roku, w dniu imienin jego ofiary Jana Bytnara "Rudego".
Tego dnia od rana padał deszcz. Na przeciwko kamienicy zamieszkałej przez gestapowca zaparkowała ciężarówka. Na pace dla niepoznaki ustawiono sedes, aby sprawiać wrażenie, że należy do firmy instalującej sanitariaty. Za kierownicą siedział Jerzy Pepłowski "Jurek TK", towarzyszył mu Eugeniusz Koecher "Kołczan" uzbrojony w pistolet maszynowy STEN i gumowy młotek do ogłuszenia Schultza.

Uczestnicy akcji likwidacji Shultza. Od lewej: Sławomir Bittner "Maciej" - dowódca kacji i Tadeusz Zawadzki "Zośka" jako obserwator. Źródło: Domena publiczna.
W bramie kamienicy Mokotowska 1/3, sprawiając wrażenie chowania się przed deszczem zatrzymali się Sławomir Maciej Bittner "Maciek" (dowódca akcji), Tadeusz Zawadzki "Zośka" (obserwator) i "Pirat" który miał wskazać cel. Plan zakładał, że po wskazaniu "Maćkowi" celu "Pirat" wycofa się z bramy i będzie ubezpieczał akcję od strony ulicy.
"Maciek" miał spowodować upadek Schultza podstawiając mu nogę. Kiedy ten przewróciłby się, "Kołczan" i "Jurek TK" mieli go wciągnąć do ciężarówki i odjechać. Na kilka minut przed akcją do zgromadzonych w bramie bojowców miał podjechać ktoś z dowództwa "Motoru" i przekazać rozkaz, żeby Schultza zlikwidować na miejscu.
Nie wiadomo kim był posłaniec ani co wpłynęło na zmianę decyzji. Chwilę po jego zniknięciu, o 7.25 w głębi bramy pojawił się Schultz.
"Pirat" wskazał go "Maćkowi" po czym wycofał się na ulicę. "Maciek" dobył broni i strzelił do Schultza, jednak strzał nie powalił Niemca. Zaczął on uciekać w stronę ogródków po drugiej stronie ulicy Polnej. W jego kierunku padły kolejne strzały. Wg różnych relacji strzelać mieli "Maciek", "Zośka" lub "Kołczan", lub (co chyba najbardziej prawdopodobne) wszyscy naraz. Najważniejsze, że w końcu Niemiec padł martwy. "Maciek" zabrał teczkę i pistolet zabitego i zostawił na piersi trupa kartkę z wyrokiem na gestapowca. W czasie strzelaniny ruch na ulicy zamarł. Cała akcja nie trwała dłużej niż minutę, po czym partyzanci wskoczyli do ciężarówki i odjechali al. Piłsudskiego (dziś Trasa Łazienkowska) w stronę al. Niepodległości i następnie w stronę ul. Odolańskiej.
Po drodze minęli 6 uzbrojonych gestapowców jadących Mercedesem. Na rogu ul. Odolańskiej i Niepodległości grupa spotkała się z Stanisławem Broniewskim "Orszą" i Władysławem Cieplakiem "Giewontem", którzy mieli zabrać Schultza na przesłuchanie. "Zośka" przekazał im, że Schultz został zabity na miejscu i oddał "Orszy" teczkę gestapowca. Ku ogromnemu rozczarowaniu wszystkich zaangażowanych, w teczce znajdował się jedynie aparat telefoniczny.
Nie to było jednak w tym momencie największym zmartwieniem uczestników akcji. Mercedes którego minęli odskakując z miejsca likwidacji Schultza, szybko zawrócił w stronę al. Niepodległości. Tam próbowali zasięgnąć języka u przechodniów, czy widzieli odjeżdżającą ciężarówkę. Na szczęście na całej trasie odskoku stali rozstawieni żołnierze ubezpieczenia, którymi dowodził Jan Kopałka "Antek z Woli" i to właśnie tych "przypadkowych przechodniów" Niemcy pytali o wskazówki. Żołnierze Podziemia skierowali ich w ulicę Rakowiecką, zaś dalej skręcili w ulicę Puławską kierując się w stronę Szucha.
Tymczasem ciężarówka kierowana przez "Jurka TK" pojechała dalej al. Niepodległości, skręciła w ul. Odyńca i również skręciła w ulicę Puławską. W okolicach pl. Unii Lubelskiej doszło do zrównania się obu pojazdów. Na szczęście Niemcy nie rozpoznali ciężarówki i pojechali prosto na Szucha, zaś "Jurek TK" skręcił w ulicę Bagateli, dalej przez al. Ujazdowskie, Koszykową dotarł do garażu Grup Szturmowych przy ulicy Barskiej.
Likwidacja Langego.
Do wykonania wyroku na SS-Rottenführera Langego zgłosił się Jerzy Zapadko "Dzik" (bardziej znany jego późniejszy pseudonim "Mirski"). Dowództwo przystało na to i mianowało go dowódcą akcji. Oprócz niego (jako dowódcy i bezpośredniego wykonawcy), w akcji mieli wziąć udział Kazimierz Kardaś "Orkan" i Andrzej Góral "Tomasz" jako ubezpieczenie i Jerzy Pepłowski "Jurek TK" ponownie jako kierowca wozu.
Na etapie rozpracowania, przeznaczonego do likwidacji Niemca miał wskazać "Dzikowi" wspomniany wcześniej "Wesoły". Pech chciał, że Lange spostrzegł obu mężczyzn razem. W tamtym momencie nie dało mu to powodów do niepokoju, ale można było mieć pewność, że gdyby wykonany w niedalekiej przyszłości zamach na SS-mana nie powiódł się i Lange uszedł by z życiem, to na pewno skojarzyłby twarz swojego niedoszłego zabójcy z człowiekiem od którego tak chętnie kupował czekoladki.
Byłoby to nie tylko bezpośrednie zagrożenie życia "Wesołego", ale także spalenie najcenniejszej "wtyki" w siedzibie Gestapo. "Wesoły" zdawał sobie z tego sprawę, więc "Dzik" dał mu słowo, że jeśli do akcji dojdzie to Lange nie wyjdzie z niej żywy.

Uczestnicy akcji likwidacji Langego. Od lewej: Jerzy Zapadko "Dzik", "Mirski" - dowódca akcji, Kazimierz Kardaś "Orkan". Źródło: Domena publiczna.
Po śmierci Schultza, Lange miał się na baczności. Udało się jednak ustalić, że mieszka na ul. Konopnickiej w pobliżu budynku YMCA (popularna IMKA). Ustalono też, że do pracy udaje się pieszo, wychodząc z domu o 7:45, kierując się ul. Prusa, następnie ul. Wiejską do pl. Trzech Krzyży i dalej al. Ujazdowskimi do al. Szucha.
Na miejsce wykonania akcji wybrano skrzyżowanie ulic Prusa i Wiejskiej (od strony zachodniej, gdzie dziś stoi pomnik Wincentego Witosa, miejsce akcji było osłonięte przez istniejący wtedy gmach gimnazjum Królowej Jadwigi) w pobliżu kina "Napoleon" (podczas okupacji Niemcy mając uraz do cesarza zmienili nazwę na "Apollo").
22 maja o 7:30 pod kinem zaparkował "Jurek TK". W samochodzie miał ze sobą pistolet maszynowy STEN. Pozostali uczestnicy akcji spotkali się na ulicy Wilczej, gdzie "Dzik" rozdzielił broń krótką, po czym udali się stronę ul. Prusa. Obok samochodu "Jurka TK" miejsce zajął "Tomasz", "Orkan" ustawił się bliżej wylotu ul. Wiejskiej na al. Ujazdowskie, zaś "Dzik" stanął przy kinie Napoleon, obserwując ul. Prusa.
Kiedy cała czwórka oczekiwała na pojawienie się Langego, w pobliżu kina Napoleon pojawiła się grupka około 20 żołnierzy Wehrmachtu. Niemcy zatrzymali się pod kinem, być może oczekując na transport? Chociaż nie stanowili zwartego oddziału gotowego do natychmiastowej akcji (karabiny oparli o ścianę, dwóch oparło się o samochód "Jurka TK"), to sama ich obecność wprowadzała zagrożenie dla uczestników akcji.
"Dzik" zdecydował się jednak kontynuować. W tym momencie na ul. Prusa po południowej stronie pojawił się Lange. Kiedy zbliżał się do ul. Wiejskiej postanowił przekroczyć jezdnię. W tym momencie w jego stronę ruszył "Dzik".
W ostatnim momencie Lange rozpoznał tego człowieka i sięgnął po broń. "Dzik" był jednak szybszy. Strzelił Langemu dwa razy w pierś. Niemiec jednak nie padł, ale odwrócił się i próbował ratować się ucieczką w stronę ul. Wiejskiej. "Dzik" oddał jeszcze dwa strzały w plecy kata z Szucha, które powaliły go na ziemię. Gestapowiec jednak wciąż żył, gdyż kiedy "Dzik" obrócił go na plecy i przystawił mu pistolet do twarzy, ten rozpaczliwie próbował jeszcze zasłonić twarz rękami.
I właśnie w tym kluczowym momencie pistolet "Dzika" zaciął się. Widząc to, z boku strzały do Langego oddał "Orkan". "Dzik" schował zaciętego VISa, wyciągnął zapasowego Colta i z bliska strzelił Langemu dwa razy w czoło. W ten sposób spełnił obietnicę daną "Wesołemu". Tak skończył drugi kat Rudego. "Dzik" zabrał zabitemu pistolet i teczkę i dał sygnał do odwrotu.

Kino "Napoleon, podczas okupacji Niemcy zmienili jego nazwę na "Apollo".
Chwilę wcześniej, kiedy "Dzik" oddał pierwszy strzał do Langego, "Jurek TK" bacznie obserwujący Niemców stojących obok jego samochodu dobył STENa i oddał serię ponad ich głowami. Osiągnął zamierzony efekt, gdyż przedstawiciele "rasy Panów" padli na ziemię, nakryli rękami głowy i do końca akcji nie podnieśli nosa.
"Tomasz", "Orkan" i "Dzik" wskoczyli do samochodu i razem z "Jurkiem TK" odjechali. Trasa odskoku wiodła przez pl. Trzech Krzyży, al. Ujazdowską, ul. Wilczą, Marszałkowską, Złotą i Srebrną do rogu Twardej.
Tam "pasażerowie" wysiedli zostawiając w samochodzie broń, którą następnie "Jurek TK" odstawił razem z samochodem do garażu oddziału na ul. Barskiej. Cała akcja trwała 25 minut, zaś sama likwidacja Langego na rogu Wiejskiej i Prusa zaledwie 30 sekund.
Likwidacja Sommera.
Chociaż volksdeutsch Ernst Sommer nie był oprawcą "Rudego" ani "Heńka" i nie był gestapowcem dokonującym brutalnych przesłuchań na Szucha, to najprawdopodobniej przez swoje zachowanie w dniu 26 marca 1943 r., wydał na siebie wyrok Polski Podziemnej.
Tego dnia uczestnicy Akcji "Pod Arsenałem" odskakując ul. Długą zostali zatrzymani strzałami przez urzędników Arbeitsamtu, którzy ranili (śmiertelnie) "Alka". Podczas wymiany ognia w celu przeładowania broni w jednej z bram schował Hubert Lenk "Hubert". Przeładowanie bębenkowego rewolweru jaki posiadał wymagało trochę czasu, więc kiedy "Alek" rzucając granat przełamał impas i oddział ruszył dalej, w ferworze walki koledzy rzucając się do dalszej ucieczki nie zauważyli, że Hubert został w tyle.
Dowódca na pewno zwróciłby na to uwagę, ale dowódcą "Huberta" był ciężko ranny "Alek". Osamotniony "Hubert" został zwabiony przez Sommera do jego restauracji, gdzie miał uzyskać schronienie. "Hubert" zaufał "rodakowi". Jednak Sommer będąc na usługach Niemców wydał go w ręce gestapo.
Niemcy rozwścieczeni zuchwałością Polaków, którzy odbili więźniów (a także aby odzyskać trop urwany po odbiciu "Heńka" i "Rudego") poddali "Huberta" ciężkiemu przesłuchaniu, które skończyło się zakatowaniem go na śmierć. Winę za to ponosił bezpośrednio Sommer.
Niewiele wiadomo na temat tego zdrajcy jak i na temat akcji która doprowadziła do jego śmierci. Miał on mieszkać na ul. Dzielnej w Warszawie, zaś po wkroczeniu Niemców miał się zapisać na Volsklistę. Warto odnotować, że zrobił to jako jedyny z rodziny. Jako obywatel Rzeszy otrzymał wezwanie do wojska, jednak udało mu się zamienić przydział na front, na służbę w niemieckiej policji pomocniczej Sonderdienst.
Pod okupacją miał prowadzić dwie restauracje w tym jedną na ul. Długiej gdzie podstępnie doprowadził do aresztowania "Huberta". Najwyraźniej do Niemców dotarła informacja, że na Sommera wydano wyrok śmierci, gdyż zwolniono go z obowiązku czynnej służby w Sonderdienst, odesłano z Warszawy i przydzielono mu ochronę.
Polacy długo nie mogli go zlokalizować, aż w końcu trafili na jego ślad w Józefowie pod Otwockiem. Sommer miał często organizować przyjęcia dla znajomych, licząc że tłum będzie stanowił jego zabezpieczenie.
18 lipca 1943 roku zorganizował ostatnie takie przyjęcie. Tego dnia wieczorem, kiedy jego goście udali się na pobliską stację kolejową, Sommer postanowił ich odprowadzić. Prawdopodobnie miał to w zwyczaju, gdyż na stacji czekali już na niego żołnierze Oddziału "Motor 30" Kedywu KG AK. Niestety nie znane jest nazwisko bezpośredniego wykonawcy, ani pozostałych uczestników akcji. Wiadomo jedynie, że akcja tego dnia się powiodła i Sommer przypłacił swoją zdradę śmiercią.
Koniec.
Bibliografia:
Anna Borkiewicz-Celińska: Batalion "Zośka", Warszawa 1990
Stanisław Broniewski: Pod Arsenałem, Warszawa 1957
Tomasz Strzembosz: Akcje zbrojne podziemnej Warszawy 1939-1944, Warszawa 1983
Archiwum Historii Mówionej: Waldemar Pański "Rączka" https://www.1944.pl/archiwum-historii-mowionej/waldemar-panski,2842.html
|