Co u pana słychać ?

Autor - Krzysztof Kąkolewski

Wydawnictwo Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 2010

Najwybitniejszych polskich reportażystów określa się mianem "3K". Pod tym skrótem kryją się trzy wielkie nazwiska. Odgadnięcie dwóch pierwszych nie jest zazwyczaj trudne. Każdy z nas słyszał o Ryszardzie Kapuścińskim i Hannie Krall. Trzecie "K" to właśnie Krzysztof Kąkolewski, który zawsze podejmował niezwykle trudne tematy.
Książka "Co u pana słychać ?" ukazała się po raz pierwszy w 1975 r. i wzbudziła wiele kontrowersji. Nareszcie doczekaliśmy się jej kolejnego wydania.

Autor we wstępie objaśnia wybór swoich rozmówców: "Wybrałem tych, którzy nie boją się niczego, którzy na zawsze uniknęli kary. Ich wolność, pewność siebie, dobrobyt i szczęście uznałem za WYZWANIE. Więc już na zawsze, do końca ich dni sądzony jest im spokój? Postanowiłem, że coś im się jeszcze wydarzy. W trzydzieści lat od popełnienia przez nich ich czynów, w momencie, kiedy uzyskali ostateczną pewność, że tamto jest historią, ze nawet Polacy o wszystkim zapomnieli, postanowiłem pojechać, żeby przypomnieć im pewne zdarzenia i nazwiska, zadać im pewne pytania, z których pierwsze będzie brzmiało "CO U PANA SŁYCHAĆ?" (s. 5.).
Kąkolewski konsultował swoją pracę z Główną Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce. Ostatecznie wybrał dziesięć postaci, wszyscy około sześćdziesięciu lat, w czasach III Rzeszy piastowali wysokie funkcje w SS i sądownictwie. W momencie przeprowadzania wywiadów każda z tych osób zajmowała wysoką pozycję społeczną. "Bohaterowie" tego reportażu byli po wojnie adwokatami, profesorami, dyrektorami, posłami do Bundestagu. Każdy z nich był sądzony i ostatecznie doczekał się uniewinnienia. Autor solidnie przygotował się do tego żmudnego zadania. Polskie władze ścigania zbrodni wojennych podarowały mu 88 fotokopii dokumentów z zezwoleniem na ich wywóz i wręczenie rozmówcom.

Pierwszym rozmówcą był prof. Hans Fleischhaker, nazistowski antropolog, który w Auschwitz badał ludzkie czaszki. Prof. Fleischhaker wybrał 115 osób, które wydały mu się najbardziej interesujące pod względem rasowym. Naznaczeni zostali zabici, a ich spreparowane szkielety znalazły się w muzeum rasy w Strasburgu. Wśród ofiar znaleźli się Żydzi, Polacy i Azjaci. Profesor utrzymywał, że nie wiedział, że te osoby zostaną zabite.
Mimo licznych dokumentów obciążających profesora został on uniewinniony i dalej wykonywał swój zawód. Co prawda wąska grupa studentów Uniwersytetu im. Goethego protestowała przeciwko niemu, ale ostatecznie zachował stanowisko. Rozmowa była dosyć krótka, bo profesor nie chciał mówić o przeszłości i koncentrował się raczej na swoich obecnych osiągnięciach.

Drugim rozmówcą był Hermann Stolting, prokurator, który często wydawał wyroki śmierci. Stolting brał udział w wielu egzekucjach, 28 kwietnia 1942 roku był kierownikiem grupy egzekucyjnej. W ciągu piętnastu minut życie straciło dziesięć osób. W trakcie rozmowy podkreślał, że takie wówczas było prawo, a on jako prokurator wykonywał swoją pracę. Po zakończonym wywiadzie Stolting zaprowadził Kąkolewskiego do tajnego gabinetu, w którym znajdowała się nominacja na prokuratora podpisana przez Adolfa Hitlera dnia 18 kwietnia 1941 roku. Stolting był dumny z tej pamiątki.

"Bohater" trzeciego wywiadu był zbiorowy: baron Otto von Fricks, Aleksander Dolezalek i Konrad Meyer, realizatorzy Generalplan Ost. Kąkolewski musiał być szczególnie ostrożny w doborze słów, gdyż barona chronił immunitet poselski. Przedstawił mu plik dokumentów obciążających go za działalność w Polsce. Rozmowa została przerwana gdyż baron nie miał zaufania do tłumacza i poprosił o ponowne spotkanie w asyście swojego tłumacza. Na drugim spotkaniu baron wygłosił wykład na temat historii przesiedleń. Ten wykład pochłonął znaczną część rozmowy i uniemożliwił zadanie wielu pytań. Baron Otto von Fricks utrzymywał, że jest niewinny, że nigdy nie wstąpił do NSDAP, choć był członkiem SS.
Dolezalek wyparł się nazywania Słowian "złomem rasowym". Był zaskoczony gdy Kąkolewski przedstawił mu jego memoriał z kilkakrotnym podkreśleniem tego właśnie zwrotu. Zbity z tropu wytłumaczył się, że użył tego określenia, bo posługiwał się wówczas językiem III Rzeszy. Generał Konrad Meyer przyjął Kąkolewskiego w towarzystwie prawnika i żony. Rozmowa nie trwała długo, a wkrótce po niej Meyer zmarł.

Czwartym rozmówcą był Reinhard Hoehn, promotor masowej sterylizacji Słowian, który obszernie opowiadał o swoich relacjach z Himmlerem.

Heinz Reinefarth był piątą postacią z listy Kąkolewskiego. Generał znany w Polsce pod przydomkiem "kat Warszawy". Jego proces toczył się dwadzieścia lat i zakończył się wyrokiem uniewinniającym. Reinefarth nie poczuwał się do winy, był uprzejmy i odpowiadał na trudne pytania. Na rozmowę przeznaczył równo dwie godziny i gdy minęły przerwał ją.

Szóstym rozmówcą był Heinz Rolf Höppner, który współpracował z Eichmannem przy realizacji planu unicestwienia ludzi nie odpowiadających kryteriom rasowym obowiązującym w III Rzeszy. Amerykanie wydali go polskim władzom, które skazały go na dożywotnie więzienie. Po dziesięciu latach został zwolniony. Nakłonienie Höppnera do rozmowy było zadaniem trudnym. Udało się z nim nawiązać jedynie kontakt telefoniczny. Na każde pytanie o ludobójstwo Höppner odpowiadał: "życzę panu wszystkiego najlepszego".

Siódmym "bohaterem" reportażu miał być Wilhelm Koppe, generał policji i SS w Warthegau. Jego akta w Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich są jednymi z najbogatszych. Niestety nie udało się przeprowadzić wywiadu, gdyż jak się okazało Koppe już nie żył. Kąkolewski nawiązał kontakt z jego synem, ale ten nie wyraził chęci na rozmowę.

Niezwykle interesująca była ostatnia rozmowa z Hubertusem Strugholdem, twórcą medycyny kosmicznej, który dokonywał eksperymentów na więźniach w obozie koncentracyjnym w Dachau. W 1957 r. ukazało się trzecie wydanie jego głośnej książki pt. "Medycyna lotnicza", w której Strughold wraz z Ruffem powoływali się na eksperymenty dokonane na ludziach. Pierwsze wydanie tej pracy, z 1939 roku, ograniczało się tylko do eksperymentów dokonanych na zwierzętach. W trzecim wydaniu autor dokładnie opisuje przeprowadzane eksperymenty, nie podając jednak ich miejsca. Ogranicza się do stwierdzenia, że były one wykonywane w różnych miejscowościach. W książce znalazły się nawet fotografie komór zastosowanych podczas eksperymentów w Dachau.
Kąkolewski udał się aż do Nowego Jorku by porozmawiać z Hubertusem Strugholdem. Spotkanie odbyło się 21 marca 1979 roku. Twórca medycyny kosmicznej udawał, że nie zna współautora książki pt. "Medycyna lotnicza". Już na początku rozmowy przedstawił się jako przeciwnik Hitlera, przyjaciel brata Stauffenberga. Pytany o przeszłość, współpracę z Ruffem, odpowiedział: "Skoro pan to wspomniał, to pracowałem dla dobra i postępu ludzkości. Niczym innym się nie interesowałem. Tak było w mojej przeszłości, tak będzie w mojej przyszłości (...)". (s. 273.).

Kąkolewski będąc w Republice Federalnej wziął udział w zlocie neonazistów. Było to niezwykłe doświadczenie: ludzie śpiewali hymn neonazistów, dzieci poprzebierały się w stroje Hitler-Jugend, na straganach można było kupić mnóstwo książek o tematyce III Rzeszy. Niezwykłą popularnością cieszyły się różnorakie przypinki z nazistowską symboliką. Autorowi wręczono również ulotkę pt. "Freiheit für Rudolf Hess" (Wolność dla Rudolfa Hessa).

Książka Krzysztofa Kąkolewskiego jest niezwykle interesującym reportażem o życiu byłych nazistów, ich stosunku do przeszłości. Autor zadał sobie wiele trudu by poznać dokładnie życiorysy każdego swojego rozmówcy. Prześledził mnóstwo dokumentów, rozmawiał ze świadkami, wykonał kopie by posiłkować się nimi w czasie rozmów. Nieraz miało się wrażenie, że rozmówcy nie doceniają profesjonalizmu Kąkolewskiego. Udają, że nie wiedzą, nie pamiętają, nie mają nic wspólnego z omawianym tematem. W takim momencie autor wyciąga odpowiednie dokumenty, które pogrążają rozmówcę. Rozmówcy byli nadzwyczaj uprzejmi, kulturalni. Tworzyli miłą atmosferę, na tle której pytania autora wydawały się barbarzyńskie. Kąkolewski konsekwentnie drążył niewygodne tematy, próbował uzyskać odpowiedzi na przygotowane pytania. Jego opanowanie, profesjonalizm, zachowanie zimnej krwi na zjeździe neonazistów są godne pochwały.
Dzięki Kąkolewskiemu poznajemy również "kuchnię" tych rozmów, długie przygotowania, zdobywanie adresów i numerów telefonów, śledzenie rozmówców, którzy unikają konfrontacji.

Książkę Krzysztofa Kąkolewskiego czyta się jednym tchem. Jej pierwsze wydanie kupowało się spod lady, dziś doczekaliśmy się jej wznowienia i mam nadzieję, że będzie cieszyła się równie dużym zainteresowaniem jak w latach siedemdziesiątych.



powrót do strony głównej


© copyright 2010, Monika "monikqe" Janiak
Design by Scypion