Reichskristallnacht - "Noc kryształowa".
Wydarzenie w dużym skrócie.
7 listopada 1938 roku, siedemnastoletni polski Żyd, Herszel Grynszpan, ciężko ranił w Paryżu sekretarza prawnego ambasady niemieckiej
Ernsta von Ratha.Nim omówię samą Reichskristallnacht, muszę przypomnieć jakie były przyczyny tego zamachu.
Wydarzenia które stały się bezpośrednią inspiracją tego zamachu, zresztą potępionego przez większość niemieckich Żydów, miały swój
początek w Polsce. W marcu 1938 roku, polskie władze pozbawiły obywatelstwa tysiące Polaków żyjących poza granicami swego kraju, w tym
pięćdziesiąt tysięcy polskich Żydów w Niemczech. Przyczyną tego kroku była chęć powstrzymania fali żydowskich uciekinierów, uchodzących
z Austrii na krótko przed Anschlussem jak i z samych Niemiec.
Nie wiem czy wszystkim wiadomo, że rząd Polski w tym okresie przymykał oczy na działalność antysemickiej Narodowej Demokracji (endecji),
nawołującej do usunięcia Żydów z Polski lub też pozamykania ich w gettach. Rząd sanacyjny tolerował organizowanie przez endeków bojkoty i
pogromy, jednocześnie próbując wyeliminować Żydów z gospodarki, środowisk medycznych, prawniczych i z wyższych uczelni.
Szukano też dyplomatycznych sposobów przesiedlania ludności żydowskiej do Palestyny bądź na Madagaskar.
(Tak to prawda, polski rząd wyprzedził pomysł narodowych socjalistów zasiedlania żydami Madagaskaru. W 1937 na Madagaskar udała się
specjalna komisja rządowa (Komisja Studiów), pod przewodnictwem mjr. Mieczysława Lepeckiego, byłego współpracownika marszałka Piłsudskiego,
celem oceny możliwości realizacji tego planu. Zamierzenia te pokrzyżowała krytyka w prasie zarówno lokalnej, jak i francuskiej, i plany te
skończyły się na dyskusji.).
Jak z tego wynika położenie polskich Żydów wyglądało ponuro, lecz jeszcze gorsze było położenie Żydów którzy znaleźli się między dwoma
antysemickimi reżimami. W październiku władze niemieckie wyłapały siedemnaście tysięcy Żydów z polski i brutalnie wyrzuciły ich za granicę
Rzeszy, a raczej na pas ziemi niczyjej pomiędzy Niemcami a Polską, gdyż władze polskie odmówiły przyjęcia tych ludzi.
Wśród deportowanych znaleźli się rodzice i dwie siostry Herszla Grynszpana, który mieszkał samotnie (i nielegalnie) w Paryżu. Wieści o
losie swoich bliskich oraz to co się działo w Niemczech, tak wzburzyły Grynszpana iż postanowił coś zrobić aby zwrócić uwagę opinii
publicznej na los swoich współwyznawców.
7 listopada Grynszpan ubiegał się o rozmowę z ambasadorem niemieckim, lecz przyjął go niższy rangą Ernst von Rath, do którego oddał pięć
strzałów, (żeby było ciekawiej Rauth nie był zwolennikiem narodowego socjalizmu.).
Gdy ciężko ranny Rath, leżał w agonii, gdy ruszyła machina propagandowa nazistów. Przedstawili oni ten zamach jako część międzynarodowego
żydowskiego spisku i łącząc go z zabójstwem w Davos w 1936 roku Wilhelma Gustloffa, czołowego szwajcarskiego nazisty, też zamordowanego
przez żydowskiego studenta z Jugosławii Dawida Frankfurtera.
Zbliżające się zimowe igrzyska olimpijskie w Garmisch Partenkirchen, nie pozwoliły na eskalację prześladowań społeczności żydowskiej.
Powstrzymano się w obawie przed skutkami politycznymi i ekonomicznymi jaki mogły zostać zastosowane wobec Niemiec. Nawet sugestie Hitlera o
obłożeniu Żydów karnym podatkiem nie weszły w życie.
Teraz sytuacja była jednak inna, Niemcy rozzuchwalone swoją bezkarnością na arenie międzynarodowej, nie obawiały się już jakichkolwiek
sprzeciwów czy też sankcji. Gazety w Niemczech i Austrii wprost prześcigały się w opisach cierpień Ratha w agonii i wyraźnie sugerowały
połączenie tego zamach z zamachem Gustloffa.
Czyż więc można się dziwić, że już w 7 i 8 listopada doszło do antysemickich wystąpień w Hesji i Magdeburgu - Anhalt. W Rothenburgu i Bad
Herfeld plądrowano i niszczono synagogi. Po otrzymaniu raportu gestapo z Kassel o zachowaniu się tłumu składającego się z około tysiąca
ludzi, który wpadł w amok, Heydrich przesłał go bez komentarza Hansowi Lammersowi z Kancelarii Rzeszy.
Ernst von Rath zmarł 9 listopada 1938 roku około godziny szesnastej. Ta data przypadkiem zbiegła się z ważną datą w narodowosocjalistycznym
kalendarzu - był to przecież dzień nieudanego puczu w Monachium w 1923 roku. W Monachium świętowano uroczyście pamięć poległych, gdy
nadeszła ta wiadomość. Łatwo możemy sobie wyobrazić wzburzenie "starych bojowników" w tak uroczystym dla nich dniu.
Obecny na miejscu Hitler po gorączkowej naradzie z Goebbelsem, podjął decyzję o kontynuowaniu spontanicznych demonstracji, których policja
miała nie rozpędzać. Jednocześnie podjął decyzję o represyjnym internowaniu dwudziestu - trzydziesty tysięcy Żydów. O dziesiątej wieczorem
Goebbels wygłosił antysemicką mowę, wzywając na koniec do zemsty na Żydach. Będący na miejscu, prawie wszyscy dostojnicy NSDAP i SA,
natychmiast przekazali decyzje swoim podwładnym. Im niżej one docierały, stawały się coraz brutalniejsze i sugerowały nawet dokonywanie
mordów. (Co ciekawe, początkowo SS nie brała w tym udziału, o ile pominiemy spontaniczne pojedyncze działania poszczególnych członków tej
organizacji).
Wprawdzie w Niemczech było "brak koordynacji" tych wydarzeń, lecz raz puszczony tłum na ulice, pewny swojej bezkarności, skutecznie
przeprowadził pogrom, niszczenie mienia żydowskiego i palenie synagog, niejako przy okazji załatwiono wiele prywatnych porachunków.
Przecież nikt nie miał być karany i ta swoboda działania, podziałała na tłumy mobilizująco.
Pogrom, znany pod nazwą kryształowej nocy - Reichskristallnacht, stworzył tłumom okazję do plądrowania i niszczenie domostw ludzi
postawionych w hierarchii społecznej, wśród których były oczywiście osoby pochodzenia żydowskiego. Niszczono wszystko czego nie można było
wynieść - obrazy, meble, fortepiany, młotami rozbijając marmurowe i porcelanowe figury. Kradziono z kolei - pieniądze, aparaty
fotograficzne, biżuterię itd. Do rozszalałych tłumów chętnie przyłączyli się zwyczajni złodzieje a ci już dokładnie wiedzieli co mają
kraść.
Młodzi i silni mężczyźni ścigali, bili pięściami i kopali często starsze ofiary, w tym kobiety i dzieci. Gdzieniegdzie upokarzano Żydów,
zmuszając ich do deptania swych szali modlitewnych, czytania na głos Mein Kampf lub śpiewania "Horst Wessel Lied".
W Bytomiu na Górnym Śląsku grupy Żydów musiały godzinami stać przed płonącą synagogą. Żydów którzy nieopatrznie wyszli na ulicę po
rozpoczęciu pogromu, napadały bandy wyrostków (m.in. Hitlerjugend), które pluły na nich i biły ich kijami po nogach.
Pomysłowość tłumu nie miała granic: w sklepach z galanterią męską obcinano rękawy od płaszczy i garniturów albo dziurawiono nożami ubrania.
W innym sklepie ze sprzętem biurowym rozbito ciężkie maszyny do pisania, metodycznie wyrywając poszczególne klawisze i zaśmiecając podłogę
czarnymi i czerwonymi taśmami. Rozbijano łomami żelazne okiennice. Ciastka i placki lądowały na ścianach kamienic a rozbite szkło butelek
zalegało w kałużach alkoholu na ulicach.
Tam gdzie szalał tłum, można by było nazwać jego działalność spontaniczną, wykorzystano zadawnioną nienawiść czy też urazy jeszcze z
czasów wojny lub Republiki Weimarskiej. To nie jest tak że nagle dziesiątki tysięcy Niemców oszalało z nienawiści, sporadyczne napady czy
też podpalanie synagog zdarzało się już wcześniej.
Lecz co innego rozbestwiony tłum a co innego celowe i zorganizowane działanie. Bo jak inaczej można to nazwać - w Wiedniu, redakcja
miejscowego wydania gazety "Völkischer Beobachter" opublikowała lokalizację miejskich synagog i domów modlitwy na kilka dni przed ich
zniszczeniem.
Zaślepiony tłum, uzbrojony w siekiery, drągi, młoty i karnistry z benzyną, włamywał się do synagog, rozbijając wyposażenie i wzniecając
pożary. Brygady strażackie, o ile same w tym nie uczestniczyły, miały polewać wodą dachy i mury sąsiednich budynków, by nie doszło do
przerzucenia na nie ognia. Nie wiadomo skąd pojawiali się "eksperci" doradzający jak podpalać lub wysadzać synagogi.
Jak wcześniej wspomniałem, SS jako zorganizowana całość nie brała w tym pogromie udziału. Jednak jej członkowie wykonywali rozkazy
polegające na likwidacji poszczególnych osób, czy też jako "specjaliści" uczestniczyli w podpaleniach. Lecz nie to było jej głównym celem.
SS i SD było zaangażowane w pogrom w sensie organizacyjnym, zamykając na krótko w obozach koncentracyjnych około trzydzieści tysięcy Żydów.
Miało to na celu skłonienie ich do wyemigrowania z Rzeszy.
Zatrzymanie, transport i internowanie takiej liczby ludzi było dosyć trudnym przedsięwzięciem, lecz kierowane przez SD, oddziały SS
poradziły sobie. Zatrzymani Żydzi a zwłaszcza ci którzy trafili do obozów koncentracyjnych, otrzymali przedsmak tego co ich czeka.
Wielu z nich pobito do nieprzytomności, zmarłych w wyniku takiego traktowania uznano za samobójców.
Pogrom oraz fala aresztowań objęły całe Niemcy i Austrię, w niektórych miejscach trwając aż do 13 listopada. Jaki to był wstrząs dla
ludności żydowskiej, dowodzi fakt, ze tylko w ciągu tych paru dni i nocy w samym tylko Wiedniu popełniło samobójstwo 680 Żydów.
Oczywiście że nie wszyscy Niemcy brali w tym udział, wielu nawet potępiało ten pogrom, lecz prawdą jest że większość niemieckiego
społeczeństwa niewiele obchodziły podpalenia, rabunki czy jawne akty przemocy.
12 listopada R. Heydrich przedstawiał sprawozdanie na spotkaniu ministrów, z którego wynikało że:
zniszczono 7 500 firm,
spalono lub uszkodzono 267 synagog, (177 zniszczono całkowicie),
zginęło 91 Żydów, lecz ta liczba powiększyła się znacznie w późniejszym okresie czasu, (niektóre szacunki podają liczbę około 1000 ludzi).
Raport ten stwierdzał jedynie, że "w celu zwiększenia nacisku na emigrację" 25 000 Żydów płci męskiej zabrano "na razie tymczasowo",
do obozów koncentracyjnych. Raport kończył się następująco: "W sumie można stwierdzić, że Żydzi zostali ostatecznie wyeliminowani
ze wszystkich dziedzin niemieckiego życia, pozostaje im więc jedynie emigracja, jeżeli pragną zabezpieczyć swój byt".
|