Bitwa o Zamojszczyznę.
I. Zamojskie w planach Heinricha Himmlera.

SS-Reichsführer Heinrich Himmler - architekt akcji przesiedleńczej na Zamojszczyźnie.
Źródło fot.: Internet.
Akcja przesiedleńcza Zamojszczyzny była pierwszą, operacją tego typu, podjętą na tak ogromnym terenie.
W zamysłach Himmlera tereny wokół Zamościa miały tworzyć ważne ogniwo w "germańskim łańcuchu", spinającym
Prusy Wschodnie z Siedmiogrodem, przewidzianym również do skolonizowania.
26 marca 1941 r., Generalny Gubernator Hans Frank oświadczył, że "Generalna Gubernia ma być krajem tak
samo niemieckim jak Nadrenia".
W dalszej perspektywie plany germanizacyjne przewidywały utworzenie w pierwszej fazie trzech marchii
przesiedleńczych: w obszarze leningradzkim, tak zwanej Ingermanlandii, na Krymie i Chersoniu oraz trzeciej
na obszarze Niemna i Narwi, tak zwanej Litwy Zachodniej.
W celu utrzymania łączności z tymi marchiami,
kierownicze warstwy SS przewidywały utworzenie wzdłuż głównych szlaków kolejowych i autostrad 36 baz
osadniczych, w tym 14 w Generalnej Guberni.
Zamojszczyzna miała stanowić teren doświadczalny, tak zwane Sonderlaboratorium, zarówno dla przyszłych
marchii, jak i dla - stanowiących do nich pomost - baz osadniczych.
Wstępem do właściwej akcji wysiedleńczej Zamojszczyzny było przeprowadzenie, w okresie od 6 do 25 listopada
1941 r. przesiedlenie 6-ciu wsi tak zwanego osadnictwa "józefińskiego" z 1784 r.
Były to wioski: Huszczka Duża i Mała, Podhuszczka, Bortatycze, Białobrzegi i Wysokie. Ponad 2 000 zaskoczonych mieszkańców wywieziono
do wsi nadbużańskich w okolicy Horodła i Dubienki. Na ich gospodarstwach osadzono 105 rodzin volksdeutschów
z Besarabii.
12 listopada 1942 r. Himmler podpisał "ogólne wytyczne" akcji, w których proklamował:
"Powiat Zamość
zostaje uznany za pierwszy niemiecki obszar osiedleńczy w Generalnym Gubernatorstwie..." . Wydano również
dyrektywy w sprawie "Ewakuacji Polaków z dystryktu Lublin (Zamość) dla osiedlenia tam volksdeutschów".
Reichsführer SS powołał dla realizacji tych celów terenową ekspozyturę Głównego Urzędu Rasowo-Przesiedleńczego
w Zamościu pod kierownictwem SS-Sturmbannführera Herolda.
Akcją kierowali bezpośrednio: kierownik Centrali Przesiedleńczej z siedzibą w Łodzi oraz oddziałami w
Lublinie i Zamościu, Herman Krumey (przeżył wojnę i zmarł w RFN jako "szanowany kupiec i działacz
samorządowy" oraz dowódca SS i policji w dystrykcie Lublin, Odilo Globocnik.
W tym samym dniu, czyli 12 listopada 1942 r. zapadła ostateczna decyzja wysiedlenia 300-stu wsi
(wysiedlenia pełnego lub częściowego z pozostawieniem osób w sile wieku do pracy u nasiedlonych
kolonistów!):
"W samym powiecie zamojskim - informował Globocnik - stoi już do dyspozycji 5 tys.
gospodarstw", a do przesiedlenia gotowych jest już 98,3 tys. Niemców z Besarabii, Rumunii, Serbii,
Leningradu, znad Bałtyku, Bukowiny, Chorwacji, Słowenii oraz Holandii (Flamandowie)". Akcja miała być
zakończona "na wiosnę 1943 r.".

Zaledwie kilkadziesiąt minut przysługiwało mieszkańcom wysiedlanych wsi na zebranie całego dobytku.
Źródło fot.: "Gazety Wojenne".
Ludność polska w miejscowościach przeznaczonych do wysiedlenia miała być uchwycona i posegregowana
według następujących zasad:
grupy I i II miały dotyczyć osób o "nordyckich cechach". Miano je kierować do obozu przejściowego w Łodzi,
by tam po przeglądzie antropologicznym i rasowym skierować je do Rzeszy do zniemczenia. Grupy te winny objąć
około 5% wysiedlonych, tj. 7 tys. osób;
do grupy III miano zaliczać osoby nadające się do pracy fizycznej w Rzeszy (74% całości);
do grupy IV miały wchodzić osoby przeznaczone do zsyłki do obozów koncentracyjnych.
Z grupy III i IV należało oddzielić dzieci w wieku od sześciu miesięcy do lat 14 i osoby starsze powyżej
lat 60. Oddzielone od rodziców dzieci miały być zbadane pod względem antropologicznym (te o niebieskich
oczach i blond włosach miały być zniemczone), inne skierowane do specjalnych obozów wychowawczych lub wraz
ze starcami skierowane do wyznaczonych poza Zamojszczyzną wsi, inne do obozów koncentracyjnych lub zagłady
(Oświęcim), gdzie miano je zgładzić. Tak zresztą się stało zarówno w Oświęcimiu, jak i na Majdanku.
Praktycznie cały majątek ruchomy i nieruchomy został skonfiskowany.
Brutalna, całkowicie zbrodnicza w swym założeniu oraz realizacji akcja wysiedleńczo-osadnicza na
Zamojszczyźnie rozpoczęła się w nocy z 27 na 28 listopada 1942 r. i objęła obszar czterech południowych
przedwojennych powiatów województwa lubelskiego: zamojskiego, tomaszowskiego, hrubieszowskiego oraz
biłgorajskiego zamieszkałych przez około 500 tys. osób, wśród których 66% stanowili Polacy, 24% Ukraińcy,
10% Żydzi (ich eksterminacja pod koniec 1942 r. była w fazie końcowej).
Do 1940 r., tj. do czasu przeniesienia ich do "Kraju Warty", mieszkało tu także około 20 tys. potomków
kolonistów niemieckich sprowadzonych i osadzonych na tej ziemi w XVIII i XIX wieku przez Ordynację Zamojskich.
Z biegiem czasu ulegli oni prawie całkowitej polonizacji oraz asymilacji, ale "mimo wszystko mieli niemiecką
krew", więc ich przeniesiono. Przesiedlenia te nie przeszkodziły esesowskim teoretykom stwierdzić, że same
ślady ich pobytu na ziemi zamojskiej stanowiły "najważniejsze" uzasadnienie dla zamierzonej całkowitej
germanizacji tego regionu.
Pierwszymi ofiarami akcji byli mieszkańcy wsi: Skierbieszów, Lipina Nowa, Suchodębie, Sady i Zawada.
Większość z nich wywieziono do obozu przesiedleńczego w Zamościu.
Pierwsza fala akcji przesiedleńczych przebiegała w dwóch etapach. Pierwszym, trwającym do końca grudnia 1942
r., objęto 60 wsi zamieszkałych przez ponad 30 tys. osób, ale siłom policyjnym, wobec powszechnego
zbiegostwa (mimo zimy zbiegano do lasów lub sąsiednich wsi), udało się schwytać tylko około 10 tys. osób.
Na ich miejsce osadzono 4 tys. Niemców. Spośród wypędzonych ponad 1,5 tys. osób skierowano do Oświęcimia,
około 1,8 tys. do przymusowej pracy w Rzeszy, 1 830 dzieci oddano do obozu koncentracyjnego w Łodzi lub do
obozu w Oświęcimiu, gdzie zostały zamordowane zastrzykami z fenolu.
Na zdjęciu: dzieci pozbawione dachu nad głową.
Źródło fot.: "Gazety Wojenne".
Największą zbrodnię w tej fazie wysiedleń, Niemcy popełnili w odwecie za opór i atakowanie ekip
wysiedleniowych. Miała ona miejsce w Kitowie, gdzie Niemcy wymordowali publicznie 165 osób.
W drugiej fazie, trwającej od 15 stycznia do końca marca 1943 r., określanej jako Ukraineraktion,
wysiedlono 63 wsie w powiecie hrubieszowskim. Objęła ona około 15 tys. osób, z czego ujęto 5,5 tys. Na
ich miejsce w pasie okalającym teren wysiedleń, by ten chronił kolonistów od uderzeń z lasów zamojskich,
osadzono ponad 7 tys. Ukraińców.
Ta polityka miała również na celu zantagonizowanie Ukraińców z Polakami
i faktycznie wywołała pierwszą fazę walk pomiędzy tymi narodami. W końcu marca zostało wysiedlonych już
116 wsi Zamojszczyzny, a na ich miejsce osadzono około 10 tys. Niemców, zbieraninę z różnych części
okupowanej Europy, przeważnie z Rumunii.
W akcji przesiedleńczej zastosowano najbardziej zbrodnicze metody działania. Spędzanych ludzi wieziono
do obozów przejściowych, gdzie czekając na swój los, masowo umierali. Rozdzielani kierowani byli do miejsc
przeznaczenia. Była zima, a wagony kolejowe, samochody i furmanki, którymi ich przewożono, nie dawały
ochrony przed zimnem szczególnie, więc dzieci umierały na oczach rodziców lub opiekunów. Już w toku
spędzania i segregacji popełniano liczne zabójstwa, a oporne wsie pacyfikowano lub unicestwiano.
Tragedia dzieci transportowanych w bydlęcych wagonach pod opieką nielicznych starców wstrząsnęła całym
krajem. Na dworcach gromadziły się tłumy usiłujące je wykupywać, zaopatrzyć i wspomóc. Te, które wskutek
zakłóceń komunikacyjnych oddawano do podlaskich, lubelskich i podwarszawskich miejscowości, otaczano
opieką, ratowano im życie lub chowano na cmentarzach.
II. Działania odwetowe Armii Krajowej i Batalionów Chłopskich.
Nie mająca dotychczas precedensu akcja wysiedleńczo - osadnicza na Zamojszczyźnie, przyczyniła się do
nawiązania współpracy taktycznej oddziałów polskiego podziemia, szczególnie bliskiego pomiędzy AK i BCH,
sporadycznie natomiast z oddziałami GL i partyzantką radziecką. Tragiczny rozwój sytuacji okupacyjnej i
konieczność obrony biologicznej zmusiły kierownictwo AK do zajęcia czynnej postawy, mimo że wywołało to
krwawy odwet wroga.
Od tego czasu Zamojszczyzna stała się wielkim polem bitwy, na którym nie ustawała ona aż do końca okupacji.
Oddziały partyzanckie, w odwet za zbrodnie niemieckie, przystąpiły do niszczenia i palenia wsi zasiedlonych
przez kolonistów niemieckich. Mnożyły się akcje dywersyjne na linie kolejowe, mosty i drogi, wieże ciśnień
i zakłady przemysłowe.
Pierwszą akcję przeprowadzili żołnierze Armii Krajowej już rankiem 28 listopada 1942 r., kiedy to patrol
ppor. Jana Turowskiego "Norberta", w sile 8 ludzi napadł na skolonizowaną wcześniej wieś Udrycze, podpalając
w kilku miejscach stodoły.
29 listopada w rejonie Cześnik pod Zamościem starł się z oddziałem żandarmerii
pluton pchor. Edwarda Lachowca "Konrada". Po godzinnym boju z użyciem broni maszynowej i granatów Polacy
zmusili żandarmów do odwrotu.
Zdarzenia owe wywołały niemałą konsternację w sztabie Odilo Globocnika Dowódcy SS i Policji w Lublinie,
tym bardziej, że nie był to koniec zbrojnych wystąpień podziemia.

Pogrzeb dzieci, które zginęły na skutek uduszenia dymem, podczas pacyfikacji wsi Owczarnia.
Źródło fot: "Gazety Wojenne".
W nocy z 5 na 6 grudnia 1942 r. pluton GL pod dowództwem lejtnanta Wieńcowa zaatakował stację kolejki
wąskotorowej w Tereszpolu w powiecie biłgorajskim, niszcząc jej urządzenia. W czasie ucieczki po napadzie
na stacji doszło do walki z żandarmerią koło wsi Bukownica, w wyniku której dwóch żandarmów zabito, a
jednego raniono. W tydzień później ten sam pluton ostrzelał na szosie Biłgoraj - Frampol przejeżdżający
samochód, raniąc jednego Niemca.
13 grudnia oddział specjalny BCH porucznika Czesława Borowicza "Azja", w składzie trzech drużyn strzeleckich,
przeprowadził atak na areszt gminny we wsi Krynice w powiecie tomaszowskim. Mimo sąsiedztwa silnych
posterunków policji i żandarmerii z aresztu uwolniono 20 okolicznych chłopów, oskarżonych o udzielanie
pomocy zbiegłym z powiatu zamojskiego wysiedleńcom. Kolejne dwa ataki partyzanckie skierowały się znowu na
trakcje komunikacyjne. Wieczorem 16 grudnia pluton AK porucznika Tadeusza Kuncewicza "Podkowy", spalił most
i wieżę ciśnień w Ruskich Piaskach na linii kolejowej do Lwowa. Następnej nocy na tej samej linii między
Zwierzyńcem i Krasnobrodem oddział dywersyjny AK pod dowództwem "Wira", "Zadory" zniszczył tor kolejowy na
odcinku 50 metrów i wysadził przejeżdżającą lokomotywę, powodując przerwę w ruchu trwająca pięć dni.
Bitwa pod Wojdą
W pierwszych dniach grudnia 1942 r., w Spółdzielni Rolniczo - Handlowej "Snop" w Zamościu odbyła się odprawa
komendantów obwodów BCh z udziałem komendanta głównego, Franciszka Kamińskiego "Zenona Trawińskiego".
Odprawa zarządzona została w dużym pośpiechu i przebiegała w napiętej atmosferze, wobec nadciągających
zewsząd tragicznych meldunków z terenu.
"Trawiński" nie ukrywał przed zebranymi, że według uzyskanych
informacji akcja rozpoczęta 27 listopada w Skierbieszowie w powiecie zamojskim rozszerzy się niebawem na
całą południową Lubelszczyznę. Na skutek popłochu, jaki ogarnął ludność, komenda obwodu Zamość utraciła
kontakt z placówkami, przy czym chaos z każdym dniem wzrastał.
W związku z tym postanowiono rozpocząć walkę zbrojną. Była to jedyna możliwość ratunku. W Obwodzie
Tomaszowskim było około 2 000 żołnierzy BCH zorganizowanych w 13 kompaniach. Obecny na rozprawie komendant
obwodu mjr Franciszek Bartłomowicz "Grzmot", zarządził pogotowie bojowe swoich oddziałów.
Tymczasem Niemcy 12 grudnia wysiedlili pierwszych 7 wsi z Tomaszowskiego, osadzając w nich volksdeutschów
z Besarabii i Chorwacji. Konieczna była akcja odwetowa, która też wkrótce objęła wszystkie siły podziemia
na Zamojszczyźnie.
Na rozkaz "Grzmota" porucznik Czesław Aborowicz "Azja" utworzył spośród skoszarowanych żołnierzy grupę
dywersyjną i przystąpił do akcji. W krótkim czasie polscy partyzanci spalili kolejno cztery zasiedlone przez
Niemców wsie: Wierzbie i Lipsko - w powiecie zamojskim, oraz Hutę Komorowską i Janówkę - w tomaszowskim.
Wśród zasiedlonych Niemców wybuchła panika, opuszczali wsie i chronili się w Zamościu.

Na zdjęciu: Komendant odwodu tomaszowskiego BCH - mjr Franciszek Bartłomowicz "Grzmot".
Źródło fot.: Internet.
Niestety akcja wysiedleńcza nie ustawała. W ostatniej dekadzie grudnia 1942 r. Schutzpolizei i żandarmeria
przystąpiły do wysiedlania gmin Tarnawatka, Krynice i Rachanie.
W tej sytuacji "Grzmot" ogłosił w Wigilię stan wojenny obwodu,. Na miejsce koncentracji wyznaczono las
Grabina. Porucznik "Azja" otrzymał nowe zadanie: "zorganizować I Kadrową Kompanię BCH i przekazać ją do
dyspozycji por. Jerzego Mara-Meyera "Visa", skoczka spadochronowego, przekazanego z AK do dyspozycji
Komendy Głównej BCH.
26 grudnia w miejscu koncentracji zebrało się kilkuset partyzantów i ochotników, po czym rozpoczęto
formowanie nowego oddziału. Ponieważ do kompanii zgłosili się prawie wszyscy obecni, wybrano tylko 96
spośród tych, którzy utracili rodziny i gospodarstwa.
Resztę odesłano do lokalnych kompanii. I Kompanię
Kadrową poprowadził porucznik "Azja" tego samego dnia do lasu pod Zaborecznem, gdzie koncentrowały się już IV i V kompania.
W nocy 28 grudnia w lasach koło Blizowa doszło do spotkania z sowieckim oddziałem partyzanckim w sile 37
ludzi z cekaemem, pod dowództwem kapitana Wasyla Wołodina, który zasilił bechowców. Tymi to siłami stoczono
pierwszą bitwę BCH pod Wojdą z batalionem żandarmerii kapitana Biskady'ego w sile około 350 ludzi.
Niemcy około 6 rano dotarli do Kosobud. Porucznik Meyer "Vis" wraz z plutonem zamojskim plut. "Groma" i oddziałem kapitana Wołodina
wyruszył im naprzeciw i zajął stanowiska po obu stronach drogi na skraju lasu.
Obława niemiecka, niczego nie przeczuwając, podeszła na odległość 100 metrów i wówczas powitał ją ogień
partyzancki. Złamało to szyk niemiecki i zmusiło do ich przegrupowania. Walka rozciągnęła się na kilka
godzin, a jej odgłosy dochodziły do Szczebrzeszyna, Zwierzyńca i Biłgoraja.

Na zdjęciu: Porucznik Jerzy Meyer "Vis".
Źródło fot.: Internet.
Druga grupa żandarmów podeszła do Wojdy od strony miejscowości Szewnia Dolna,
zepchnęła polska placówkę i zbliżyła się do opłotków wioski. Tu jednak została zatrzymana celnym ogniem
sowieckiego cekaemu i zmuszona do odwrotu. Nie
powiodło się też podejście od strony wąwozu Dyberki. Zastępca "Visa" plut. Danielewicz "Kłoda" wysłał
patrole w kierunku drogi do Zwierzyńca, aby zabezpieczyć się od zaskoczenia i z tej strony.
Niemcy ośmieleni powstałą w tym czasie ciszą przypuścili szturm na pozycje partyzanckie, lecz ponownie
zostali odparci. Około godziny 11.00 hauptmann Biskady wznowił próbę obejścia od południowego wschodu,
gdzie rozwinęła się drużyna kaprala "Gwizdy". Niemcom udało się tu przejść przez młody zagajnik. Kapral
"Gwizda" próbował ich wyprzeć przeciwuderzeniem, jednak kilku żandarmom z pistoletami maszynowymi udało
się przedrzeć na tyły walczących bechowców.
W tym położeniu por. "Vis" zarządził odwrót wolnymi jeszcze przejściami w szykach nieprzyjaciela.
Poszczególne oddziały i grupy dotarły pod osłoną nocy do lasu Grabina, skąd odeszły do okolicznych wiosek.
Zdobytą wieś Wojdę Niemcy spalili doszczętnie i rozstrzelali ujętych mieszkańców. Częściowo spalono także
Rzewnię Dolną. Chociaż pierwsze wystąpienie Batalionów Chłopskich skończyło się wycofaniem oddziału, to
nieprzyjaciel przekonał się o tym, że droga wiodąca do jego celów nie będzie bezkrwawa.
Akcje odwetowe polskiego podziemia.
Zgodnie z rozkazem Komendy Głównej nr 77 z dnia 24 grudnia 1942 r. do kontrakcji przystąpiły również
oddziały Armii Krajowej. Zgodnie z decyzją komendanta inspektoratu Zamość mjr Edwarda Markiewicza "Kaliny",
zmasowane uderzenie wszystkich oddziałów i grup dywersyjnych AK nastąpiło w noc sylwestrową z 1942 na 1943
rok jako akcja o kryptonimie "Wieniec 2", która była zsynchronizowana z akcją "Wieniec 1".
Akcja ta polegała
na sparaliżowaniu węzła kolejowego w Warszawie, a miała świadczyć o tym, że wysiedlanie Zamojszczyzny nie
jest sprawą peryferyjną, lecz zagadnieniem ogólnonarodowym. W ciągu tej przełomowej nocy, w czterech
powiatach Zamojszczyzny wykonano łącznie 60 akcji dywersyjnych i sabotażowych, głównie na koleje i
urządzenia telekomunikacyjne, na posterunki policji i żandarmerii, na urzędy gminne i zakłady przemysłowe.
Szczególnie dotkliwe dla Niemców były akcje odwetowe wymierzone w zasiedlone wsie.
W ramach akcji "Wieniec 2" nastąpiło zniszczenie wież ciśnień na stacjach w Krasnobrodzie, Szczebrzeszynie,
i Ruskich Piaskach, mostów kolejowych w Ruskich Piaskach, Suścu i Werbkowicach oraz uszkodzenia torów
kolejowych i linii telefonicznych w rejonie Miączyna, nie licząc likwidacji agentów Gestapo.
Wszystkie te akcje zostały zsynchronizowane w czasie i rozpoczęły się punktualnie o północy, a więc w
chwili, kiedy koloniści i żołnierze niemieccy świętowali nadejście nowego roku. Do najbardziej udanych
należały akcje na wsie Złojec, Cieszyn i Wierzbie w powiecie zamojskim.
Szczególnie ta druga warta jest krótkiego opisania:
Akcję sylwestrową na wieś Cieszyn wykonały dwa plutony
szturmowe AK podporuczników J. Śmiecha "Ciąga" i P. Złomańca "Podlaskiego". Oddział "Podlaskiego" został w
czasie marszu zaatakowany przez Niemców i musiał szukać okrężnej drogi.
"Ciąg" nie czekając na swojego towarzysza rozpoczął akcję samodzielnie. Na moście przez rzekę Wolica
zlikwidowano dwóch strażników, po czym cały pluton wtargnął do wsi i podpalił ją od strony północnej.
W czasie walki zabito 5 Niemców. Akcję przerwała nadciągająca ze Skierbieszowa żandarmeria. W tym samym
czasie jednak od południa uderzył na wieś ppor. "Podlaski" zabijając 3 Niemców.
Odwetowe akcje sylwestrowe nie wygasły z upływem nocy. Oddział "Ciąga" po wycofaniu się spod Cieszyna w
porze wieczornej 1 stycznia 1943 r. rozbił areszt gminny w osadzie Grabowiec w powiecie hrubieszowskim,
skąd uwolnił 30 więźniów.
Kilka dni później, a ściślej mówiąc w nocy z 5 na 6 stycznia sierż. Lachowiec "Konrad" zaatakował wieś
Horyszów Polski, wywołał wśród kolonistów popłoch i zabił 5 Niemców. Nocą 11 stycznia po raz trzeci
zaatakowani zostali koloniści wsi Wierzbie. Akcji tej dokonał pluton podporucznika "Norberta", który spalił
część wsi, zlikwidował 7 osadników, część z nich doznała odmrożeń leżąc przez dłuższy czas w śniegu.
Jak można było się spodziewać, na ofensywę partyzancką, okupant odpowiedział represjami. I tak 4 stycznia
Schutzpolizei zastrzeliła w Wierzbie około 40 osób, w Krasnem około 25, w Ujazdowie 14 i w Nieliszu 22
oraz spaliła wioski Kitów i Białowolę. Łącznie zastrzelono około 100 osób.
Największa akcja odwetowa podziemia w bitwie o Zamojszczyznę - ponowne spalenie wsi Cieszyn.
Dowódca SS i Policji w dystrykcie Lubelskim SS-Gruppenführer Odilo Globocnik.
Źródło fot.: Internet.
Ponowne spalenie kolonii Cieszyn miało miejsce w nocy z 25 na 26 stycznia 1943 r., i jak się miało później
okazać, było najdonioślejszą w skutkach akcją odwetową polskiego podziemia, podczas bitwy o Zamojszczyznę.
Udział w niej wzięły 4 oddziały szturmowe AK: pluton J. Kaczorka "Ryszarda", pluton S. Kwaśniewskiego "Luxa"
oraz pluton Horodyńskiego "Alberta", a także drużyna F. Jasińskiego "Huragana". Całością dowodził porucznik
Franciszek Krakiewicz "Góral", oficer Kedywu AK w obwodzie hrubieszowskim.
Samo zdobycie wsi nastręczało duże trudności, gdyż koloniści i obecne we wsi pododdziały SS bronili się
zaciekle, w każdym budynku, szczególnie w murowanych zabudowaniach. Trzeba je było zdobywać granatami,
jeden po drugim. Po dłuższym czasie wioska prawie w całości została zdobyta, oprócz murowanej wartowni na
jej skraju. Schroniło się tam kilkunastu esesmanów, którzy osłaniali się ogniem karabinów maszynowych.
Dopiero kilku śmiałków skokami dopadło do budynku i przez okna obrzuciło załogę granatami tak skutecznie,
że nikt nie uszedł z życiem.
Podczas akcji zginęło ponad 150 kolonistów niemieckich, wieś została całkowicie spalona, zdobyto dużą ilość
broni i amunicji. Dzień 30 stycznia był dla Niemców dniem żałoby. Prawie 160 trumien wystawiono na widok
publiczny, a następnie pod eskortą silnych oddziałów policji i uzbrojonych kolonistów odprowadzono na
cmentarz. Całej tej ceremonii nadano propagandowy charakter.
Na meldunek z dnia 28 stycznia 1943 r. SS-Obergruppenführera Krügera do Reichsführera SS, w sprawie akcji na
kolonistów niemieckich we wsi Cieszyn, Himmler w telegramie z dnia 1 lutego odpowiedział:
"Otrzymałem sprawozdanie z napadu na Cieszyn. Należy z całą surowością przeprowadzić zamierzone sankcje
odwetowe i to tak, aby napad ten był ostatni na niemieckim obszarze osiedleńczym. Gdy będzie konieczne,
należy wytępić całe polskie wsie".
Wszystkie nadzieje Himmlera, mimo zaostrzenia niemieckich represji nie spełniły się, bowiem w niedługi
czas później znów zapłonęły wsie osadników niemieckich w Lipsku, Ruszowie, Wierzbiu i Zawadzie.
Działania odwetowe na Zamojszczyźnie wywołały wśród kolonistów zrozumiałą panikę. Władze okupacyjne doszły
do wniosku, że jedynie złamanie oporu zbrojnego partyzantki polskiej da im możliwość kontynuowania
kolonizacji. Toteż pod koniec stycznia 1943 r., Dowódca SS i Policji w Lublinie SS-Gruppenführer Odilo
Globocnik, przerwał w powiecie zamojskim i tomaszowskim akcję wysiedleńczą, przenosząc ją na teren powiatu
hrubieszowskiego.
Na terenach dwóch pierwszych powiatów przystąpiono natomiast do koncentracji oddziałów, w celu likwidacji
zbrojnego podziemia polskiego. Działania te zapoczątkowały kolejny etap zmagań o Zamojskie.
Bitwa pod Zaborecznem i Różą.
Główna masa uciekinierów z Zamojszczyzny skupiła się w gminie Krynice w okolicach Zaboreczna (na zachód od
szosy Zamość - Tomaszów). Spośród 33 832 osób z 60 wsi przewidzianych do wysiedlenia udało się Niemcom ująć
do końca roku tylko 9 771 osób, tj. 28,9%.
Reszta zdołała uciec do innych wsi lub do lasu, paląc często za
sobą zagrody. Sytuacja ludzi zebranych pod Zaborecznem zaczęła się niestety szybko komplikować, ze względu
na rozprzestrzeniające się choroby. Poza tym rozeszła się wieść, że Niemcy zamierzają spacyfikować ten
rejon, uważając go za siedlisko bandytyzmu. Przed dowództwem Batalionów Chłopskich ponownie stanęło
zagadnienie samoobrony.

Na zdjęciu: Porucznik Robert Aborowicz "Azja".
Źródło fot.: Internet.
W tym położeniu komendant obwodu tomaszowskiego BCH, major "Grzmot", rozkazał komendantowi 2 rejonu, st.
wachmistrzowi "Szczerbińskiemu", aby kompanie IV i V z terenu gminy Krynice oraz kompania XI z gminy
Tarnawatka wyszły ze swych wsi i zaciągnęły stałe warty wokół całego zagrożonego obszaru: od Kolanówki
na północy aż po Krasnobród na południu i od Krynic do Majdanu Wielkiego i Małego w ordynacji zamojskiej.
Sam zaś - na skutek zdekonspirowania - udał się z porucznikiem "Azją" do Zaboreczna.
Niebawem przybyła na miejsce XI kompania pod dowództwem porucznika Władysława Maślanki "Sielskiego", w
sile 120 ludzi i została skierowana do Majdanu Wielkiego. III kompania pod dowództwem porucznika Jana
Głogowskiego "Głowackiego", w niepełnym składzie 42 ludzi stanęła w Zaborecznie, jeden jej pluton
ubezpieczał obszar od strony Tomaszowa.
W tym samym czasie pluton AK z Majdanu Wielkiego pod dowództwem sierżanta Bronisława Piaseckiego "Lisa"
został przeniesiony na ubezpieczenie od strony Krasnobrodu. Wobec oczekiwanego uderzenia Niemców z kierunku
szosy Zamość-Tomaszów oddziały te stanowiły w ręku mjr "Grzmota" odwód, który odegrał w bitwie poważną rolę.
Ogólnie wraz z formacjami pomocniczymi i medycznymi na linii znalazło się około 400 żołnierzy, tj. siły
improwizowanej brygady partyzanckiej w składzie pięciu oddziałów bojowych.
Ze strony niemieckiej w bitwie pod Zaborecznem wziął udział zmotoryzowany batalion żandarmerii, jednostki
Wehrmachtu w sile około batalionu oraz kilkuset kolonistów, razem około 2 000 ludzi z moździerzami,
granatnikami i oddziałem pancernym w odwodzie.

Mapa sytuacyjna bitwy pod Zaborecznem - 1 luty 1943 r.
Źródło: Zawilski Apoloniusz "Polskie Fronty 1918 - 1945." Tom I.
Pod koniec stycznia 1943 r., terror Schotzpolizei i innych niemieckich formacji przyjął coraz większe
rozmiary. 28 stycznia adiutant "Azji" przywiózł wiadomość o aresztowaniach w miejscowości Dzierzążnia.
Major "Grzmot" kazał uderzyć na żandarmów i odbić aresztowanych. W toku ciężkiej walki wokół domu sołtysa
w Dzierzążni został zabity lejtnant Olssewski i trzech żandarmów, z polskiej strony zginął jeden bechowiec,
a trzech odniosło rany, w tym por. Czesław Borowicz "Azja". Pomimo akcji partyzantów, niemiecka ekspedycja karna spaliła w Dzierzążni 20 domów i rozstrzelała
20 ujętych mieszkańców. W następnym dniu rozstrzelano jeszcze 80 osób w Hucie i Budach Dzierżyńskich, przy czym miejscowości nie spalono, gdyż zamierzano tu osiedlić Niemców z Besarabii.
30 stycznia odbyła się w Majdanie Wielkim narada z udziałem politycznych przedstawicieli "Rocha" i
przedstawiciela AK z Majdanu. Według wiadomości otrzymanych z pocztowego podsłuchu telefonicznego, 1 lutego
1943 r., miała być spacyfikowana wieś Antonówka. Postanowiono przystąpić do otwartej walki.
Około godziny 7.00 do Antonówki wjechało 6 samochodów niemieckich. W chwili przesiadania się do sań Niemcy
zostali ostrzelani przez placówkę BCH, która następnie zaczęła cofać się w kierunku Romanówki.
Oddział pacyfikacyjny rozsypał się w tyralierę i ruszył w ślad za partyzantami. Tymczasem I pluton por. "Burskiego"
zajął stanowiska na tzw. Rowiskach, skąd flankował posuwanie się wroga. Gdy lewe skrzydło niemieckiej
tyraliery doszło do kolonii Zaboreczno, otworzono ogień z ręcznej i ciężkiej broni maszynowej.
Prawie natychmiast lewe skrzydło niemieckiej formacji zaległo, natomiast prawe posuwało się szybko naprzód.
Aby opóźnić jego postępy przerzucono w ten rejon pluton J. Czuwary "Śmiałego", który biegiem próbował obejść
prawe skrzydło nieprzyjaciela, związanego od czoła i z lewej strony ogniem Polaków.
Niemiecki dowódca szybko
zorientował się, że jest otoczony z trzech stron i odcięty od Antonówki, rozpoczął więc wycofywanie się na
Niemirówkę, wprost na stanowiska umieszczonego tam plutonu "Brzozy" z III kompanii BCH. Na placu boju Niemcy
zostawili kilkunastu zabitych i cały swój tabor z dużą ilością amunicji, w tym setkę granatów.
Około godz. 13.00 nieprzyjaciel rozpoczął silne natarcie z podstawy w Antonówce, pragnąc dotrzeć do Buczyny
ciągnącymi się tutaj wąwozami i jarami, noszącymi nazwę Debry albo Rowiska. Jeden z oddziałów usiłując
okrążyć wysuniętą placówkę partyzancką, wyszedł na jej tyły. Tutaj niespodziewanie dla niego, wpadł w
zasadzkę zorganizowaną przez chłopów z Krynic, uzbrojonych w ukrytą wcześniej broń powrześniową, tracąc
14 zabitych.
Na Zaboreczno nacierały jednak znaczne siły niemieckie. Choć jedna grupa została zniszczona, wąwozami
Rowiska posuwały się dalsze. Około godz. 14.00 doszło do szturmu na Buczynę. Dzięki stanowczemu oporowi,
szturm ten załamał się w ogniu granatów ręcznych.
Tymczasem major "Grzmot" zwolnił ze swojego odwodu pluton "Śmiałego" do walki pod Buczyną. Na obsadzenie kolonii Zaboreczno przeznaczono pozostałą część
III kompanii pod dowództwem "Głowackiego". Spowodowane to było przypływem świeżych sił niemieckich.
W toku walki wywiad "Grzmota" doniósł, że od Wólki Łabuńskiej przybyło 11 niemieckich tankietek. Wobec
takiego zagrożenia i słabości polskiego uzbrojenia "Grzmot" korzystając z zapadającego zmierzchu zarządził
odwrót w kierunku miejscowości Róża, a dalej w głąb lasów ordynacji zamojskiej.
Następny dzień obfitował w dramatyczne wydarzenia, bowiem na skutek zbyt płytkiego wysunięcia ubezpieczenia,
punkt opatrunkowy w gajówce w Róży znalazł się w pierwszej linii walki.
Około godz. 16.00 Niemcy okrążyli
placówkę partyzancką, w toku walki zapalając zbudowanie gajówki pociskami fosforowymi. W obliczu zawalenia
się budynku personel punktu, pod ogniem niemieckim musiał ukryć się w lesie, tracąc przy tym kilku ludzi.
Tego samego dnia, czyli 2 lutego 1943 r., w Józefowie odbyła się narada komendanta Obwodu AK Biłgoraj
Józefa Gniewkowskiego "Orszy" z dowódcą miejscowego rejonu por. Konradem Bartoszewskim "Wirem", "Zadorą".
Zastanawiano się jakie środki należy przedsięwziąć w zaistniałem sytuacji. Po krótkiej naradzie zdecydowano
o podjęciu aktywnej akcji zbrojnej.
W niespełna dwie godziny później plutony rejonu były już w drodze z
Józefowa do Krasnobrodu. Podczas marszu do grupy tej dołączyły plutony Mużacza "Selima" i Piotra Wasilika
"Kuby". Łącznie na pomoc bechowcom powiódł ppor. "Wir" około 200 ludzi. W tym czasie znajdujący się w
rejonie walk pluton szturmowy AK z kompanii "Norberta" stoczył bój z Niemcami pod Dominikanówką, co
wstrzymało ich pościg za IV kompanią BCH, opóźnioną w odwrocie z powodu przemęczenia.
Oddział "Wira" wkroczył do wyludnionego Krasnobrodu w chwili, gdy Niemcy po splądrowaniu miasteczka
wsiadali do samochodów, aby odjechać w kierunku Tomaszowa. Około godz. 20.00 oddział ppor. T. Kuncewicza
"Podkowy" zaatakował stację i cukrownię Klemensów pod Zamościem i rozbił oddział żandarmerii, zostawiając
na placu boju 5 zabitych żandarmów i 2 policjantów.
Dzień 3 lutego upłynął bez walk, lecz cały teren ogarnęła gorączka przygotowań. Podczas gdy na wszystkich
stacjach od Zamościa do Tomaszowa wyładowywały się oddziały Wehrmachtu, komendanci czterech obwodów AK i
BCH (Zamość, Tomaszów, Biłgoraj i Hrubieszów) zarządzili alarm bojowy swoich oddziałów.
Do sił partyzanckich
dołączyli również chłopi, wyciągając spod strzech starą broń i amunicję. W rejonie Józefowskim zarządzono
stan wojenny. Dotychczasowe plutony porucznika "Wira" powiększono do stanu czterech kompanii. Komendant
biłgorajskiego obwodu BCH Jan Grygiel "Orzeł", wysłał ze swojego rejonu 200 ludzi na teren powiatu
tomaszowskiego dla odciążenia tamtejszej partyzantki.
Oddziały Armii Krajowej otrzymały rozkaz koncentracji na Winiarczykowej Górze. Już w jej trakcie doszło do
walki kompanii Piotra Wasilika "Kuby" pod Długim Kątem. 4 lutego około godziny 6.00 "Kuba" został
zaalarmowany meldunkiem, mówiącym o tym, że Niemcy obsadzili od strony zachodniej linię kolejową na odcinku
Zwierzyniec, Długi Kąt, Susiec. Równocześnie zameldowano o ruchach nieprzyjaciela od północy i wschodu.
Oznaczało to, że Niemcy okrążają grupę partyzancką.
W związku z takim obrotem sprawy "Kuba" podjął decyzję
o marszu swojego oddziału na Hamernię, aby następnie ukryć się w lasach Puszczy Solskiej. Na zachód od
Długiego Kąta oddział liczący 150 partyzantów, w pięciu plutonach rozwinął się w 1,5 kilometrową tyralierę
i pod osłoną mgły posuwał się po obu stronach szosy w kierunku toru.
W tym czasie Niemcy rozwinięci także
w tyralierę zbliżali się do Długiego Kąta od zachodu. Na zachodnim skraju wsi doszło do czołowego boju
dwóch rozwiniętych tyralier. Przy pomyślnym wyjściu z okrążenia niemało pomogła walka w samym Długim Kącie,
jaką stoczył spóźniony pluton kaprala Michała Działo.
Gdy główne siły "Kuby" przebijały się w lesie Kalina,
na stację Długi Kąt podjechał pociąg pancerny z posiłkami dla Niemców. Lecz tutaj posiłki owe natrafiły na
opór plutonu Działy, który okazał się być na tyle skuteczny, że umożliwił on osłonę odwrotu sił głównych.
Straty polskie wyniosły 14 żołnierzy, natomiast niemieckie 25-ciu zabitych i rannych. To skłoniło Niemców do
zaniechania pościgu i cofnięcia się do Tomaszowa.
W tym samym dniu, czyli 4 lutego rozgorzała bitwa pod Lasowcami, miejscowości położonej 4 kilometry na
wschód od szosy Zwierzyniec - Józefów. We wsi tej od tygodnia stacjonowała, będąc na szkoleniu bojowym, 1
kompania dywersyjna AK z obwodu Zamość, dowodzona przez por. Piotra Złomańca "Podlaskiego". Podlegała ona
kpt. Stanisławowi Prusowi "Adamowi", który został mianowany dowódcą wszystkich zgrupowań partyzanckich,
operujących na Zamojszczyźnie.
Tymczasem Niemcy skoncentrowali wojsko i żandarmerię w rejonie gajówki Krogulec pod Zwierzyńcem i ruszyli
szeroką tyralierą na wschód. Około godziny 13.00 oddziały nieprzyjaciela wyszły na wzgórza otaczające
miejscowość od północy i południa, skutkiem czego cała kotlina znalazła się w jego zasięgu ogniowym. Sprawę
pogorszył fakt, że plutony "Podlaskiego" wypoczywały przed odmarszem na nowe kwatery w Górecku Starym. Tylko
dwuosobowa czujka strzegła szosy do Zwierzyńca.
Potyczka w Lasowcach zaczęła się właśnie od starcia z ową czujką, którą Niemcy chcieli ująć żywcem. Jeden z
żołnierzy zginął jednak od razu, drugi Eugeniusz Kostrubiec "Młot" został ciężko ranny. Kiedy Niemcy
zbliżyli się do niego, aby go ująć, "Młot" cisnął w nich granat ręczny, zabijając pięciu żandarmów, po
czym zdołał doczołgać się do plutonu, który był już w walce. Niemcy niespodziewanie otworzyli krzyżowy
ogień na kwatery partyzantów w Lasowcu.
Sytuacja oddziału od samego początku była poważna. Żołnierze wybiegli na odgłos strzałów, ale Niemcy pod
osłoną Lasu Ruciańskiego podeszli już na 50 metrów od kwater II plutonu. Jego dowódca kpr. pchor. K.
Łukasiuk "Żegota", usiłował opanować popłoch i zorganizować punkt oporu, lecz otrzymał śmiertelny postrzał.
Na domiar złego porucznik "Podlaski" został ranny i musiał zdać komendę ppor. "Ciągowi". Nieprzyjaciel
celnym ogniem dziesiątkował szeregi partyzantów. Widząc to "Ciąg" wykonał podległym sobie plutonem
przeciwuderzenie, które odrzuciło Niemców w głąb lasu. Niestety zabrakło podobnej inicjatywy ze strony
III plutonu "Tarana", który zamiast uderzyć "na bagnety" z drugiej strony, poprzestał na ostrzeliwaniu
nieprzyjaciela.
Podporucznik "Ciąg" wykorzystując chwilową konsternację Niemców nakazał odskok do tyłu. Nieprzyjaciel,
zorientowawszy się w tym manewrze, obłożyli cofających się partyzantów silnym ogniem. Jednakże Polacy
przetrzymali ów ogień i rozpoczęli powolny odwrót w głąb lasu. Od całkowitej zagłady uratowała oddział
"Podlaskiego" inicjatywa dowódcy placówki AK w Bondyrzu, ppor. Stefana Banickiego "Ułana".
Gdy niedobitki kompanii Złomańca wycofały się do przysiółka Kątki, ppor. "Ułan" zaalarmował całą wieś i
zagrodził Niemcom dalszą drogę pościgu, rozwijając swój skrzyknięty naprędce oddział na północ od Bondyrza.
Kompania "Podlaskiego" ze stratami wynoszącymi 25 zabitych i 9 rannych, wycofała się tymczasem do Puszczy
Solskiej.
Na odgłos toczącej się walki pospieszył z pomocą walczącemu oddziałowi dowódca józefowskiego rejonu AK,
ppor. "Wir". Lecz bitwa trwała zaledwie godzinę i odsiecz nie mogła zdążyć. Oddział "Wira" dotarł do szosy
zwierzynieckiej pomiędzy Krupcem a gajówką Krąglik. W tym miejscu natknął się na dwa samochody ciężarowe
czaty niemieckiej. Po jej ostrzelaniu oddział musiał odskoczyć, gdyż zaatakowanym przyszedł na pomoc
pociąg pancerny.
Z drugiej strony, czyli od Zwierzyńca na odsiecz walczącej w Lasowcach kompanii pospieszył "Podkowa".
Ponieważ kanonada we wsi rychło ucichła, "Podkowa" postanowił zaatakować Niemców z zasadzki. Oddział
zamaskował się przy szosie Józefów - Zwierzyniec, w chwile później atakując niemiecką kolumnę. W starciu
zginęło 6 żandarmów, byli też ranni.
* * *
W lutym 1943 r. na obszarze całej Zamojszczyzny zdołano zgrupować co najmniej kilka tysięcy partyzantów,
nie licząc uzbrojonych uczestników żywiołowo zawiązywanej samoobrony. Siły te w pierwszym etapie niemieckich
przesiedleń wykonały łącznie około 300-stu akcji dywersyjnych i zbrojnych, w tej liczbie kilka na bardzo
poważną skalę, uznanych przez polską historiografię za bitwy partyzanckie.
Przeprowadziły one również około 30 uderzeń na transport kolejowy oraz wykonały kilkanaście akcji na
zasiedlone przez Niemców wsie.
Ostatnia walka okresu zimowego roku 1943 r. miała miejsce 10 lutego w rejonie Osuch pod Buliczówką. Stoczył
ją pluton ppor. Stanisława Makucha "Kruka", ktory zajął stanowiska na Krzywej Górce. Niespodziewający się zasadzki
Niemcy przeszli przez bagno leśne i wyszli na drogę przed Krzywą Górką, gdzie zaczęli zwierać tyralierę.
W tym momencie partyzanci otworzyli ogień z ukrytego erkaemu, co spowodowało ogromne zamieszanie wśród
Niemców oraz poważne straty w ich szeregach (9 zabitych i kilkunastu rannych). Po dwugodzinnym boju Niemcy
wycofali się na Osuch, partyzanci zaś odeszli na uroczysko Dębowce.
Walki zakończono na wyraźny rozkaz inspektora zamojskiego AK, majora Markiewicza "Kaliny", przechodząc
do działalności konspiracyjnej.
Z początkiem marca 1943 r. w Obwodzie Zamojskim AK, na rozkaz Komendanta Okręgu płka Tumidajskiego
"Marcina" powstały dwa oddziały leśne: "Norberta" i "Podkowy". Poza wspomnianymi oddziałami na
Winiarczykowej Górze stanęło pod dowództwem porucznika Bartoszewskiego "Wira" około 400 ludzi w trzech
kompaniach: "Wara", "Wragi" i "Boba".
W rejonie Borowca zebrały się trzy oddziały taktyczne i kilka grup
terytorialnych BCH w sile około 180 partyzantów, nad którymi komendę objął Jan Komosa "Zora". Do Lasów
Strzeleckich w Hrubieszowskiem ściągnęło szereg plutonów AK w łącznej sile 300 żołnierzy pod ogólnym
dowództwem komendanta obwodu hrubieszowskiego AK, kpt. Antoniego Rychela "Anioła", i komendanta rejonu
Dubienka, porucznika Franciszka Kraśkiewicza "Górala". Ogólne siły AK-BCH w tej akcji wyniosły około
850 ludzi.
Na marginesie trzeba zaznaczyć, że zgrupowania te nie obejmowały czynnych w terenie oddziałów dywersyjnych
oraz lokalnych załóg, przeznaczonych do ochrony miejscowej ludności. W wielu wypadkach werbunek ludzi
przybierał charakter mobilizacji powszechnej.
W połowie lutego 1943 r. Niemcy zaprzestali na jakiś czas przesiedleń, wstrząśnięci zarówno klęską stalingradzką
jak i wzrostem aktywności ruchu oporu. Na konferencji gubernatorów dystryktów w dniu 22 lutego 1943 r.,
Hans Frank oficjalnie wstrzymał akcję przesiedleńczą na Zamojszczyźnie stwierdzono bowiem, że akcja ta
wywołała na całym terenie "zamęt". Jej fiasko wywołało nawet swoistą walkę w kierowniczych sferach III
Rzeszy.
Do marca okupant zdołał wysiedlić Polaków ze 116 wsi Zamojszczyzny (powiat zamojski - 47 wsi,
tomaszowski - 15 i hrubieszowski - 54 wsi). Zdołali przy tym usunąć 40 800 mieszkańców, zamiast
zaplanowanych 140 000.
Kończył się pierwszy etap wysiedleń Zamojszczyzny, co nie oznaczało oczywiście końca pacyfikacji. Nowa fala
terroru która objęła tereny okolic Zamościa na wiosnę 1943 r., spowodowała szereg nowych wystąpień
odwetowych polskiego podziemia na kolonistach niemieckich.
Już pod koniec lutego I Batalion BCH pod
dowództwem por. Stanisława Basaja "Rysia" przeprowadził akcje odwetowa na miejscowość Cieszyn, która
szybko odbudowała się po styczniowym napadzie "Górala". Wybór padł na tę wieś, ponieważ propaganda
hitlerowska ogłosiła, że wieś ta "pozostanie po wsze czasy niemiecka".
Rzeczywistość okazałą się zgoła
inna, bowiem samo ukazanie się oddziału "Rysia" wywołało panikę i zarówno uzbrojeni koloniści jak i
przydzielona do ochrony żandarmeria uciekli. Wieś ta została ponownie zaatakowana w marcu 1943 r. przez
oddział GL "Przepiórki".
Niestety siły partyzanckie były zbyt skromne na to, by obronić każdą wieś polską przed działaniami
terrorystycznymi okupanta. I tak w dniu pacyfikacji Józefowa Niemcy dopuścili się bestialskiej masakry
we wsi Sochy. Zamordowano tu pod zarzutem wspomagania partyzantów, 183 osoby.
Jeszcze tego samego dnia mjr. "Kalina" zarządził uderzenie odwetowe, wyznaczając do tego zadania kpt.
Stanisława Prusa "Adama", dowódcę oddziałów partyzanckich OP 9.
Wybór "Adama" padł na bogatą wieś Siedliska, tuż pod Zamościem, której mieszkańcy byli wyjątkowo wrogo
nastawieni do Polaków. 5 czerwca 1943 r., o godzinie 22.00 skoncentrowano w bezpośrednim sąsiedztwie wsi
oddziały "Doliny", "Norberta" i "Podkowy" w łącznej sile 10 oficerów, 132 podoficerów i szeregowych, uzbrojonych w 12
erkaemów i 1 cekaem.
W ostatniej chwili do grupy tej dołączył również ppor. "Podlaski". Akcja trwająca
45 minut zakończyła się pełnym powodzeniem. Rozstrzelano 60 volksdeutschów i spalono zabudowania wsi wraz
z inwentarzem. Podczas tej akcji z rąk "Norberta" zginął szef akcji przesiedleńczej SS-Sturmbannf. Nerold.
III. Druga fala akcji wysiedleńczych - niemiecka akcja "Wehrwolf".
Pomimo niewątpliwie ujemnych skutków, jakie przyniosła Niemcom akcja wysiedleńcza na Zamojszczyźnie, ani
Globocnik, ani Himmler bynajmniej nie zrezygnowali ze swoich planów, choć część aparatu kierowniczego III
Rzeszy z Goebbelsem na czele, uważała ich realizację w trakcie prowadzonej wojny za szaleństwo. Jak już
pisałem, na skutek klęski stalingradzkiej oraz poważnego uaktywnienia się ruchu podziemnego okupant
przerwał pod koniec lutego 1943 r., akcję wysiedleńczą. Przerwa w jej realizacji nie trwałą jednak długo.
Przy "drugim podejściu" w głowie Globocnika zrodził się plan, aby skolonizowany przez Niemców obszar
zabezpieczyć od południa i wschodu nasiedleniem Ukraińców z Hrubieszowskiego, których w ten sposób miano
przeciwstawić Polakom. Wysiedlenia miały również objąć sam Zamość i Tomaszów, aby przez wprowadzenie do
tych miast kolonistów nadać im niemiecki charakter. W tajnym piśmie z 3 lipca 1943 r., Himmler poszedł
w swoich zamysłach jeszcze dalej. Stawiał on sobie za zadanie skolonizowanie do końca roku powiatu
zamojskiego (znacznie poszerzonego przez włączenie skolonizowanych obszarów powiatu hrubieszowskiego,
tomaszowskiego i biłgorajskiego), a z wiosną 1944 r., zamierzał ogłosić niemieckim także "stare
hanzeatyckie" miasto Lublin z niemieckim nadburmistrzem i niemiecką policją państwową".
Już od połowy maja zaznaczył się na Lubelszczyźnie, a także w całej Generalnej Guberni, wyraźny zwrot ku
terrorowi. Wraz z odwołaniem gubernatora dystryktu lubelskiego Zörnera cała władza przypadła w udziale Odilo
Globocnikowi.
Odręcznie napisany przez Himmlera list, do Dowódcy SS i Policji w Lublinie, zalecał stosowanie
"niezawodnych metod", gdyby "umiarkowane" postępowanie zawiodło. Jedynym wyjątkiem od pierwotnych założeń
było zaniechanie segregacji rasowej, która wywołała tyle zamieszania na przełomie 1942 i 1943 r.
Wprowadzono zakaz korzystania przez Polaków z publicznych środków lokomocji, zdjęto telefony, gdyż
stwierdzono, że Polacy nawet zatrudnieni w administracji niemieckiej, współdziałają ze zbrojnym podziemiem.
Na szereg dni przed akcją zaopatrzono bazy wokół Biłgorajskiego w materiały pędne.
24 czerwca 1943 r., siły niemieckiej policji, pododdziałów Waffen-SS i kolaborujących z Niemcami własowców
uderzyły jednocześnie na Frampol, Biłgoraj i Tarnogród. Rozpoczęła się kolejna fala przesiedleń, której
nadano kryptonim "Wehrwolf", a która łącznie dotknęła 171 wsi, głównie w powiecie biłgorajskim oraz
częściowo w zamojskim i janowskim.
Wysiedleniami tymi objęto prawie 200 000 osób, spośród których około
50 000 ujęto do obozów w Zwierzyńcu i Zamościu, reszta uszła do lasów. Z niektórych wsi wzięto 80 %
ludności, wiele z miejscowości spalono w całości, w niektórych rozstrzelano od kilkunastu do kilkudziesięciu
ludzi.
W Majdanie spalono żywcem 40 osób, z Bukowiny wywieziono 4/5 polskiej ludności, reszta około
100 osób została niemal w całości wymordowana przez policję ukraińską. Najwięcej osób udało się Niemcom
wywieźć z rejonu Tarnogrodu (około 5 000 osób), natomiast w rejonie Józefowa mocno ucierpiały miejscowości
Osuchy i Łukowa. Z Aleksandrowa wywieziono 1 000 osób, reszta zdołała zbiec. Spośród wszystkich
wywiezionych około 15 % zmarło w obozach.
W Biłgoraju cztery baterie artylerii na sygnał obserwatorów lotniczych ostrzeliwały w promieniu kilkunastu
kilometrów okoliczne tereny jako miejsca domniemanych kryjówek ludności. Podobnie rzecz się miała z
bateriami niemieckimi w Zwierzyńcu i Tarnogrodzie. Była to totalna walka już nie tylko z polską partyzantką,
ale również a raczej przede wszystkim z polskim narodem.
W toku akcji "Wherwolf" - tylko w okresie od 24
czerwca do 11 lipca 1943 r. - oraz podczas towarzyszących jej obław SS-mani zabili na terenie Zamojszczyzny
blisko tysiąc osób, niezależnie od eksterminacji, która czekała ludność ujętą i popędzoną do obozów w
Zamościu, Zwierzyńcu i Biłgoraju.
Rozpętanie terroru na taką skalę doprowadziło niestety do rozbicia
terenowych komórek Armii Krajowej i Batalionów Chłopskich, bowiem podczas trwających dwa tygodnie wysiedleń
wywieziono wielu dowódców placówek, drużyn i plutonów, a nawet kilku komendantów rejonów.
Niestety, biorąc pod uwagę wielkość niemieckich sił pacyfikacyjnych, oraz ich wzmożoną aktywność,
zdecydowano się na opuszczenie bezpośrednio zagrożonego obszaru. Dowództwo zamojskiego zgrupowania
partyzanckiego OP 9 postanowiło przejść wraz ze wszystkimi oddziałami do obszarów leśnych północnego krańca
powiatu zamojskiego i częściowo hrubieszowskiego.
Wymarsz nastąpił 23 czerwca z lasów Topulcza, z
kilkugodzinnym wyprzedzeniem zamknięcia dróg Zamość-Tomaszów i Zamość-Hrubieszów. Na terenie północnym
oddziały zgrupowania pozostały do 10 lipca 1943 r., tj. do zakończenia akcji pacyfikacyjnej. Podobnie
jak siły Armii Krajowej, postąpiła większość drużyn Gwardii Ludowej, które skryły się w Puszczy Solskiej
i w lasach wokół Suśca. Oddziały i placówki Batalionów Chłopskich podzieliły los ludności bądź przyczaiły
się w okryciach lokalnych.
Tymczasem terror trwał dalej. Do obozów w Zamościu, Zwierzyńcu i Biłgoraju pędzono całe kolumny mężczyzn.
Młodzież z ostatnich klas szkół powszechnych skierowano na roboty do Niemiec. W domostwach pozostały jedynie
kobiety z małymi dziećmi, zbliżał się bowiem czas żniw i obowiązywało zbieranie plonów. Kościoły po
ograbieniu, zostały zamknięte. W opuszczonych lub na wpół wysiedlonych wsiach i miasteczkach osiedlali
się nowi ludzie: mężczyźni z karabinami na ramieniu i kobiety z dziećmi na ręku. Wolno im było wziąć w
posiadanie, wedle swojego uznania domy, sklepy, warsztaty. Jeśli kogoś zastano, musiał natychmiast
uchodzić, szczęśliwy, że ratuje życie. W pasie największych wysiedleń, czyli w rejonie Tarnogrodu i
Aleksandrowa, pojawiły się obładowane wozy ludności ukraińskiej pod eskortą własnej policji, której
szlak znaczyła nieustanna palba karabinowa.
Akcja "Wherwolf" została na rozkaz Berlina, przerwana przez Niemców w połowie lipca 1943 r. Bezpośrednią
przyczyną była klęska Wehrmachtu w Łuku Kurskim, która spowodowała powstanie ogromnej luki w liniach Grupy
Armii Środek. Wszystkie siły wojskowe i większość policyjnych, które zostały użyte przez Niemców do
realizacji akcji "Wehrwolf", w trybie pilnym zostały przeniesione do ochrony zagłębia naftowego w
Borysławiu i Drohobyczu. Na Zamojszczyźnie wszystko zaczęło wracać do "normy".
Po chwilowym zamrożeniu działalności, zgrupowania i oddziały partyzanckie przystąpiły w krótkim czasie do
przeciwuderzenia. Już w poniedziałek 19 lipca został zabity niemiecki burmistrz Żółkiewki i wójt Turobina.
Partyzanci obrzucili ich samochód granatami. W Turobinie ograbiono niemiecki sklep i zraniono Niemca.
W Żurawicy zabrano Niemcom krowy, a w Kawęczynie jałówki. Dzień później, tj. 20 lipca zabito w Zawadzie
trzech Ormian i dwóch Niemców.
26 lipca oddział GL ze zgrupowania "Grzegorza" przeprowadził udaną
zasadzkę na szosie Biłgoraj-Lublin. W zastawioną pułapkę wpadła kolumna samochodowa starostwa w Biłgoraju,
eskortowana przez Schutzpolizei powracająca z odprawy w Lublinie. W wyniku tej akcji został zabity
Kreishauptmann dr. Adam, jego zastępca (Kreislandwirt) inż. Meyer oraz kilku innych najbliższych
współpracowników.
Na uroczysty pogrzeb tych wysokich dygnitarzy niemieckich przybył sam gubernator Hans
Frank i dowódca SS i policji w dystrykcie lubelskim Odilo Globocnik, który w niedługim czasie został
odwołany z pełnionych przez siebie funkcji za popełnione podczas akcji błędy.
1 sierpnia pod Józefowem stoczył regularną bitwę z siłami policji oddział AK pod dowództwem "Korsarza".
W pościgu za Niemcami polski dowódca odniósł niestety groźną ranę, a pomoc medyczna dotarła za późno.
Ten wybitny dowódca akowski zmarł na stole operacyjnym pod nożem chirurga. Pogrzeb "Korsarza" przekształcił
się w manifestację partyzancką, która odbiła się szerokim echem w okolicy.
Bitwa o Zamojszczyznę na dobrą sprawę trwała aż do momentu wyzwolenia tych terenów przez Armię Czerwoną.
W powyższym materiale opisałem tylko jej główne fazy i największe niemieckie operacje pacyfikacyjne.

Gubernator dystryktu lubelskiego - Zörner.
Źródło fot.: internet.
Lipiec 1943 r., nie przyniósł końca mordom, gwałtom i rabunkowi. Ziemia Zamojska była już w tym czasie
terenem, prawie zupełnie zniszczonym, na którym niemożliwa stawała się nie tylko uprawa roli, ale w ogóle
życie. W wyniku niemieckich działań pacyfikacyjnych, mordów dokonywanych przez napływową ludność ukraińską
a także w wyniku działalności partyzantki obraz Zamojszczyzny przedstawiał się naprawdę przerażająco.
Skutki operacji, zrodzonej w umysłach Himmlera i Globocnika, dla samych Niemców okazały się również
opłakane. Już od początku 1943 r., wskazywali na to niektórzy wysocy dygnitarze III Rzeszy, z gubernatorem
Zörnerem na czele. W marcu 1943 r. wystosował on memoriał ukazujący negatywne skutki akcji wysiedleńczej.
Wskazywał tam m. in., że:
"(...)wiosenne prace polowe, a w związku z tym i przyszłe żniwa oraz dostawy kontyngentów są w najwyższym
stopniu zagrożone, gdyż tak dotychczas pracowitych chłopów polskich i ukraińskich ogarnął najwyższy niepokój
z powodu niepewnej przyszłości ich własnej i ich rodzin. Wskutek przesiedlenia mnóstwo spokojnych
dotychczas chłopów rozpacz pchnęła do band, z drugiej zaś strony 600 policjantów zajętych jest stale
przy przesiedlaniu, a tym samym nie mogą oni zajmować się zwalczaniem band".
Memoriał wywołał wściekłość Himmlera, w następstwie czego Zörner został z końcem marca 1943 r., odwołany
ze stanowiska. Do zdecydowanych przeciwników wysiedleń był także minister propagandy Rzeszy - Josef
Goebbels. Zanotował on w swoim pamiętniku:
"Zörner ustąpił ze stanowiska gubernatora w Lublinie. Był u mnie, aby przedstawić powody swojej
rezygnacji. Otrzymał on polecenie przeprowadzenia przesiedleń, które miało bardzo ujemny wpływ na nastroje.
Najpierw miano ewakuować 50 000 Polaków. Nasza policja zdołała ująć tylko 25 000, pozostałe 25 000 połączyło
się z partyzantami. Trudno sobie wyobrazić, jakie konsekwencje miało to dla całego terenu. Obecnie Zörner
miał przeprowadzić ewakuację około 190 000 Polaków. Sprzeciwił się i moim zdaniem miał rację".
Ogółem w okresie od listopada 1941 r. do sierpnia roku 1943 Niemcy zdołali wysiedlić około 110 000
mieszkańców Zamojszczyzny, co stanowiło 31 % zamieszkujących tam Polaków. Liczby te mówią same za siebie
i skazują wysiłki niemieckie na niepowodzenie.
O wiele więcej jednak straciła strona polska oraz sama
Zamojszczyzna. Niemieckie akcje wysiedleńcze i pacyfikacyjne doprowadziły do kompletnej degradacji tego
terenu, a także spowodowały poważne straty ludnościowe wśród mieszkańców. Owocem niemieckiej akcji była
kompletna anarchia jaka zapanowała na tych ziemiach. Niemożliwa stała się nie tylko uprawa ziem, czy
inna działalność gospodarcza ale nawet normalne życie.
Źródła:
* Banach Kazimierz "Z dziejów Batalionów Chłopskich".
* Bartelski Lesław "Podziemna Armia 27 IX 1939 - 30 VI 1943".
* Gmitruk Janusz, Matusak Piotr, Wojdyło Witold "Bataliony Chłopskie".
* Grygiel Jan "Związek Walki Zbrojnej i Armia Krajowa w Obwodzie Zamojskim 1939-1944".
* Hryniewiecki Witold "My z Zamojszczyzny".
* Markiewicz Jerzy "Bataliony Chłopskie w obronie Zamojszczyzny: Bitwy pod Wojdą, Zaborecznem i Różą 30.XII.1942 – 1-2.II.1943,".
* Komisja Historyczna Polskiego Sztabu Głównego w Londynie "Polskie Siły Zbrojne w Drugiej Wojnie Światowej. Tom III. Armia Krajowa".
* Praca zbiorowa "Polski czyn zbrojny w II Wojnie Światowej. Polski Ruch Oporu 1939 - 1945".
* Zawilski Apoloniusz "Polskie Fronty 1918 - 1945". Tom I.
Koniec.
|