"Akcja Kutschera"
I. Cel.
Operacja przeciwko SS-Brigadeführerowi Franzowi Kutscherze była chyba najbardziej spektakularnym aktem
zbrojnym, (choć nie największym), oddziału specjalnego Kedywu Komendy Głównej AK, występującego w tym
czasie pod kryptonimem "Pegaz" (Przeciwgestapo), poprzednio "Agat" (Antygestapo), zmienionym następnie
na "Parasol".
O rozgłosie tej akcji zadecydowały dwa czynniki zasadnicze. Pierwszym był okres, w którym
ustalono termin jej wykonania, charakteryzujący się maksymalnym stopniem nasilenia terroru niemieckiego
w Warszawie i całym Generalnym Gubernatorstwie. Drugim - ranga służbowa Kutschery w policyjnym i esesowskim
aparacie oraz charakter powierzonych mu przez Himmlera zadań, wymierzonych przeciwko narodowi polskiemu.
SS-Brigadeführer und Generalmajor der Polizei Franz Kutschera piastował stanowisko dowódcy SS i policji
w dystrykcie warszawskim. Od początku wojny kierowano go na odpowiedzialne stanowiska w hitlerowskim
aparacie terroru, działającym w okupowanych krajach, gdzie dał się poznać jako funkcjonariusz twardy,
bezwzględnie stosujący brutalne metody ujarzmiania ludności tych krajów.
Na zdjęciu: Franz Kutschera. Wprowadził w Warszawie terror o niespotykanych dotąd rozmiarach.
Do państw, które poznały jego
metody działania należały: Czechosłowacja, Jugosławia, Norwegia, Holandia, Belgia i Związek Radziecki.
Do Warszawy Kutschera przybył bezpośrednio z Mohylewa, mając prawie 40 lat. To, że nie był to tuzinkowy
wykonawca hitlerowskiej polityki ludobójstwa, świadczyć może fakt, że po jego śmierci, 90 pułk SS nazwano
jego imieniem. Powołanie go na stanowisko w Warszawie miało głębsze podłoże niż zwykła nominacja nowego
funkcjonariusza.
W październiku 1943 r. odwołany został ze stanowiska sekretarz stanu do spraw
bezpieczeństwa w rządzie Generalnej Guberni, SS-Obergruppenführer Friedrich Krüger. Na jego miejsce z
Poznania przybył tamtejszy, dotychczasowy Wyższy Dowódca SS i Policji SS-Obergruppenführer Wilhelm Koppe.
Kilka dni wcześniej, bo 25 września podpisany został awans Kutschery na Dowódcę SS i Policji w dystrykcie
warszawskim.
Obie te nominacje były zbieżne w czasie z podpisaniem przez generalnego gubernatora Hansa Franka,
rozporządzenia z dnia 2 października 1943 r. "O zwalczaniu zamachów na niemieckie dzieło odbudowy w
Generalnym Gubernatorstwie". Zarządzenie to prawnie sankcjonowało karę śmierci za dowolnie interpretowane
przez Niemców, uchybienia ustawom i dyspozycjom władz okupacyjnych. Kara ta orzekana była w z reguły
zaocznie przez sądy doraźne policji bezpieczeństwa. Wyrok wykonywano prawie natychmiast po orzeczeniu
sądowym.
Rozporządzenie Franka weszło w życie 10 października 1943 r. i stało się formalną podstawą do mordowania
narodu polskiego.
W oparciu o to prawo Kutschera rozwinął w Warszawie terror o niespotykanych wcześniej rozmiarach.
Według danych W. Bartoszewskiego ginęło średnio około 300 osób, część z nich na osobisty rozkaz nowego
Dowódcy SS i Policji mordowano publicznie, na ulicach miasta, w celu psychicznego załamania ludności.
Pierwsza egzekucja odbyła się już w sześć dni po ogłoszeniu zarządzenia Franka - 16 października, w Alei
Niepodległości, róg Madalińskiego. Następnie (wymieniając tylko niektóre, przeprowadzone w październiku
1943 r.) miały miejsce:
17 października na ulicy Pięknej 17,
20 października na Wale Miedzeszyńskim,
26 października na ulicy Leszno 3,
30 października na Towarowej.
Egzekucje Polaków poprzedzane były obwieszczeniami rozlepianymi po całym mieście. Wymieniały one nazwiska
zakładników, którzy "zostaną straceni w przypadku naruszenia niemieckiego dzieła odbudowy w Generalnym
Gubernatorstwie".
Pierwsze uliczne egzekucje były potężnym wstrząsem psychicznym dla całej ludności stolicy. Kompletny brak
rozeznania kryteriów w wyborze ofiar i częste przypadki rozstrzeliwania po kilkunastu, czy kilkudziesięciu
godzinach od złapania niczym nieobciążonych, ujętych przypadkowo na ulicy, czy w tramwaju, wywoływały
w mieście przerażenie.
II. Decyzja.
Na zdjęciu: Obwieszczenia z listą skazanych, jakie rozklejały władze okupacyjne z zamiarem zastraszenia Warszawy.
Z niemieckiego punktu widzenia metody stosowane przez Kutscherę okazały się skuteczne. Według raportów
gubernatora Warszawy dr Ludwika Fischera stan bezpieczeństwa w Warszawie podniósł się dość znacznie od
momentu objęcia przez niego nowego urzędu.:
"W październiku liczba zamordowanych Niemców wzrosła do 78 zabitych i 72 ciężko rannych. W odwecie
dowódca SS i policji wydał ostre zarządzenie, że za każdy zamach będzie rozstrzeliwał publicznie Polaków.
W listopadzie liczba zamordowanych Niemców spadła do 15, a ciężko rannych do 67. Ogólna sytuacja stała
się bardzo napięta i wymagała wiele uwagi. Niemcy przebywający w Warszawie nie ukrywają, że czują się
w Warszawie jak żołnierze czasowo wydelegowani na front. W odwecie dowódca SS i policji wzmaga represje.
Liczba zabitych Niemców znacznie się zmniejszyła. Jeszcze w grudniu było 50 zabitych, w styczniu 1944 już
tylko 5. Ilość napadów najmniejsza ze wszystkich do tej pory. Nastąpiła znaczna poprawa bezpieczeństwa w
wyniku działalności SS-Brigadeführera".
Tak znaczna poprawa stanu bezpieczeństwa według władz niemieckich sygnalizowała groźbę stłumienia żywego
jak dotąd oporu społeczeństwa przeciw terrorowi niemieckiemu. Stanowiła ona groźbę załamania narodu.
Komenda Główna AK i Kierownictwo Walki Podziemnej rozważały problem: cofnąć się czy przeciwstawić?
Cofnąć się oznaczałoby to samo, co dać się złamać, zastraszyć i przegrać. Przeciwstawienie się związane
było z ryzykiem zagrożenia dla ludności. Mimo wszelkich wątpliwości decyzja mogła być tylko jedna.
Na terror można było odpowiedzieć tylko tym samym. Ponieważ wspomniane wyżej obwieszczenia podpisywane były"Dowódca Policji Bezpieczeństwa i SD na Dystrykt Warszawski".
Kierownictwo Walki Podziemnej wydało w
listopadzie 1943 roku, wyrok śmierci na tegoż dowódcę, który dostał się na jedno z pierwszych miejsc w
wykazie "Akcji Główek", obejmującym najważniejszych oprawców hitlerowskich.
Decyzję KWP niezwłocznie przekazano do Kierownictwa Dywersji Komendy Głównej Armii Krajowej w celu rozkazu
jego usunięcia, następnie uruchomiono służby wywiadu, by zidentyfikowały cel zamachu. Identyfikacja
nastąpiła bardzo szybko, w czym pomógł przypadek.
III. Rozpoznanie.
Rozpoznanie celu zostało dokonane przez Aleksandra Kunickiego "Rayskiego" kierownika wywiadowczego
"Pegazu", który prowadził obserwację wyższych oficerów Gestapo i policji bezpieczeństwa (m. in.
Ludwika Hahna i Waltera Stamma).
W tym celu "Rayski" i jego wywiadowcy prowadzili rozpoznanie rejonu dzielnicy policyjnej, a więc Aleje
Ujazdowskie i Szucha oraz ich przecznice. Któregoś grudniowego dnia "Rayski", przechodząc obok pałacyku
na Alejach Ujazdowskich zwrócił uwagę na wjeżdżający w bramę ogrodzenia duży, reprezentacyjny samochód,
z numerem rejestracyjnym SS-20795. Była to ciemno-stalowa limuzyna opel-admirał, często używana przez
dostojników hitlerowskich.
Na zdjęciu: ppor. Aleksander Kunicki "Rayski". Szef Komórki Wywiadowczej Kompanii "Pegaz".
Na podjedzie do pałacyku wysiadł z limuzyny oficer w skórzanym płaszczu, co nie pozwoliło
dostrzec jego dystynkcji. Po postawie i odznaczeniach można jednak było dojść do wniosku, że jest to
ktoś znaczny. Zaintrygowało to "Rayskiego", choć wtedy był jeszcze daleki od skojarzenia osoby
tego oficera z dowódcą SS i policji odpowiedzialnego za uliczne egzekucje. Chciał jedynie wiedzieć,
kim ów oficer mógł być. Trzeba było zacząć od ustalenia, czy jego przyjazd był przypadkowy, czy też
wizyty w siedzibie dowództwa SS i policji były częstsze lub może nawet stałe. W tym celu Kunicki zaczął
prowadzić codzienną obserwację i już po krótkim czasie stwierdził, że przyjazdy oficera miały miejsce
prawie codziennie. Po systematycznie i fachowo przeprowadzonej obserwacji "Rayskiemu" udało się
ustalić kilka znaczących faktów w tym:
Opel-admirał z nieznajomym oficerem w środku wyjeżdża z Alei Róż i jadąc Alejami Ujazdowskimi
wjeżdża do siedziby SS i policji przed 10.00 rano. Oficer jadący samochodem wychodzi z budynku
w Alei Róż 2 - budynek chroniony jest posterunkiem wartowniczym SS.
Najważniejszym jednak okazał fakt, że ów tajemniczy pasażer Opla, okazał się być generałem SS.
Spostrzeżenie to, skojarzone z regularnością przyjazdów do siedziby komendantury SS, naprowadziło
"Rayskiego" na myśl, że osobnik ten może być poszukiwanym Dowódcą SS i Policji na dystrykt warszawski.
Już wkrótce podejrzenia te znalazły potwierdzenie, kiedy dzięki dostarczonej przez wywiad KG AK fotografii
"Rayski" zidentyfikował tajemniczego oficera. W Komendzie Głównej ustalono bowiem, że Dowódcą SS i Policji
w Warszawie jest SS-Brigadeführer Franz Kutschera.
IV. "Agat", "Pegaz".
Na zdjęciu: Dowódca Kompanii "Pegaz" kpt. Adam Borys"Pług".
Oddział do zadań specjalnych "Agat" powołano do życia rozkazem dowódcy "Kedywu" płk Emila Fieldorfa "Nila"
z 1 sierpnia 1943 r. Jego dowódcą został mianowany, inicjator jego powołania kpt. rez. artylerii,
cichociemny (zrzucony w październiku 1942 r.) Adam Borys "Pług". W wyniku uzgodnień dowództwa "Kedywu"
z kwaterą główną męskiego harcerstwa podziemnego "Szare Szeregi", oddział miał zostać sformowany z
najstarszego wiekiem harcerstwa męskiego, zorganizowanego w Warszawskie Grupy Szturmowe Szarych Szeregów,
a ściślej z tej ich części, która walczyła w Oddziale Specjalnym "Jerzy".
Do nowo utworzonego oddziału, który przyjął kryptonim "Agat" (skrót od nazwy antygestapo), przekazano
z Szarych szeregów Józefa Saskiego "Katodę" oraz następujące zespoły:
- Drużynę CR 500 o kryptonimie "PET", wywodzącą się z hufca "Centrum" jako zawiązek
plutonu I, którego dowództwo objął Jerzy Zborowski "Jeremi".
- Drużynę Sad 100 o kryptonimie "Bravi", z hufca "Południe", jako zawiązek plutonu II pod
dowództwem drużynowego Jerzego Zapadko "Mirskiego".
- Drużynę CR (Centrum) 200 o kryptonimie "Ryś", z hufca "Centrum) jako zawiązek plutonu
III na czele z Wacławem Dunin-Karwickim "Lutym"
Z Szarych Szeregów przekazano również grupę dziewcząt, a także z Komendy Głównej AK wspomnianego już
chor. Aleksandra Kunickiego "Rayskiego" z zadaniem prowadzenia wywiadu dla potrzeb oddziału.
Wśród zweryfikowanych żołnierzy większość (56%) pochodziła z rodzin inteligenckich, głównie
urzędniczych, nauczycielskich, inteligencji twórczej. Pozostali wywodzili się z rodzin robotniczych
i rzemieślniczych, niewielki był odsetek młodzieży chłopskiej (3%).
Oddział rekrutował się z młodzieży warszawskiej, młodzieży wielkiego miasta.
Z wyjątkiem kpt. "Pługa", "Rayskiego" i kadry instruktorskiej wszyscy żołnierze "Agatu" rekrutowali
się z organizacji szaroszeregowej, z co najmniej rocznym w niej stażem działalności, a ponad 40 %
wywodziło się z harcerstwa przedwojennego: 6 Warszawskiej Drużyny Harcerskiej, 23 WDH, 24 WDH,
30 WDH, 3 WŻDH - Warszawskiej Żeńskiej Drużyny Harcerskiej, 62 ŻDH i innych.
Wszystkie trzy zespoły chłopców wraz z zespołem dziewczęcym przeszły solidną szkołę małego
sabotażu w wykonywaniu programowych zadań akcji "Wawer".
Pierwszy skład dowódczy przekazanego zorganizowanego w oddział wojskowy na etacie kompanii
przedstawiał się następująco:
Dowódca Oddziału:
kpt. Adam Borys "Pług", "Bryl", "Kar", "Dyrektor", "Pal".
Zastępca dowódcy:
ppor. Jerzy Zborowski "Jeremi",
Adiutanci:
pchor. Józef Saski "Katoda", "Jurek".: sierpień - październik 1943 r.
pchor. Stefan Grudziński "Bogdan".: październik 1943 - luty 1944 r.
pchor. Tadeusz Szabelski "Kaktus".: luty 1944 - ??
Łączniczki dowódcy:
- Halina Kalinowska-Olszewska "Marysia" (łączność z Kedywem KG).
- Janina Trojanowska "Nina" (łączność z oddziałem).
Szef służby wywiadu:
chor./ppor. Aleksander Kunicki "Rayski",
Szefowie służby kwatermistrzowskiej:
strz./pchor. Wiesław Raciborski "Wiesław", "Robert".: sierpień 1943 - ??
Zespół instruktorów szkolenia bojowego:
ppor. Kazimierz Glazer "Sam",
ppor. Walery Przyborowski "Sulima",
plut. pchor. Witold Florczak "Minoga".
pchor. Czesław Kopczyński "Ghandi".
1 Pluton "Pet".
Dowódcy:
pchor./ppor. Jerzy Zborowski "Jeremi", "Jurek", "Jurek Kowalski", "Kajman", "Okularnik", "Kowalski".: sierpień - listopad 1943 r.
pchor./ppor. Bronisław Pietraszewicz "Bronek", "Lot".: listopad 1943 - 4 luty 1944 r.
pchor. Stanisław Leopold "Rafał".: luty - maj 1944 r.
Drużyna 1.
plut./sierż. pchor. Tadeusz Huskowski "Tadek", "Tadeusz".
Drużyna 2.
- Jan Kordulski "Żbik".
Drużyna 3.
- Antoni Sakowski "Mietek".
2 Pluton "Bravi".
Dowódca:
pchor. Jerzy Zapadko "Mirski".
Zastępca dowódcy:
pchor. Kazimierz Kardaś "Orkan".
Drużyna 1.
pchor. Kazimierz Kardaś "Orkan".
Drużyna 2.
pchor. Stanisław Jastrzębski "Kopeć".
Drużyna 3.
pchor. Krystyn Strzelecki "Zawał".
Drużyna 4.
pchor. Jan Kołomyjski "Ossoria".
Zespół łączniczek:
kpr. pchor. Irena Malento "Jenny".
3 Pluton "Ryś".
Dowódca:
pchor. Wacław Dunin-Karwicki "Luty".
Zastępca dowódcy:
kpr. pchor. Antoni Biernacki "Dryl".
Drużyna 1.
pchor. Stefan Pakuła "Maryla".
Drużyna 2.
pchor. Henryk Nowak "Heniek".
Drużyna 3.
pchor. Tadeusz Wronowski "Przygoda".
4 Pluton (gospodarczy).
Dowódca:
pchor. Ryszard Hoffman "Rysiek", "Ryś".
Zastępca dowódcy:
pchor. Władysław Wajnert "Władek Tramwajarz".
V. Przygotowania.
Na zdjęciu: ppor. Bronisław Pietraszewicz "Lot". Bezpośredni dowódca akcji.
Trzecia dekada grudnia 1943 r. i dwie dekady stycznia 1944, minęły wywiadowcom na dokładnym sprawdzeniu
czy Kutschera rzeczywiście mieszka na Alei Róż 2, a także na dokładnym zbadaniu regularności jego
przyjazdów do siedziby dowództwa SS i Policji. W rozpoznaniu tym brało udział czterech żołnierzy "Pegazu":
Anna Szarzyńska-Rewska "Hanka", Elżbieta Dziembowska "Dewajtis", Maria Stypułkowska "Kama" oraz Ludwik Żurek "Żak".
"Rayski" polecił "Żakowi" sprawdzić w niemieckim biurze meldunkowym, czy w Alei Róż 2 mieszka Kutschera,
a później ustalić siły niemieckie chroniące budynek komendantury SS i policji. Z obu zadań "Żak" wywiązał
się znakomicie. Okazało się, ze zamiłowanie Niemców do porządku, było silniejsze od względów bezpieczeństwa.
Żurek zdołał ustalić z całą pewnością, że w budynku w Alei Róż 2 mieszka tylko jeden generał o nazwisku
Franz Kutschera. Nie było już teraz żadnych wątpliwości, że wywiad oddziału "Pegaz" miał w ręku dowody
pozwalające przygotować zamach na dowódcę SS i Policji na dystrykt warszawski.
Dowódca "Pegazu" Adam Borys "Pług zameldował płk "Nilowi" o wynikach rozpoznania. Omówiwszy meldunek z
dowódcą AK, pułkownik Fieldorf wydał rozkaz wykonania decyzji KWP. Akcja miała zostać przeprowadzona jak
najszybciej. Należało więc uściślić dalsze obserwacje, ustalić pluton, który miałby tego dokonać, wybrać
dowódcę i dobrać zespół, a następnie opracować plan, przygotować odpowiednie środki i ustalić sposoby
likwidacji skutków akcji.
20 stycznia 1944 r. "Rayski" złożył końcowy meldunek "Pługowi", z wnioskiem o zakończenie prowadzonej
obserwacji, która trwała ponad miesiąc. Wnioski brzmiały następująco:
"Kutschera wyjeżdżał z budynku z budynku przy Alei Róż 2 samochodem opel-admirał, który przebywał po niego
codziennie dość regularnie, parę minut przed godziną dziewiątą rano. Kutschera wsiadał do samochodu,
w którym oprócz kierowcy znajdował się drugi, niższy rangą oficer i przejeżdżał Alejami Ujazdowskimi
do siedziby komendantury SS i Policji. Na podjeździe Kutschera wysiadał z samochodu i udawał się do
budynku. Samochód pozostawał w obrębie ogrodzenia. Zdarzało się, choć bardzo rzadko, że SS-Brigadeführer
nie przyjeżdżał do urzędu wcale.
Dane o siłach niemieckich w rejonie przewidywanej akcji mówiły o 8 do 10 Niemców wyposażonych w
pistolety maszynowe i granaty w wartowni budynku komendantury SS, siedziba Kripo i SD w budynku przy
Alejach Ujazdowskich 7/9, dwa bataliony Schutzpolizei w zabudowaniach Sejmu przy ul. Wiejskiej,
siedziba Gestapo i pogotowie żandarmerii na Szucha, prawie we wszystkich budynkach mieszkalnych w
rejonie przyszłej akcji w Alejach Ujazdowskich i pobliskich przecznicach byli zakwaterowani Niemcy,
członkowie formacji zbrojnych lub cywilni, na ogół dygnitarze - ewentualna siła ich ognia była nie do
ustalenia.
Od momentu ustalenia tożsamości Dowódcy SS i Policji, każda służba i komórka organizacyjna,
zaczęła przygotowywać się do wyznaczonych zadań. Dowodzenie akcją kpt. "Pług" powierzył plutonowi I,
który do tej pory brał udział tylko w jednej akcji. Dowódca plutonu "Lot", otrzymawszy rozkaz
przeprowadzenia Akcji "Kutschera", postanowił dowodzić nią osobiście i być pierwszym wykonawcą wyroku,
na co "Pług" wyraził zgodę, mimo iż była to pierwsza akcja, którą Pietrasiewicz dowodził.
"Lot" nawiązał bezpośredni kontakt z "Rayskim", przejmując i uściślając dane wywiadowcze,
osobiście zbadał punkty zagrożenia ze strony Niemców, zapoznał się z terenem i dokonał wyboru
miejsca akcji, równocześnie ustalał skład osobowy zespołu, kierując się znajomością poszczególnych
ludzi. Stąd też w skład zespołu akcyjnego weszli przede wszystkim koledzy "Lota", którzy brali
z nim udział w akcji "Wawer".
Na swojego zastępcę i drugiego wykonawcę wyroku Pietrasiewicz wyznaczył, wielokrotnego
uczestnika akcji "Małego Sabotażu", ówczesnego dowódcę pierwszej drużyny w pierwszym plutonie
oddziału "Żbika".
W skład grupy wykonawczej miał wejść również Michał Issajewicz "Miś",
kuzyn "Lota", wytrawny kierowca, przybyły w grudniu 1943 r. do Warszawy i w styczniu 1944 wciągnięty
do "Pegaza". Zespół wykonawczy składał się zatem z trzech osób: "Lota", "Żbika" i "Misia".
W skład zespołu ubezpieczającego wszedł dowódca pierwszej sekcji w pierwszej drużynie, pierwszego
plutonu oddziału Zdzisław Poradzki "Kruszynka", "Olbrzym" oraz Marian Senger "Cichy". Uformowany
zespół liczył sześć osób, tak więc do jego transportu potrzebne były dwa samochody.
"Lot" postanowił jednak wprowadzić do akcji trzeci samochód. Decyzja ta była wynikiem kilku
słusznych wniosków:
Wykonanie wyroku na Kutscherze musiał się odbyć na trasie Aleja Róż 2 - Aleje Ujazdowskie 23.
Przeprowadzenie tej akcji przed domem przy Alei Róż nie byłoby słuszne, gdyż ulica ta była
zbyt mało uczęszczana, by udało się w sposób niebudzący podejrzeń nawet przez kilkanaście
minut zatrzymać na niej kilkuosobowy zespół wykonujący akcję, poza tym położona była za blisko
siedziby Gestapo na Szucha.Z kolei przeprowadzenie akcji w Alejach Ujazdowskich 23 było nierealne.
Przy wjeździe samochodu Kutschery do pałacyku, w czasie skrętu na jezdni lub przejazdu przez
chodnik, strzały mogłyby ani nie zatrzymać samochodu, ani nie trafić samego generała. Wejście
zespołu akcyjnego w obręb ogrodzenia pałacyku w czasie wysiadania Kutschery z samochodu
spowodowałoby od razu wielostronną walkę, dzięki której Kutschera mógł wejść do siedziby dowództwa,
znikając z pola ostrzału.
Poniżej: Plan sytuacyjny Akcji "Kutschera".
Pozostawało więc przeprowadzić akcję w Alejach Ujazdowskich , na odcinku między Aleją Róż a
siedzibą dowództwa SS i Policji, tym lepiej im dalej od siedziby Gestapo na Szucha. Aby atak
pieszych członków zespołu mógł być skuteczny i pewny, należało zatrzymać samochód. Do zatrzymania
auta Kutschery postanowił "Lot" użyć trzeciego samochodu. Wszystkie trzy pojazdy musiały być
wyjątkowo sprawne.
Do prowadzenia auta zatrzymującego samochód Kutschery "Lot" wytypował "Misia", któremu
powierzono również funkcję trzeciego wykonawcy wyroku. Do przewiezienia uczestników akcji wyznaczono
dwóch kierowców - Bronisława Hellwiga "Bruna" i Kazimierza Sotta "Sokoła".
O wielkości zespołu przeprowadzającego akcję zadecydowało wiele elementów. Zespół powinien być
dostatecznie duży, by wykonać zadanie główne, to jest wykonać wyrok i zabezpieczyć się przed
rozpoznanymi źródłami ognia nieprzyjaciela. Ustalono wyposażenie w broń żołnierzy zespołu. Grupa
wykonawcza miała zostać wyposażona w pistolety krótkie i granaty. Kutschera miał być ugodzony kulą,
natomiast granaty, mogły zostać użyte w celu odparcia ataku nieprzyjaciela, najprawdopodobniej już
wtedy, gdy postronni przechodnie znikną z ulicy.Dla zespołu ubezpieczającego przewidziano pistolety
maszynowe, ręczne oraz granaty. Kierowcy zostali wyposażeni w pistolety krótkie oraz granaty.
Równolegle rozpoczęły się odprawy zespołu z kapitanem "Pługiem". Zapoznano się z planem akcji i
uściślono go. Każdy uczestnik akcji uczył się swojego zadania określonego szczegółowo i precyzyjnie.
Zdecydowano zaatakować samochód Kutschery przed samym budynkiem dowództwa SS w Alejach Ujazdowskich.
Dwa wozy do odskoku z miejsca akcji miały stać na ulicy Pięknej od strony Górnośląskiej, przed
skrzyżowaniem z Alejami Ujazdowskimi. Punkt zbiórki, pobrania broni i wymarszu ustalono w mieszkaniu
Marii Pisarek, mieszczącym się w pobliżu miejsca planowanej akcji, na Mokotowskiej 59.
VI. Akcja.
28 stycznia 1944 r. o godzinie 8.40 wszyscy uczestnicy, wywiadowczynie, łączniczki byli na swoich
stanowiskach, a rozstawienie zespołu obserwował "Pług". Mijały minuty oczekiwania. O godzinie 9.30
"Lot" dał sygnał do zejścia ze stanowisk i zbiórki na Mokotowskiej 59. Zdarzył się właśnie ów rzadki
przypadek nieobecności Kutschery w Warszawie, zakłócający regularność przejazdów do komendantury SS.
Od lewej: Ali, Bruno, Cichy, Dewajtis, Hanka.
Kilka godzin później zaszły wypadki, które wymusiły pewne zmiany w składzie osobowym zespołu.
Wracających do domu "Bruna", "Żbika", "Kruszynkę" i spotkanego przypadkiem przez "Bruna", kolegę z
konspiracji "Juna", próbował na ulicy Kruczej zatrzymać patrol żandarmerii. Ponieważ "Kruszynka" miał
przy sobie demaskujące go rzeczy, natychmiast zaczął uciekać, co zobaczywszy "Żbik" zaczął rejteradę
w drugą stronę. "Kruszynka" mimo strzałów zdołał uciec, niestety mniej szczęścia miał "Żbik", który
dostał ciężki postrzał w przedramię, co eliminowało go z dalszych planów związanych z zamachem na Kutscherę.
Od lewej: Juno, Kama, Kruszynka, Miś, Olbrzym.
Kazimierz Sott "Sokół".
Nazajutrz, czyli 29 stycznia odbyła się kolejna odprawa zespołu, z udziałem kpt. "Pługa". Termin
ponownego przeprowadzenia akcji ustalił on na wtorek 1 lutego 1944 r. Jednocześnie "Lot" przedstawił
zmiany, które postanowił poczynić w planie akcji, składzie i liczebności zespołu.
"Żbik" w poprzednim planie miał dwie funkcje: zastępcy dowódcy i drugiego wykonawcy.
Teraz na drugiego wykonawcę przesunął "Kruszynkę", zaś do zadań ubezpieczających postanowił przekazać "Juna", zwiększając zespół wykonujący akcję o jednego żołnierza. Funkcja zastępcy dowódcy akcji pozostała tymczasowo nie obsadzona.
Poza wymienionym uzupełnieniem składu zespołu, "Lot" zdecydował się też zmienić pozycje dwóch
samochodów przeznaczonych do zabrania zespołu wykonującego akcję. Odskok powinien był następować
w kierunku przeciwnym niż aleja Szucha, mieszcząca siedziby Gestapo i żandarmerii.
Wychodząc z tego założenia, w pierwszym planie przewidział cofanie się z miejsca akcji w kierunku
ulicy Piusa XI (dziś Pięknej) i na niej ustawił samochody. Obecnie jednak postanowił je przesunąć w ulicę Szopena,
położoną co prawda bliżej Szucha, ale znacznie mniej ruchliwą. Przewidywał, ze zespół wykonujący
akcję dobiegnie do Szopena w tym samym czasie co na Piusa XI, a start samochodów i wyjazd ich z
zagrożonego rejonu będzie swobodniejszy.
Ustalono także wyposażenie ogniowe, które wyglądało następująco:
1) "Lot" - pistolet maszynowy Sten, pistolet Vis oraz granat.
2) "Ali" - pistolet maszynowy Sten, pistolet typu Parabellum i granaty.
3) "Kruszynka" - pistolet maszynowy Sten, granaty, pistolet Vis.
4) "Miś" - 2 pistolety typu Parabellum, granaty.
5) "Cichy" - pistolet maszynowy Sten, pistolet typu Parabellum, granaty.
6) "Olbrzym" - pistolet maszynowy MP 40, pistolet Parabellum, granaty.
7) "Juno" - pistolet maszynowy Sten, pistolet Parabellum, granaty.
8)"Bruno" 2 pistolety Parabellum, granaty.
9) "Sokół" 2 pistolety Parabellum, granaty.
1 lutego 1944 r. zespół żołnierzy przystąpił do działania.
"Bruno" i "Sokół" udali się do garaży przy Ogrodowej 68 po samochody, natomiast "Miś" wyruszył do garaży
przy ulicy Czerniakowskiej 206 po swojego Adlera. "Kama", "Dewajtis" i "Hanka" zmierzały na stanowiska
obserwacyjne. "Rajski" sprawdził rozmieszczenie wywiadowczyń. W mieszkaniu kontaktowym przy Mokotowskiej
59 rozpoczął się ruch.
Pierwsze zgłosiły się łączniczki po broń krótką, która miały wręczyć kierowcom samochodów wraz z "lewymi"
dokumentami. Zaraz po nich zaczęli przybywać wykonawcy, którzy po wymianie dokumentów i pobraniu ze
skrytki broni, pojedynczo lub parami opuszczali mieszkanie, by udać się na wyznaczone stanowiska.
W drodze na miejsce akcji "Lot" mianuje "Aliego" swoim zastępcą. Niestety zabrakło dla niego zaplanowanego STENa, więc na akcję poszedł uzbrojony jedynie w granaty i pistolet Parabellum.
Kapitan "Pług" udał się w rejon akcji, by skontrolować rozstawienie zespołu i ewentualnie podjąć decyzję,
gdyby akcja miała nie dojść do skutku lub gdyby zaszły nieprzewidziane zmiany w jej planie.
Zbigniew Dworak "Dr Maks" przygotowywał się do zajęcia stanowiska na placu Bankowym, by pospieszyć z
pomocą ewentualnym rannym.
O godzinie 8.30 wszyscy byli na stanowiska, gotowi do wykonania zadania. Plan był następujący:
- po parzystej stronie Alei Ujazdowskich, naprzeciwko wylotu alei Róż stała "Kama", której zadaniem było
zasygnalizować wyjście Kutschery z domu i ruszenie jego samochodu. W momencie wyjazdu dowódcy SS spod
domu w Alei Róż "Kama" miała zawiesić pelerynę na prawej ręce, co stanowiło sygnał przygotowania się do
akcji.
- sygnał "Kamy" miała przejąć "Dewajtis", która ustawiona była na rogu Alejach Ujazdowskich naprzeciwko wylotu
ulicy Szopena. Rozkazano jej podejść do skraju chodnika i wyciągnąć z teczki białą torebkę, po czym czekać
na ukazanie się samochodu Kutschery u wylotu Alei Róż. Zobaczywszy go, powinna przejść przed nim na drugą
stronę alei i ulicą Szopena oddalić się z miejsca akcji.
- sygnał "Dewajtis" miała odebrać "Hanka", Którą ustawiono w pobliżu "Lota" na rogu Alei Ujazdowskich
i Piusa XI i rozkazano przesłać sygnał ustnie "Lotowi", sama miała zaś oddalić się ulicą Piusa XI.
- dla dowódcy akcji był to znak, że samochód wiozący Kutscherę ruszył i zdąża do siedziby komendy SS.
"Lot" stojący na narożniku i widoczny dla wszystkich członków zespołu, miał zdjąć kapelusz, dając tym
sygnał do rozpoczęcia działań.
Na zdjęciu: Aleje Ujazdowskie. Miejsce akcji. Zdjęcie z 1938 roku.
Po sygnale "Lota" wypadki rozegrały się błyskawicznie. Na sygnał dowódcy akcji "Miś" siedzący za kierownicą
Adlera, który stał z pracującym silnikiem na ulicy Piusa XI od strony parku Ujazdowskiego, powoli ruszył i
skręcił w Aleje Ujazdowskie w kierunku Belwederu.
Swoją trasę miał wielokrotnie wyliczoną krokami, przeliczoną na szybkość jazdy, dopasowaną do miejsca,
w którym winien zamknąć drogę samochodowi Kutschery. Po wjechaniu w Aleję Ujazdowską "Miś" ujrzał samochód
Kutschery w odległości około 70 metrów od siebie.
Sygnał "Lota" przejęło również pięciu uczestników stojących na przystanku w pobliżu narożnika Alei
Ujazdowskich i Piusa XI, skośnie przeciwległego do tego, na którym stał "Lot".
Powoli każdy z nich ruszył Alejami w kierunku komendantury SS. W tym czasie "Miś" zaczął wykonywać swoje zadanie.
Jadąc najpierw prawidłową stroną zjechał po chwili na środek jezdni, zagradzając drogę samochodowi
Kutschery.
Widząc jednak, że ten nie zwalnia, ani nie ma zamiaru wyminąć go nieprawidłowo, odbił samochodem
zdecydowanie na złą stronę jezdni.
Wtedy kierowca SS-Brigadeführera włączył żółty reflektor co oznaczało żądanie wolnej drogi i lekko
przyhamował. Hamował też "Miś". I znowu reflektor, oba wozy stanęły, jednak po krótkiej chwili wóz
Kutschery ruszył ponownie.
"Miś" natychmiast także ruszył co spowodowało niemal zetknięcie się masek obu pojazdów.
"Miś" wykonał swoje zadanie Opel-Admirał Kutschera został unieruchomiony, niemal naprzeciw wejścia do
komendantury SS.
W chwili gdy to się stało "Lot" ruszył biegiem i z odległości metra zaczął strzelać z pistoletu
maszynowego w stronę Kutschery i kierowcy, w samochodzie nie było adiutanta. W tym samym czasie podbiegł
drugi wykonawca "Kruszynka" i strzelił do wyskakującego kierowcy, następnie oddał serię do Kutschery.
Wówczas wyskoczył ze swego samochodu "Miś" i wraz z "Kruszynką" wyciągnęli z samochodu dającego
jeszcze oznaki życia SS-Brigadeführera, do którego strzelił z pistoletu "Miś". Razem zaczęli szukać
po jego kieszeniach dokumentów, których nie mogli znaleźć.
Musieli go przewracać, by dosięgnąć wszystkich kieszeni. Wykonanie zadania obwarowane było
uzyskaniem dokumentu tożsamości zabitego. Żadnych dokumentów nie zdołano jednak odnaleźć, wobec
czego bojowcy zabrali pistolet Kutschery i jego teczkę.
W tym samym czasie zajęte zostały stanowiska ubezpieczenia. "Olbrzym" stał na Alejach Ujazdowskich, tuż za
rogiem Piusa XI, prawie przed siedzibą komendantury SS, "Juno" znacznie dalej przed nim, przy rogu ulicy
Szopena. Między nimi, prawie na środku "Cichy".
Wszyscy trzej zwróceni plecami do parku Ujazdowskiego, położonego po drugiej stronie Alei
Ujazdowskich, ogniem swych pistoletów ostrzeliwali komendanturę SS i inne budynki niemieckie położone
w Alejach między ulicami Piusa XI a Szopena.
W teczce "Alego" (w której znajdują się granaty) zacina się zamek, więc osłania on kolegów z "parabelki".
Samochody prowadzone przez "Bruna" i "Sokoła" w momencie pierwszych strzałów cofnęły się ulicą
Szopena, od jej narożnika z Mokotowską, gdzie były ich wyjściowe stanowiska, w kierunku narożnika z
Alejami Ujazdowskimi.
Po dojechaniu w pobliże al. Ujazdowskich samochody zatrzymały się, a kierowcy otworzyli drzwi i opuścili okna.
Po chwili na ulicy Szopena pojawia się 4 Niemców, wyglądających w stronę odgłosów walki z al. Ujazdowskich. Kierowcy nie reagują oczekując, że zadziała osłona.
Ponieważ jednak "Ali" nie nadchodzi "Sokół" rzuca w kierunku wroga filipinkę. Niemcy chowają się w bramę, zaś kierowcy rozpoczynają ostrzał pobliskich kamienic, tak aby żadnemu kolejnemu Niemcowi nie przyszło na myśl wychylać się na ulicę.
Niemcy po chwilowym oszołomieniu zintensyfikowali ostrzał prowadzony z budynków i wartowni komendantury
SS. Odpowiadali im "Juno", "Cichy" i "Olbrzym", raz po raz zmieniając swoje stanowiska na ulicy.
Pierwszy został ranny w brzuch "Lot" i ostatkiem sił zaczął się wycofywać do samochodu "Sokoła",
wołając ile sił mu starczało, ale zbyt słabo, by go słyszano, że akcja jest skończona i że należy
zajmować miejsca samochodach.
Rozkaz dociera jedynie do "Aliego" i "Juno", którzy ruszają w stronę ulicy Szopena.
W momencie odskoku od samochodu Kutschery ranny został w głowę "Miś", któremu krew zalewała twarz.
Widząc, że nie wszyscy wycofali się do samochodów "Ali", wraca w stronę alei Ujazdowskich. Widząc wycofujących się "Misia" i "Kruszynkę", osłaniając kolegów otwiera ogień do niemieckiego żandarma.
Akcja przedłużała się ponad potrzebę, do ostrzału dołączyli się Niemcy z budynku położonego przy Szopena.
Został ranny w brzuch także "Cichy", zaraz po nim "Olbrzym". "Sokół" rzucił w Niemców granatami,
gdy ranni wraz z "Junem" i "Kruszynką" wycofali się i zajęli miejsca w samochodzie.
Rozkazu zakończenia akcji nie było, ranni wycofywali się o własnych siłach, a za nimi reszta.
Samochody ruszyły, czym zapoczątkowano wycofywanie, czyli odskok z miejsca akcji.
VII. Odwrót.
Samochód prowadzony przez "Bruna" zabrał zdrowych "Kruszynkę" i "Alego". Jechał ulicami
Szopena, Mokotowską, Kruczą, Wilczą, Koszykową Lindleya, Żelazną, Krochmalną, Ciepłą, Mirowską, Elektoralną, Senatorską, Nowym Zjazdem na Wybrzeże Gdańskie, gdzie wysiedli "Kruszynka" i "Ali", "Bruno" zaś odstawił wóz do garażu na Ogrodowej, po czym wszyscy spotkali się w mieszkaniu Sottów, na Nowym Mieście 25.
Samochód prowadzony przez "Sokoła" zabrał rannych - na przednim siedzeniu wpółleżącego
"Lota", na tylnym siedzieli ranni, "Olbrzym" i "Miś", oraz jako ubezpieczenie "Juno" i zsuwający
się z ich kolan na podłogę "Cichy".
Jechali ulicami Szopena, Mokotowską, Kruczą, Wilczą, Emilii Plater, Nowogrodzką, Lindleya, Żelazną, Twardą, Graniczną, na plac Bankowy, stamtąd zabrali "Doktora Maksa", który miał rozkaz odwiezienia rannych do Szpitala Maltańskiego.
Kiedy samochód z rannymi dotarł na miejsce, po krótkiej rozmowie
okazało się, że do szpitala przyjęci zostaną tylko lżej ranni "Miś" i "Olbrzym". "Misia" opatrzył
dr Stanisław Gierałtowski i stwierdziwszy lekki postrzał w głowę, bez uszkodzenia czaszki, wypuścił
go po opatrunku do domu. "Olbrzym" dostał łóżko na oddziale i został opatrzony. Również nie wymagał
zabiegów chirurgicznych, otrzymał bowiem przestrzał płuca bez naruszenia innych narządów.
Dwaj ciężko ranni, wymagający natychmiastowej operacji i bezruchu, musieli zostać
przewiezieni dalej. Postrzały "Lota" i "Cichego" wymagały różnorodnych i trudnych technicznie
zabiegów operacyjnych, których pozytywne wykonanie związane było z odpowiednimi urządzeniami i
skompletowaniem odpowiednio dużego zespołu lekarskiego.
Tymczasem w szpitalu pracowało w tym czasie pięciu chirurgów, przy czym w dzień bywało z reguły
tylko trzech, 1 lutego 1944 r. w czasie gdy przywieziono rannych w budynku szpitala przebywał
tylko jeden. Dodatkowo tak trudnych i skomplikowanych operacji jak dotąd nie przeprowadzano. W innej sytuacji ciężko rannych przewieziono by zapewne do Szpitala Ujazdowskiego gdzie dyrektorem był płk dr Leon Strehl (mianowany wkrótce szefem sanitarnym KG AK), jednak oznaczałoby to transport rannych w postrzelanych samochodzie w bezpośrednie sąsiedztwo miejsca, gdzie właśnie dokonano zamachu.
Podjęto więc od razu decyzję o przewiezieniu "Lota" i "Cichego do Szpitala Przemienienia Pańskiego
na ul. Sierakowskiego 20 na Pradze, gdzie "Doktor Maks" praktykował.
Po przyjęciu rannych zawieziono na sale operacyjną, gdzie ponad sześć godzin walczono o ich życie.
Niestety stan bojowców był w tym czasie beznadziejny.
Wykonując rozkaz "Lota", "Juno" i "Sokół" ruszyli na drugą stronę Wisły najbliższą przeprawą, czyli Mostem Kierbedzia.
Na moście, okratowanym wówczas na całej długości z zewnątrz i w środku, zaskoczeni
zostali z dwóch stron przez Niemców. Sytuacja okazała się być bez wyjścia i na dobrą sprawę zostało
tylko jedno - skok do Wisły. Pozostawili samochód na moście, w nim pistolety maszynowe i zwykłe,
po obrzuceniu Niemców granatami zeskoczyli z balustrady. Obaj zginęli.
VIII. Epilog.
W czasie gdy odbywała się operacja "Lota" i "Cichego", zorganizowano odprawę poakcyjną z
udziałem kpt. "Pługa", w domu rodziców "Sokoła". Do lokalu zgłosili się zaraz po akcji
"Kruszynka" i "Ali", później "Bruno", "Doktor Maks" i kpt. "Pług". W tym samym czasie dozorca domu
zawiadomił matkę "Sokoła", że znajomy granatowy policjant poinformował go o wydarzeniach na moście
Kierbedzia oraz o fakcie zidentyfikowania "Sokoła".
Ciężki stan "Lota" i "Cichego", śmierć "Sokoła" i "Juna", wreszcie zagrożenie Sottów i ich mieszkania
uniemożliwiły kontynuowanie odprawy i analizę wydarzeń. Przeniesiono ją do mieszkania Reflingów na
Nowym Mieście 8 m. 2.
Tam podjęto decyzję o przewiezieniu rannych do innego szpitala (akcją tą miał dowodzić "Jeremi"),
a także o oczyszczeniu mieszkania Sottów z broni i innych materiałów oraz wyrobieniu im nowych
dokumentów.
Rannych "Lota" i "Cichego" udało się przewieźć do szpitala na rogu Koszykowej i Chałubińskiego,
gdzie odmówiono jednak ich przyjęcia. Postanowiono więc przewieźć rannych do kliniki doktora Henryka
Webera, co dla rannych żołnierzy było ostatnią deską ratunku. Udało się ich do kliniki wprowadzić i
tam zmienić opatrunki, a także umieścić w Sali nr 10, gdzie spędzili noc.
Stamtąd 2 lutego "Lota" przewieziono do szpitala Wolskiego", natomiast "Cichego" do Szpitala Ujazdowskiego,
gdzie ordynator odmówił przyjęcia niebezpiecznego pacjenta. Sytuacja była dramatyczna. Ostatecznie
ulokowano go w Szpitali Maltańskim, w stanie krytycznym.
4 lutego o 8.50 zmarł "Lot", którego pogrzeb odbył się po cichu 7 lutego na Cmentarzu Wojskowym na
Powązkach. Los "Cichego" w Szpitalu Maltańskim był podobny. Zmarł on 6 lutego, a pogrzeb odbył się w
trzy dni później, również na Powązkach.
Straty niemieckie w akcji "Kutschera" wyniosły 5 zabitych i 9 rannych.
Wnioski z zamachu na Kutscherę wyciągnęła sama góra w esesowskim aparacie Generalnej Guberni.
Na konferencji poświęconej stanowi bezpieczeństwa z 1 lutego 1944 r. Wilhelm Koppe HSSPF w GG, stwierdził,
że sytuacja jest dramatyczna:
"... planowość zamachów uwydatnia się coraz bardziej ... Nacjonaliści
(tak określano organizacje podziemne związane z Londynem), skupili teraz swą główną uwagę na
czołowych osobistościach SS i Policji, gdyż uważają ich za inicjatorów zaostrzonego kursu.
Niemcy nieustannie popełniają błędy. Gdy ruch oporu na podstawie swych obserwacji ustali, którędy
zwykle przyjeżdża upatrzony funkcjonariusz, przeprowadzenie udanego zamachu nie przedstawia już
najmniejszej trudności. Świadczy o tym dobitnie wyrok na Kutscherę. Czołowe osobistości nie powinny
jeździć stale tą samą drogą, a przede wszystkim muszą stale nosić broń gotowa do użytku".
Mimo wielkiego żalu z powodu śmierci czterech żołnierzy podziemia Komenda Główna AK, a w ślad za nią
Kedyw KG uznały wykonanie akcji "Kutschera" za czyn doniosły. Rozkazem KG AK Kapitan "Pług" odznaczony
został Krzyżem Orderu Virtuti Militari kl. V, "Lot" pośmiertnie został mianowany podporucznikiem czasu
wojny i odznaczony Krzyżem Orderu Virtuti Militari kl. V. Krzyże Walecznych otrzymali:
"Cichy", "Sokół" i "Juno" a ponadto "Olbrzym", "Kruszynka", "Miś", "Bruno", "Hanka", "Kama" i "Dewajtis".
Podporucznikiem czasu wojny mianowano również "Rayskiego".
Akcja "Kutschera" miała również swoje skutki społeczne. Jak już wspomniałem Kutschera szedł
drogą terroru i mordów, do której dodał jeszcze elementy walki psychologicznej, tak brutalnej i
perfidnej, że po raz pierwszy od początku okupacji społeczeństwo Warszawy było bliskie załamania.
Akcja "Kutschera" groźbie tej zapobiegła. W dniu 4 lutego, niemalże w godzinie śmierci "Lota",
trumna ze zwłokami "kata Warszawy" sunęła na lawecie działa z siedziby dowództwa SS i Policji
Alejami Ujazdowskimi, placem Trzech Krzyży, Nowym Światem i Królewską do siedziby Gubernatora
Warszawy, mieszczącej się w pałacu Brühla przy ulicy Wierzbowej. Następnie trafiła do gmachu przedwojennego Prezydium Rady Ministrów (obecny Pałac Prezydencki), w czasie okupacji pełniący funkcje Domu Niemieckiego.
Tam nastąpiło parogodzinne wystawienie i ... makabryczne zaślubiny z trupem. W momencie śmierci Kutschera bowiem przygotowywał się do ślubu ze swoją norweską narzeczoną, która była w zaawansowanej ciąży. Niemcy jako naród uporządkowany zadbali zatem o to, aby dziecko, które miało się wkrótce narodzić, mogło odziedziczyć nazwisko i przywileje po swoim niesławnym ojcu.
Następnie po wstępnych uroczystościach pogrzebowych ciało "kata Warszawy" dotarło Wybrzeżem Kościuszkowskim do
Dworca Gdańskiego, by specjalnym pociągiem odjechać do Berlina na właściwy pogrzeb. Podążał za
nią kondukt pogrzebowy idący pustymi ulicami Warszawy, wśród domów ewakuowanych na ten czas z
ludności, która niepewna swego powrotu i losu, była mimo to radośnie podniecona i dumna.
W odwecie za zabicie Kutschery Niemcy rozstrzelali w al. Ujazdowskich 200 osób. Przed egzekucją ofiarom zagipsowano usta, aby w chwili śmierci nie mogli krzyczeć "Niech żyje Polska", ani śpiewać hymnu (co zdarzało się wcześniej).
Bibliografia:
Raport "Alego" - Archiwum Akt Nowych sygn. III/704
Waldemar Stopczyński - Raport „Alego” z akcji na Kutscherę, czyli czego nie powiedział dowódca batalionu „Parasol” - w Przegląd Historyczno-Wojskowy Nr 2/2019
"Na skraju dwóch światów" - Teodora Żukowska "Milena", Warszawa 2000
Koniec.
Dziekuję stronie http://wilk.wpk.p.lodz.pl/~whatfor/ - za wyrażenie zgody na umieszczenie
11 zdjęć, uczestników akcji.
|