Statystyki i oceny.
Jeśli chodzi o liczby, to dorobek sądownictwa RFN w zakresie wykrywania i karania zbrodni wojennych nie przedstawia się imponująco.
Obrazują to poniższe statystyki (22). Ogółem w latach 1945-85 sądy niemieckie ze stref okupacyjnych mocarstw zachodnich, a następnie RFN wszczęły
postępowanie przygotowawcze ze względu na czyny, które można uznać za zbrodnie nazistowskie przeciwko 90921 osobom, (nie są mi znane dane
dotyczące okresu po 1985 r., jednak biorąc pod uwagę okres, jaki upłynął od zakończenia II wojny światowej, informacje te nie mogą znacznie
wpłynąć na obraz sytuacji). Z tej liczby winnymi uznano:
- w lata 1945-50 - 5228 osób
- w latach 1951-58 - 726 osób
- w latach 1959-69 - 320 osób
- w latach 1970-80 - 189 osób
- w latach 1981-85 - 33 osoby
Łącznie: 6496 osób.
Osobom skazanym wymierzono:
- 14 kar śmierci (23) (w 4 przypadkach wykonana)
- 160 kar dożywotniego pozbawienia wolności
- 6194 kary pozbawienia wolności (24)
- 114 kar grzywny
Jeśli za miarodajną przyjąć wspomnianą już liczbę około miliona Niemców, którzy w różnym stopniu brali udział w zbrodniach nazistowskich,
to należy stwierdzić, iż zdecydowana większość sprawców pozostała bezkarna. Jakie były tego przyczyny ?
H. Sołga twierdzi że, poza czynnikami obiektywnymi (część sprawców zmarła bądź znalazła schronienie w odległych od RFN krajach Bliskiego
Wschodu czy Ameryki Południowej), podstawowe znaczenie miała tu nieudolność niemieckiego wymiaru sprawiedliwości, (zarówno prokuratury jak i
sądownictwa). Nie wynikała ona jednak z niewielkich umiejętności czy niedbalstwa funkcjonariuszy tego aparatu, ale była działaniem celowym,
uwarunkowanym względami politycznymi. Okres, w którym ściganie zbrodni nazistowskich było możliwe, przypadała bowiem na czas zimnej wojny.
Mocarstwa zachodnie i rząd RFN nie chciały rezygnować z pomocy (która mogła okazać się bezcenna w spodziewanej konfrontacji z ZSRR) fachowej
i doświadczonej kadry wywodzącej się z III Rzeszy, tylko dlatego że znaczna jej część miała "obciążone sumienia". Stąd też władze RFN, przy
aprobacie mocarstw zachodnich zadbały o to, aby ściganie zbrodni nazistowskich przebiegało w sposób możliwie najłagodnieszy dla samych
podejrzanych, aby można ich było ponownie wykorzystać w walce ze wspólnym wrogiem. H. Sołga wskazuje zatem wprost podmioty odpowiedzialne
za mizerne efekty działań wymiaru sprawiedliwości Niemiec zachodnich, są to władze mocarstw zachodnich i RFN.
Dla poparcia swojej tezy, Autor ten przedstawia przykłady wyroków sądów niemieckich, które budzą sprzeciw (25); ewidentnych
zbrodniarzy, którzy nigdy nie stanęli przed sądem, choć ich tożsamość i miejsce pobytu były znane organom wymiaru sprawiedliwości,
bądź zostali przez sądy niemieckie wbrew faktom uniewinnieni tudzież wymierzono im nieproporcjonalnie niskie kary. Części z tych osób nie
tylko nie spotkała zasłużona kara, a wręcz przeciwnie, w RFN mieli status szanowanych obywateli, wykonujących funkcje zaufania
publicznego (26). Za wspomnianą tezą przemawiać może również fakt, że wiele osób z "brunatną przeszłością" odgrywało niezwykle
istotne role w życiu politycznym powojennych Niemiec. Wystarczy tu wspomnieć H. Globkego, jednego z współtwórców ustaw norymberskich, po
wojnie sekretarza stanu w urzędzie kanclerskim K. Adenauera, H. G. Kiesingera, (nie mylić z Henrym Kiesingerem, sekretarzem stanu USA)
członka NSDAP, a następnie kanclerza RFN. Co więcej również wśród funkcjonariuszy zachodnioniemieckiego wymiaru sprawiedliwości znaleźć
można było osoby, które powinny zostać przed nim postawione za swoje czyny (27).
Niekiedy dochodziło wręcz do sytuacji absurdalnych, jak np.: ta, iż wdowa po R. Freislerze (przewodniczącym Volksgerichthofu) otrzymywała
dużo wyższą emeryturę niż rodzina Bertolda von Stauffenberga (uczestnika spisku na życie Hitlera).
Zdaniem H. Sołgi na szczególne potępienie zasługuje fakt wyjątkowo łagodnego potraktowania winnych zbrodni popełnionych na terytorium Polski,
którzy z reguły nigdy nie stanęli przed sądem, bądź wymierzono im niskie kary, choć GKBZN dostarczyła Niemcom bardzo bogatego materiału
dowodowego (opartego przede wszystkim na zeznaniach świadków, pokrzywdzonych).
Czy tak miażdząca ocena wymiaru sprawiedliwości Republiki Federalnej Niemiec jest zasadna ?
Częściowo na pewno tak, o czym świadczą przytaczane wyżej liczby i fakty. Aby jednak uniknąć jednostronnego przedstawienia sprawy należy
podnieść także inne okoliczności.
Postępowanie sądowe (niemieckie, polskie, jak i każdego innego cywilizowanego kraju świata) żądzi się innymi zasadami niż badania historyczne.
W tym pierwszym jedną z podstawowych reguł jest domniemanie niewinności (28), którego istotą jest to, iż każdą nie dającą się
usunąć wątpliwość powstałą w trakcie procesu powinno się rozstrzygać na korzyść oskarżonego. Czymże są te nie dające się usunąć
wątpliwości ?
Jest to każda taka okoliczność, która po wykorzystaniu wszystkich dopuszczalnych przez prawo środków dowodowych pozostaje nadal
nierozstrzygnięta, niejasna. W takim wypadku powinno się przyjąć tą wersję wydarzeń, która jest korzystna dla oskarżonego (np.: że nie
popełnił danego czynu). W przypadku większości zbrodni nazistowskich występowało bądź występuje nadal bardzo wiele wątpliwości, wynikających
z niedoboru wiedzy na temat faktów nich dotyczących. Wiele dokumentów uległo zniszczeniu (bądź zostało zniszczone celowo), bardzo wielu
świadków nie dotrwało do końca wojny (zazwyczaj za sprawą samych nazistów) bądź do procesu sądowego, ci zaś którym się to udało często byli
już starzy bądź schorowani (co po przeżyciach np.: obozu koncentracyjnego nie może dziwić), zeznawali w sposób sprzeczny lub niejednoznaczny.
Ponadto należy wziąć pod uwagę wpływ zasady bezpośredniości, w przypadku świadków oznaczającej, iż sąd powinien w pierwszej kolejności wziąć
pod uwagę zeznania osób, które bezpośrednio zetknęły się danym czynem (co eliminuje wszelkich "świadków ze słyszenia"). Wszystkie te
okoliczności, które wraz z upływem czasu od zakończeniu II wojny światowej ulegały pogłębieniu, prowadziły do tego, iż materiał dowodowy
w wielu sprawach okazał się niewystarczający do tego, aby przypisać winę poszczególnym osobom, nawet takim, których odpowiedzialność
przesądzili historycy.
Aby użyć nieco bardziej plastycznego przykładu, dla sądu sam fakt, iż dana osoba była np.: szefem gestapo w
powiecie żywieckim, nie jest wystarczająca do przypisania jej odpowiedzialności za wszystkie przestępstwa popełnione przez Niemców na
terenie tego powiatu w czasie jej urzędowania. W postępowaniu sądowym konieczne jest wykazanie, iż to właśnie ten naczelnik gestapo
wydał polecenie zabicia określonych osób, bądź że zrobił to osobiście. Ta właśnie specyfika procedury karnej powoduje, iż często
orzeczenia sądowe (w ogóle, nie tylko wydane wobec nazistów) nie odpowiadają intuicyjnemu poczuciu sprawiedliwości osób niezwiązanych
z prawem.
Co jednak z zarzutem H. Sołgi, iż GKBZN przekazała Niemcom materiał dowodowy wystarczający do skazania wielu zbrodniarzy. Dla przykładu w
sprawie przeciwko J. Koenigowi i innym funkcjonariuszom gestapo z Nowego Targu i Nowego Sącza, GKBZN przekazała zachodnioniemieckim organom
procesowym zeznania imponującej liczby 786 świadków (Polaków i Żydów) (29). Zdaniem Autora materiały te "w pełni uzasadniały
wniesienie oskarżenia przeciwko żyjącym dotąd zbrodniarzom" (30).
Przedstawiciele niemieckiej historigrafi i prawa mają jednak odmienne zdanie co do wartości dowodów przekazywanych przez Polaków. J. Böhler,
twórca opracowania poświęconego zbrodniom Wehrmachtu w Polsce, docenia co prawda obszerność zgromadzonych przez Polaków informacji, z
drugiej strony podkreśla, iż "nie można jednak bezkrytycznie powoływać się na nie dla wyjaśnienia okoliczności tych wykroczeń
(Autor pod tym pojęciem rozumie zapewne zbrodnie nazistowskie - AP), gdyż sama identyfikacja sprawców jedynie na podstawie tego rodzaju
źródeł napotyka na trudności spowodowane nieostrą, często zabarwioną ideologicznie terminologią. Sprawcy określani są jako "Niemcy",
"faszyści", "okupanci" bądź "oprawcy", a pojęcia takie jak "żołnierze niemieccy", "essesmani", "gestapowcy" traktowane są w dużej mierze
jako synonimy. Wypada więc, choć nie bez oporów, zgodzić się z R. T. Pagetem, obrońcą E. von Mansteina w procesie przed sądem w Hamburgu,
który stwierdził, iż badania prowadzone po wojnie przez polskie komisje mają niewielką wartość dowodową. Opierają się bowiem na
odosobnionych relacjach pojedyńczych osób, rzadko znajdujących potwierdzenie w innych materiałach dowodowych" (31).
Wydaje się, iż przytoczony wyżej obszerny cytat dobrze odzwierciedla tok myślenia zarówno niemieckich historyków jak i prawników.
Uwypuklone zostało w nim znaczenie precyzji w zeznaniach świadków jako podstawowego kryterium oceny ich wartości dowodowej. Z punktu
widzenia procesu karnego podstawowe znaczenie ma nie oświadczenie świadka, iż dana osoba została zabita przez Niemca, ale to przez
konkretnie którego z funkcjonariuszy Wehrmachtu, SS czy innej formacji zostało to zrobione. Z drugiej strony słowa te zawierają bardzo
niebezpieczną generalizację, która pozbawia mocy dowodowej zeznania każdego z polskich świadków, co jest niedopuszczalne (wartość oświadczeń
każdej osoby należy oceniać indywidualnie). Należy wziąć pod uwagę, iż takie generalizujące rozumowanie jak zaprezentowane wyżej, mogło
stanowić jedną z przyczyn niepowodzenia sądów niemieckich w sądzeniu zbrodniarzy wojennych.
Patrząc na ten problem bardziej ogólnie, można sformułować tezę, iż Niemcy nie są jedynym narodem, który ma problem z osądzeniem własnych
przewinień. Omówione w tym artykule trudności dotyczą nie tylko osądzenia przez Niemców zbrodni dokonanych przez Niemców na Niemcach czy
osobach posiadających niemieckie obywatelstwo (abstrahując w tym momencie od zbrodni popełnionych przez Niemców na obywatelach innych państw).
Czy w Polsce, kraju, który tak samo jak Niemcy dotknięty był dyktatorskimi rządami (tyle, że o innym kolorze i narzuconymi z zewnątrz),
dwadzieścia lat po upadku komunizmu możemy uznać zbrodnie reżimu za osądzone ?
Czy ciągnące się latami bez żadnego efektu procesy przeciwko osobom odpowiedzialnym za pacyfikację kopalni Wujek czy Manifest lipcowy,
problemy ze skazaniem sprawców kierowniczych zabójstwa ks. J. Popiełuszki, czy prawdziwych autorów mordu na S. Pyjasie (żeby podać jedynie
najbardziej drastyczne przykłady) nie przypominają w pewnym stopniu niemocy, która dopadła sądownictwo niemieckie, kiedy przyszło mu osądzić
osoby odpowiedzialne za mordy na członkach opozycji antyhitlerowskiej czy niemieckich Żydach ?
Oczywiście pomiędzy tymi dwoma sytuacjami występują istotne różnice, ale w odczuciu autora tego artykułu można sformułować tezę, iż karanie
sprawców represji przez sądownictwo krajów, w których te czyny zostały popełnione jest niezwykle utrudnione. Poszukiwanie przyczyn takiej
sytuacji przekracza zakres tego opracowania.
Autor daleki jest od próby usprawiedliwiania negatywnych zjawisk związanych z sądzeniem zbrodni nazistowskich. Sformułowana wyżej teza może
jedynie prowadzić do wniosku, iż mocarstwa zwycięskie II wojny światowej za wcześniej zrezygnowały z sądzenia tych czynów, pozostawiając
to zadanie Niemcom. Bo w tym wypadku nawet Siegerjustiz byłaby lepsza niż Kein Justiz.
Notka bibliograficzna.
Zagadnienie omawiane w powyższym artykule nie zostało jak dotąd szczegółowo omówione w literturze polskiej. Poświęcone są mu dwie publikacje
Henryka Sołgi, przy czym Niemcy. Sadzący i sądzeni 1939 - 2000 stanowi rozwinięcie i uaktualnienie wcześniejszej pracy tego Autora pod
tytułem Niemcy o Niemcach (w artykule, jeśli dana informacja znajduje się w takim samym kształcie w obu publikacjach, cytuję jedynie nowszą).
Istnieją również prace w języku niemieckim poświęcone temu tematowi, te jednak są trudno dostępne na terenie Polski. Polecenia godne są
strony internetowe: Centrali z Ludwigsburga (http://www.zentralestelle.de), Instytutu Fritza Bauera (http://www.fritz-bauer-institut.de),
a przede wszystkim Justiz und NS-Verbrechen, Die Deutschen Strafverfahren wegen NS-Tötungsverbrechen
(http://www1.jur.uva.nl/junsv/inhaltsverzeichnis.htm), gdzie przeczytać można w języku niemiecki fragmenty niektórych orzeczeń sądów
niemieckich w sprawach zbrodni nazistowskich.
Książkom H. Sołgi należy się kilka słów uwagi. Nie są to opracowania prawnicze, zagadnienia prawne pojawiają się w niej niejako przy okazji
rozważań na temat efektywności ścigania zbrodni przez zachodnioniemiecki wymiar sprawiedliwości. Nieprawniczy charakter tekstu ma swoje
zalety. Brak skompliowanych (a z punktu widzenia czytelnika nużących) wywodów o karnistycznej proweniencji, w połączeniu z bardzo żywymi,
plastycznymi opisami poszczególnych postępowań sądowych powoduje, iż obie książki są niezwykle interesujące, jak zakładam, nawet dla osób
nie mających na ogół do czynienia z prawem czy historią. Za to należą się wyrazy uznania dla Autora. Na pozytywną ocenę nie rzutują zbyt
długie dygresje, luźno jedynie związane z tematem (jak np.: szczegółowy opis losów SS-Obergruppenführera K. Wolffa), drobne i nieliczne
błędy merytoryczne (K. Goerdeler nie był nadburmistrzem Drezna jak twierdzi Autor, lecz Lipska), które jednak nie zostały poprawione mimo
ponownego wydania książki pod nowym tytułem.
Zarówno Niemcy o Niemcach, jak i Niemcy. Sądzący i sądzeni nie są (jak twierdzi Wydawca na okładce tej drugiej książki) suchymi opisami
faktów opartymi na wyrokach sądowych. Autor nieustannie ocenia (wprost, bądź przez użycie odpowiednich przymiotników) i to ocenia bardzo
negatywnie działania niemieckiego wymiaru sprawiedliwości w zakresie ścigania zbrodnii nazizmu. Piętnuje postępowanie władz RFN i mocarstw
zachodnich (w szczególności USA), w sposób przypominający momentami czasy słusznie minione (m.in. kilkakrotne przywoływanie ulubionego
chyba tematu peerelowskich historyków, czyli remilitaryzacji RFN), co może rodzić wątpliwości, czy aby na pewno książki te wydane zostały
po 1990 r. W ten sposób powstaje wrażenie jednostronności przedstawionych wywodów. Wszystko to nie zmienia jednak pozytywnej oceny obu
opracowań.
Szczególne podziękowania dla Waldemara Sadaj za użyczenie autorowi materiałów dotyczących tej tematyki, a także uwagi merytoryczne - Adam Pązik.
- - - - - - - - - -
Przypisy:
1. H. Sołga, Niemcy o Niemcach, Kraków 1992, tenże Niemcy. Sądzący i sądzeni 1939 - 2000, Kraków 2000, s. 29. Z liczbą tą oczywiście można polemizować, ma
ona raczej charakter szacunkowy, zależny od tego jak szeroko zarysujemy pojęcie zaangażowania w zbrodnie nazistowskie.
2. H. Sołga, Niemcy..., s. 6, Sądzący..., s. 14.
3. Na ten temat por. F. Ryszka, Norymberga. Prehistoria i ciąg dalszy, Warszawa 1982, a także liczne książki poświęcone procesowi w Norymberdze.
4. Organ ten, złożony z przedstawicieli zwycięskich mocarstw i Francji (krajów okupujących Niemcy), powołany został do administrowania terytorium pokonanych
Niemiec. Wydawał on m.in. ustawy, które miały zastąpić uchylone prawodawstwo nazistowskie.
5. Cytowane za http://de.wikipedia.org/wiki/NS-Prozesse
6. Taki los spotkał chociażby SS-Gruppenführera J. Stroopa, dowódcę sił tłumiących powstanie w gettcie warszawskim, wydanego przez USA Polsce, czy gen. płk.
A. Löhra wydanego przez Brytyjczyków Jugosławi.
7. Patrz statystyki przedstawione przez H. Sołgę, Sądzący..., s. 96.
8. W przeciwieństwie do procesów karnych, prowadzonych przeciwko konkretnym osobom podejrzanym o popełnienie przestępstwa, postępowanie
denazyfikacyjne miało charakter bardziej powszechny, dotyczyć miało wszystkich osób związanych z reżimem nazistowskim (niezależnie czy byli podejrzani o
popełnienie jakiś innych przestępstw).
9. H. Sołga, Sądzący..., s. 118-120, gdzie Autor wymienia poszczególne nazwiska zwolnionych przedterminowo sprawców zbrodni przeciwko ludzkości.
10. H. Sołga, Sądzący..., s.122.
11. Cytat za H. Sołga, Sądzący..., s. 123.
12. H. Sołga, Sądzący..., s. 125 i 126.
13. Niemiecki kodeks karny, odmiennie od polskiego rozróżnia dwa pojęcia: morderstwa i zabójstwa. To pierwsze jest typem kwalifikowanym zabójstwa
(por. art. 211 i 212 Strafgesetzbuch). W polskim kodeksie karnym występuje jedynie pojęcie zabójstwa.
14. Por. obecny paragraf 78c Strafgesetzbuch.
15. "Die rückwirkende Verlängerung der Verjährungsfristen für Mord hat BVerfGE 25, 269, 286 ff. unbeanstandet gelassen, weil die Gestaltung der Verjährung nicht
die Strafbarkeit der Tat, sondern nur ihre Verfolgbarkeit betreffe". - Skrypt profesorów E. Miehe i V. Erba sporządzony na potrzeby zajęć Szkoły Prawa
Niemieckiego (Schule des deutschen Rechts) prowadzonych przez Uniwersytety w Heidelbergu, Moguncji i Uniwersytet Jagielloński w Krakowie.
16. Impulsem do utworzenia tego urzędu był oburzenie społeczne wywołane tzw. Ulmer Einsatzgruppen-Prozess (por. stronę internetową Centrali
http://www.zentralestelle.de/servlet/PB/menu/1193355/index.html?ROOT=1193201).
17. Za http://www.zentralestelle.de/servlet/PB/menu/1199483/index.html?ROOT=1193201
18. http://de.wikipedia.org/wiki/Zentrale_Stelle_der_Landesjustizverwaltungen_zur_Aufkl%C3%A4rung_nationalsozialistischer_Verbrechen
19. Tak H. Sołga, Sądzący..., s. 337 i n. Komplementy pod adresem Centrali wychodzące spod pióra tego Autora są tym bardziej cenne, iż jest on bardzo krytyczny
w stosunku do niemieckiego wymiaru sprawiedliwości.
20. Dokładne dane zamieszczone są na stronie internetowej Centrali pod adresem:
http://www.zentralestelle.de/servlet/PB/menu/1199407/index.html?ROOT=1193201
21. Tak H. Sołga, Sądzący..., s. 343.
22. Za: H. Sołga, Sądzący..., s. 121 i 298.
23. Kary śmierci mogły być orzekane przez sądy zachodnioniemieckie jedynie do 1949 r., kiedy to uchwalono konstytucję Republiki Federalnej Niemiec (znoszącą tę
karę). Po tym roku najwyższą karą, jaką dysponowało sądownictwo tego kraju była kara dożywotniego pozbawienia wolności.
24. Kodeksowi karnemu RFN, odmiennie niż polskiej ustawie z 1997 r. nie jest znana kara 25 pozbawienia wolności. Sąd niemiecki może wymierzyć alternatywnie
karę pozbawienia wolności w wysokości do 15 lat albo karę dożytowniego pozbawienia wolności.
25. Spośród licznych wyroków omówionych przez H. Sołgę na uwagę zasługuje przede wszystkim sprawa W. Huppenkothena (H. Sołga, Sądzący..., s. 142 i n.)
odpowiedzialnego za śmierć kilku osób zaanagażowanych w spisek przeciwko A. Hitlerowi (m.in. adm. W. Canarisa).
26. SS-Gruppenführer H. G. Reinefahrt, jeden z katów powstania warszawskiego, był po wojnie adwokatem, a następnie burmistrzem miasteczka Westerwald i
deputowanym do Landtagu. Długoletnią praktykę adwokacką w RFN prowadził również H. Klopfer, uczestnik konferencji w Wansee, gdzie wytyczono zadania
Endlösung der Judenfrage. Wykonawcy akcji T4 (eutanazja osób upośledzonych i ciężko chorych) A. Ullrich i H. Bunke wykonywali przez lata zawód lekarzy.
Więcej takich przypadków podaje w swoich książkach H. Sołga.
27. Por. przykłady podane przez H. Sołgę (Sądzący..., s. 311 i n.) m.in. K. Dally, umieszczony przez PRL na liście zbrodniarzy wojennych, sprawował funkcje
Prezydenta Landesgericht (sądu krajowego) w Duisburgu. Ciekawa jest też postać prof. Karla Larentza, w III Rzeszy autora projektu zmiany kodeksu cywilnego
w "duchu narodowym" (tj. nazistowskim), po wojnie szanowanego wykładowcę Uniwersytetu w Monachium, którego podręcznikiem do prawa cywilnego
(K. Larentz, K. Wolf, Allgemeiner Teil des Bürgerlichen Recht, München) posługuje się wielu niemieckich studentów prawa.
28. Zasada ta jest wprost wyrażona przez polski kodeks postępowania karnego z 1997 r. w art. 5. Jej obowiązywanie jest także bezsporne na gruncie prawa
niemieckiego, chociaż nie została ona skodyfikowana. "...Denn wenn danach eine Verurteilung erfordert, dass das Gericht von der Schuld des Angeklagten
überzeugt ist, muss jeder Zweifel an dieser Voraussetzung den Strafausspruch verhindern" C. Roxin, Strafverfahrensrecht, München 1995.
29. H. Sołga, Sądzący..., s. 299 i 300.
30. H. Sołga, ibidem, s. 300.
31. J. Böhler, Zbrodnie Wehrmachtu w Polsce, Kraków 2009.