Nr ISSN 2082-7431
Polska Podziemna
Akcja "Burza" na Wołyniu.



"Burza" na Wołyniu.


Największym polskim zgrupowaniem na Wołyniu była 27 DP AK, nazwana później 27 Wołyńską Dywizją Piechoty AK. Utworzona została 28 stycznia 1944 r. przez płka Bąbińskiego "Lubonia" na odprawie w Szuszybabie pod Kowlem.

Rozkaz mobilizacyjny z 15 stycznia powoływał w szeregi dywizji oddziały partyzanckie i dywersyjne Wołyńskiego Okręgu AK tudzież placówki samoobrony ludności polskiej, zorganizowane dla obrony przed bandami UPA, które od wiosny 1943 r. rozpoczęły systematyczne mordowanie i niszczenie wszystkiego co było na Wołyniu polskie.

Siły Armii Krajowej na tym terenie liczyły 201 plutonów pełnych i szkieletowych i 10 000 powiązanych konspiracyjnie osób. Na miejscach koncentracji w oparciu o bazy samoobrony w Zasmykach, Kupiczowie, w Bielinie i Zamłyniu stanęło około 6 500 żołnierzy, zorganizowanych w 9 batalionów piechoty o przeciętnym stanie 420 - 520 ludzi każdy, dwa szwadrony kawalerii oraz szereg oddziałów specjalnych i pomocniczych.
Reszta sił została na miejscu dla ochrony ludności przed bandami UPA, które na przełomie 1943 i 1944 r. zaktywizowały się ponownie.

W planach powstańczych Okręg Wołyński AK spełniał rolę podrzędną. Miał np. na wypadek powstania powszechnego, utworzyć na Bugu w rejonie Lubomla przyczółek osłonowy od wschodu, aby uniemożliwić Niemcom uderzenie na bazy powstańcze w centralnych okręgach kraju. Później, na wypadek gdyby wojska Sprzymierzonych wylądowały na Bałkanach i dotarły na terytorium Polski, miał on swoim zbrojnym działaniem wesprzeć ewentualne natarcie Armii Krajowej oraz alianckich związków taktycznych w ich uderzeniu na wschód, na tyły Niemców.
Jak jednak miało się okazać okręg ów o podrzędnym znaczeniu jako pierwszy miał przystąpić do akcji "Burza", a jego komendant jako pierwszy dowódca wielkiej jednostki wojskowej miał ujawnić się przed nadciągającymi siłami Armii Czerwonej.

Utworzenie w tak krótkim czasie, tak silnej jednostki bojowej, największej na wschód od Bugu było możliwe między innymi, dzięki poważnej rozbudowie organizacyjnej II odcinka "Wachlarza", dokonanej przez por. Klimowskiego "Klona". W styczniu 1943 r., w chwili likwidacji aktywów "Wachlarza" mógł on postawić do dyspozycji dowództwa okręgu 8 oficerów, 56 podoficerów i ponad 250 szeregowych, wypróbowanych w działaniach dywersyjnych na obszarze Ukrainy, aż po Charków i Don. Sam "Klon" zajął w organizującej się 27 Wołyńskiej DP AK stanowisko szefa oddziału operacyjnego.



Na zdjęciu: mjr/ppłk Jan Kiwerski "Oliwa", wraz z oficerami 27 Wołyńskiej DP AK.

Oddziały dywizji skoncentrowane zostały w dwóch zgrupowaniach:
lubomelsko - kowelskim "Gromada" w sile pięciu batalionów: "Kord", "Sokół", "Trzask", "Siwy", "Jastrząb" ze szwadronem kawalerii "Hińcza", pod ogólnym dowództwem mjra Jana Szatowskiego "Kowala", oraz włodzimierskim "Osnowa" w składzie dwu batalionów: "Lech", "Zając", oraz szwadronu kawalerii "Jarosław" - całość pod dowództwem kpt. Kazimierza Rzaniaka "Gardy".
Dwa bataliony: "Łuna" i "Gzyms" pod dowództwem mjra Stanisława Piaszczyńskiego "Pogroma" i kompania warszawska saperów por. Zdzisława Zołocińskiego "Piotra" tworzyły zgrupowanie dyspozycyjne dowództwa dywizji w Ossie. 28 marca batalion "Łuna" odszedł celem wzmocnienia zgrupowania włodzimierskiego i wraz z nim walczył w operacji kowelskiej.
Pierwszym dowódcą całości sił został komendant Okręgu Wołyńskiego AK płk Kazimierz Bąbiński. Od 10 lutego dowódcą był skierowany tu z Warszawy mjr/ppłk dypl. Jan Kiwerski "Oliwa", którego szefem sztabu został kpt./mjr dypl. Tadeusz Sztumberk-Rychter "Żegota".

Znaczna część sił z Inspektorem Łuckim AK kpt. Leopoldem Świklą "Adamem" na czele, nie dołączyła do dywizji na skutek szybkich postępów ofensywy sowieckiej. Na miejsce koncentracji zdołał przybyć z Łucka jedynie batalion "Łuna" pod dowództwem por. Zygmunta Kulczyckiego "Olgierda", a sam kpt. Świkla został aresztowany w drodze wraz z liczną grupą sztabu inspektoratu.
Na miejsce koncentracji nie dotarł również wysunięty pod Kostopol oddział kapitana Władysława Kochańskiego "Bomby", który został aresztowany przez NKWD 24 grudnia 1943 r. Oddział "Bomby" w sile około 120 żołnierzy, wyszczerbiony w walkach i dowodzony przez por. F. Szczepaniaka "Słuckiego", po wykonaniu marszu bojowego od dawnej granicy pod Kowel poprzez teren opanowany przez UPA, wszedł do batalionu "Gzyms".
Kadra dowódcza dywizji liczyła 120 oficerów, w tym tylko 9 wyższych stopni. Na uzbrojenie osobiste żołnierzy składało się 4 500 kb i kbk oraz 650 pistoletów. Na broń maszynową: 200 pistoletów maszynowych i 190 erkaemów. Najsłabiej przedstawiało się wyposażenie w broń ciężką, bowiem na stanie dywizji zalazło się 17 cekaemów, 2 rusznice ppanc., 2 moździerze 81 mm i 3 działka ppanc.

Już podczas marszów poszczególnych oddziałów na miejsce koncentracji, toczyły one walki z Niemcami, których bardzo zaniepokoiła mobilizacja Polaków. 15 stycznia wyszło z Lubomla, w kierunku na Bindugę niemieckie rozpoznanie. W siedzibie batalionu por. Kazimierza Filipowicza "Korda" w Rakowcu dostrzeżono nadjeżdżające samochody z Wehrmachtem i policją ukraińską. Strzał wartownika zaalarmował załogę, która z miejsca zaatakowała kolumnę niemiecką. Po krótkiej walce nieprzyjaciel musiał szybko się wycofać, pozostawiając na miejscu cztery spalone samochody.
W cztery dni później nastąpił drugi atak niemiecki, tym razem znacznie silniejszego oddziału. Wówczas jednak por. "Kord" uchylił się od walki, przeszedł na południowy brzeg rzeczki Neretwy do Bindugi, paląc za sobą most, co mu zapewniło spokój na pewien czas.

W Kowlu przebieg mobilizacji polskiej dywizji tak dalece zaskoczył Niemców, że z początku nie podjęli oni żadnych kroków zapobiegawczych. Dopiero 19 stycznia 1944 r. ruszyła w kierunku Zasmyk, jako ekspedycja karna, wzmocniona kompania piechoty.
Niemcy weszli między pierwsze zabudowania i zaczęli pacyfikację. Na odgłos strzelaniny z niedalekiej Janówki podążył z pomocą pluton ppor. Tadeusza Paszkowskiego "Jawora", powstrzymując w rejonie kościoła i szkoły dalsze posuwanie się Niemców. Od celnego ognia Polaków padło sześciu zabitych i kilku rannych, a gdy impet zmalał "Jawor" przystąpił do kontrataku, wypierając Niemców ze wsi.

Podobnie było z reakcją niemiecką w rejonie Włodzimierza Wołyńskiego. Dopiero 15 lutego 1944 r. wyszło w kierunku polskich jednostek rozpoznanie niemieckie. W trudnej sytuacji znalazła się wówczas kompania ppor. Władysława Cieślińskiego "Piotrusia", która uformowana w kolumnę marszową miała wyruszyć przeciwko Ukraińcom.
Kolejne starcie z niemieckim garnizonem Włodzimierza nastąpiło 23 lutego na trakcie do Werby. Wtedy to rozwinięty w tyralierę batalion Wehrmachtu zaatakował kompanię Cieślińskiego, która ponadto z drugiej strony była atakowana przez oddział węgierski. Atak niemiecki odparto dzięki wyjściu kompanii cekaemów "Sokoła II" na tyły nieprzyjaciela, natomiast starcie z Węgrami zakończyło się zbrataniem. Zaskoczyli oni co prawda jeden z plutonów kompanii, ale zorientowawszy się, że mają do czynienia z Polakami, zwrócili im broń, a nawet oddali skrzynkę amunicji i granatów.

* * * * *

W celu poszerzenia bazy operacyjnej, równolegle z opędzaniem się siłom niemieckim, w dowództwie dywizji podjęto decyzję o rozpoczęciu walk zaczepnych z bandami ukraińskimi. Do większych akcji tego typu należało pomyślne uderzenie trzech batalionów zgrupowania kowelskiego, które wyszło 29 stycznia na wsie Babie i Szczurzyn za Stochodem, a następnie, po kilku dniach, dalej na kompleks Lasów Świnarzyńskich. Chodziło o wyparcie stacjonującego w tym rejonie, od roku 1942 sztabu Ukraińskiej Armii Powstańczej "Północ".
Operacja odniosła tylko połowiczne powodzenie, bowiem nie udało się opanować Ośmigowicz i Oździutycz, gdzie mieściły się silne ośrodki oporu UPA. Całodzienne natarcia z dnia 16 i 19 lutego skończyły się, wśród poważnych strat, bez wyniku.

Kolejna operacja oddziałów dywizji, miała celu uzupełnienie zapasów amunicji. Major Szatowski "Kowal" podjął decyzję zdobycia magazynów niemieckich, znajdujących się na stacji Hołoby, na linii kolejowej Kowel - Łuck. 9 marca o świcie, batalion por. Władysława Czermińskiego "Jastrzębia" zaatakował miasteczko Hołoby, zaś trzy kompanie wydzielone z batalionów por. Zbigniewa Twardego "Trzaski", por. Walerego Krokay "Siwego" i por. Zygmunta Kulczyckiego "Olgierda" miały wykorzystać powodzenie ataku "Jastrzębia" w celu opanowania stacji i magazynów.
Natarcie por. Czermińskiego było kompletnym zaskoczeniem dla Niemców, co spowodowało ich rejteradę. Wprawdzie w centrum miasta stawili oni opór, lecz nieprzerwane natarcie dwóch kompanii "Jastrzębia" wyparło ich dalej. Na kilka godzin miasto znalazło się w polskich rękach. Niestety reszta sił nie zdołała wejść na czas do akcji, skutkiem czego sukces "Jastrzębia" nie przyniósł osiągnięcia celu.
Zupełnym pogromem Niemców zakończył się za to ich wypad, zorganizowany 23 marca na polską placówkę na przeprawie przez Turę między Zarostami a Kapitułką, kiedy to po całodziennych walkach okopali się oni na noc w bezpośredniej styczności z siłami polskimi. Następnego dnia oddziały partyzanckie batalionu ppor. Krasowskiego "Lecha" ruszyły do natarcia, jednak szybko zaległy pod silnym ogniem dobrze okopanego nieprzyjaciela.
Już wkrótce jednak losy bitwy uległy zasadniczemu zwrotowi, a to za sprawą ppor. Dąbka-Dębickiego "Jarosława", który ubezpieczał natarcie od strony Owadna, gdzie stwierdzono obecność oddziałów węgierskich. "Jarosław" słysząc odgłosy ożywionej walki ogniowej, pospieszył swój szwadron w lasku na tyłach Niemców i uderzył na nich granatami. Wzięci w dwa ognie Niemcy rozpoczęli odwrót, pozostawiając tabor ze sprzętem i amunicją, w dodatku dostając się pod ogień Węgrów, którzy wzięli ich za nieprzyjaciela. Po walce naliczono 32 poległych Niemców, własne straty wyniosły 7 zabitych i 5 rannych, w tym ciężko ppor. "Jarosław". Po nim dowództwo nad szwadronem objął chor. Dominik Demczuk "Ryś".

Tymczasem w działaniach dywizji otwierał się nowy rozdział, który rozpoczynał współdziałanie taktyczne i operacyjne z Armią Czerwoną.
I oto w początkach marca 1944 r. nad Stochodem, przedarł się przez front oddział rozpoznawczy sowieckiej kawalerii pod dowództwem kpt. Gusiewa, napotykając oddziały polskiej dywizji. W połowie tego miesiąca w obręb jej działań wszedł ze swoimi patrolami 205 pp., a 17 marca do miejsca postoju mjr "Kowala" w Stanisławówce przybyło trzech sowieckich oficerów z prośbą o pomoc w rozpoznaniu umocnień kowelskich. Po południu pojawili się również trzej inni oficerowie Armii Czerwonej, którzy szukali kontaktów z działającą na tym terenie dywizją polską. W dniu 18 marca doszło do konkretnego ustalenia zadania polskiej jednostki w ramach działań sowieckich pod Kowlem. 27 DP AK miała we współdziałaniu z oddziałami sowieckimi, opanować miasteczko Turzysk oraz stację kolejową Turopin i wysadzić most na Turii między Turopinem a Owadnem.
O świcie 20 marca ruszyło polskie natarcie na Turzysk. Całym przedsięwzięciem dowodził mjr "Kowal", wyznaczając do tej akcji bataliony "Trzaski" i "Siwego" oraz kompanię batalionu "Łuna", które w ciągu poprzedniej nocy zajęły podstawy wyjściowe w rejonie Wólki Kluskiej. Działania te osłaniane były od strony Włodzimierza przez oddział zwiadowczy sierż. Kazimierza Pawlika "Kruka" oraz 1 kompanię batalionu "Siwego" pod dowództwem ppor. Tadeusza Persza "Głaza", które miały ponadto wraz z siłami sowieckiego batalionu piechoty i dwóch baterii artylerii - zdobyć stację.
Jako pierwszy zaatakował oddział "Osnowy". Sforsowawszy bagna związał się w walce z niemiecka placówką przy moście kolejowym na rzece Turii. Tymczasem siły główne rozwinęły się w natarciu łukiem od północy i zajęły miasto praktycznie bez oporu, bowiem Niemcy pod wrażeniem dużej przewagi polskich oddziałów wycofali się ku stacji.
Tutaj o świcie wyszło sowieckie natarcie rozpoznawcze, szybko jednak powstrzymane ogniem nieprzyjaciela. Dopiero kolejny atak kompanii ppor. Persza "Głaza" i oddziału sierż. Stanisława Wąsowicza "Kruka" przy wsparciu sowieckiej artylerii doprowadził do wyparcia z budynków stacji załogi niemiecko - węgierskiej w kierunku Włodzimierza. Natarcie zakończyło się więc sukcesem, przy czym zdobyto 4 cekaemy, 3 rusznice ppanc., oraz 30 000 sztuk amunicji.
Dla odmiany nie powiodły się wspólne działania rozpoznawcze w rejonie Kowla. Skierowany tam oddział pod dowództwem ppor. Edwarda Imiałka "Kruka" nie zdołał nawiązać kontaktu z oddziałem sowieckim, a co gorsza, wracając po wykonaniu obserwacji umocnień pod Kowlem został pomyłkowo ostrzelany przez Sowietów. Pod ich ogniem zginęło 6 partyzantów polskich, a kilkunastu odniosło rany, w tym także ppor. "Kruk", reszta została wzięta do niewoli po gwałtownym szturmie wspomnianego oddziału Armii Czerwonej. Sytuację uratował jeden z czerwonoarmistów, Żyd z Kowla, który rozpoznał ppor. Imiałka.
Opisane wyżej działania polskiej dywizji były początkiem jej wielkich zmagań o Kowel, które doprowadziły do poważnych sukcesów operacyjnych i politycznych. Zdobycie Turzysk przez oddziały polskie wywołało ogromne wrażenie, bowiem już wieczorem tego dnia o fakcie tym informowało radio Londyn i radio Moskwa.

Jeszcze w toku pertraktacji operacyjnych z Rosjanami, dnia 17 marca udało się Polakom rozbroić niemiecką kompanię, która pod naciskiem wojsk sowieckich weszła do Zasmyk w sam środek polskiego zgrupowania.
W tydzień później podobny wypadek zdarzył się w Stężarzycach pod Włodzimierzem, gdzie oddział niemiecki, dążąc przeciwko desantowi sowieckiemu pod Mosurem, wjechał na opancerzonych ciężarówkach w ugrupowanie polskie. W toku pertraktacji sierż. Zacharczuk "Tur" obezwładnił dowództwo niemieckiego oddziału, a następnie rozbroił żołnierzy, odsyłając ich jako jeńców do sztabu w Sieliskach. Zdarzenie to miało swoje dalsze skutki, bowiem Niemcy w odwecie aresztowali we Włodzimierzu 300 Polaków i zagrozili ich rozstrzelaniem. Zgodzili się jednak na uwolnienie zakładników po wypuszczeniu wziętych przez "Tura", do niewoli żołnierzy Wehrmachtu.
Zamiany dokonano za pośrednictwem ks. Kobyłeckiego, jednak broń zdobyta na Niemcach pozostała w rękach polskich.
22 marca 1944 r. udało się, w toku dalszej walki, pogłębić sukces zdobycia Turzyska. Batalion por. Franciszka Pukackiego "Gzymsa" zajął wieś Turobin i zdobył po krótkiej walce stację kolejową.

Równolegle zaistniała możliwość podpisania konwencji wojskowej z Rosjanami, a to dzięki rozwijającym się rozmowom sztabowym pomiędzy zainteresowanymi. Jeszcze w trakcie walk pod Turzyskiem i Kowlem, szef sztabu dywizji mjr Sztumberk-Rychter "Żegota" udał się do sztabu armii gen. Siergiejewa, w celu omówienia warunków współdziałania. Wobec braku instrukcji sowieckiego Naczelnego Dowództwa doszło do tymczasowego porozumienia, według którego dywizja została podporządkowana pod względem operacyjnym dowództwu sowieckiemu.
W dniach następnych u "partnerów" sowieckich gościł sam dowódca dywizji ppłk dypl. Kiwerski "Oliwa", wieczorem 27 marca przywożąc wiadomość o jeszcze szerszym porozumieniu. Dowództwo sowieckie zażądało podporządkowania dywizji pod względem operacyjnym i taktycznym, ale w zamian miało polską dywizję partyzancką dozbroić, umundurować i przeorganizować w regularną jednostkę bojową. Równocześnie zgadzało się na utrzymanie przez dywizję łączności z władzami w Warszawie i Londynie i zapewniało, ze wbrew jej woli nie zostanie wcielona do "armii Berlinga".
Decyzja w tej sprawie wymagała jednak akceptacji zarówno Komendy Głównej AK jak i Naczelnego Wodza w Londynie.

Jeszcze w trakcie tych rozmów, realizując wytyczone dywizji zadanie izolowania sił nieprzyjaciela w Kowlu od południa i zachodu, przesunęła się ona 40 km na zachód, w kierunku wysuniętych tu batalionów "Korda" i "Sokoła", tworząc wraz z nimi zgrupowanie 6 batalionów, które przecięły ważną dla Niemców drogę przyfrontową Luboml - Włodzimierz. Osłonę zgrupowania od strony Włodzimierza tworzyły dwa bataliony "Osnowy" wzmocnione batalionem "Łuna".
Na przełomie marca i kwietnia sytuacja dywizji zaczęła się mocno komplikować, bowiem radykalnej zmianie uległ stosunek sił. Dotychczas niemieckie siły występujące przeciwko polskiej dywizji partyzanckiej składały się z dwóch dywizji piechoty: 130 stacjonującej w rejonie Uściług - Włodzimierz i 216 w rejonie Lubomia, oraz dodatkowo z 131 węgierskiej dywizji Honwedów, nie licząc wycofujących się z frontu jednostek i niewielkich oddziałów SS. Pod koniec marca Niemcy skierowali tu nowe jednostki, częściowo z Brześcia, a częściowo zza Bugu. Były to: 1 Brygada Górska, części 211 i 216 DP, 5 Dyw. Panc. SS "Wiking" oraz ściągnięta z Estonii 214 DP.

Pierwsze starcie ze wzmocnionymi siłami nieprzyjaciela nastąpiło już 2 kwietnia, kiedy to oddziały rozpoznawcze batalionów "Korda" i "Sokoła", wyrzucone na dalekie przedpole z Zamłynia i Czmykosu, natknęły się na nieprzyjaciela, który kierował się z Lubomla na południe. Jak się później miało okazać była to główna oś marszu nowych jednostek idących na wzmocnienie frontu pod Kowlem. Obydwa bataliony wprowadziły do walki większość swoich sił i zadały nieprzyjacielowi straty, jednak jego nacisk był tak duży, że batalion "Sokoła" musiał odskoczyć z przedpola do Sztunia. W ten oto sposób miał rozpocząć się trwający przeszło trzy tygodnie bój frontowy 27 Wołyńskiej DP AK na odcinku 30 kilometrów w luce między Kowlem i Włodzimierzem.
Wobec przeciągającej się walki pod Sztuniem, gdzie broniła się 2 kompania batalionu "Sokoła" pod dowództwem por Zbigniewa Rylskiego "Motyla" z częścią kompanii warszawskiej por. "Piotra", mjr "Kowal" rozkazał porucznikowi "Kordowi" uderzyć częścią sił w prawe skrzydło nacierających na Sztuń Niemców. W celu realizacji tych planów w nakazanym kierunku wyruszył oddział por. Ryszarda Markiewicza "Mohorta". Równocześnie Niemcy wychodząc z Rymacz zaatakowali również miejscowość Zamłynie. Gęsty ogień broni maszynowej i artylerii niemieckiej pokrył pozycje batalionu "Korda". Porucznik "Mohort", usłyszawszy gwałtowną kanonadę na tyłach, zawrócił w pół drogi i dążąc na przełaj, natknął się na oddział niemiecki. Zdecydowane uderzenie z marszu rozproszyło Niemców, na placu pozostało 4 zabitych, a 19 poddało się do niewoli.
Wobec takiego obrotu sprawy, na podstawie telefonicznych meldunków z walk pod Sztuniem, dowódca batalionu "Sokół" zdecydował się uderzyć na lewe skrzydło nieprzyjaciela. W tym celu z Czmykosu wyruszyła 1 kompania por. Stanisława Kądzielawy "Kani" i wykonując szeroki łuk aż po Radziechów, obeszła Niemców od tyłu. Wynikiem tego manewru było pełne zaskoczenie Niemców. Doszło do walki, w wyniku której poległo 19 żołnierzy niemieckich, a 37 wzięto do niewoli. Zdobyczą było 8 erkaemów i 9 peemów oraz działko wraz z amunicją oraz spore ilości broni ręcznej.

Dużą aktywność wykazywały również pozostałe bataliony dywizji. 3 kwietnia o świcie batalion "Jastrzębia" zaatakował placówkę niemiecką w Maszowie, miejscowości położonej na południowy - wschód od Lubomla. Placówka ta w sile kompanii została zaatakowana z zaskoczenia, co przyczyniło się do jej rozbicia. Bez strat własnych zabito 16 Niemców, zdobyto dużą ilość broni oraz sprzętu wojskowego.
Tego samego dnia, w nocy duży oddział Narciarskiej Brygady Strzelców - Skijägerbrigade, niespodziewanie jechał do Sztunia, gdzie doznał prawdziwego pogromu. Cały tabor niemieckiej jednostki z amunicją, żywnością i kuchnią polową oraz 42 jeńców dostało się w ręce żołnierzy "Sokoła". Zdobyto 7 erkaemów, 1 cekaem oraz 4 moździerze.

Tak więc pierwsze walki z nowymi jednostkami niemieckimi, prowadzone w dniach od 2 do 4 kwietnia 1944 r., zakończyły się zwycięsko. Zacięte walki o utrzymanie Sztunia trwały aż do 8 kwietnia i dopiero pod naporem przeważających sił oddziały polskiej dywizji wycofały się ze Sztunia, Czmykosu i Zaglinek, opierając się o Pustynkę i Staweczki.

Sytuacja zaczęła się jednak mocno komplikować. Otóż równocześnie z natarciem na Sztuń, Niemcy zaatakowali Zamłynie, co zmusiło "Korda" do wycofania się za rzeczkę Neretwę, dokąd też dotarła część wypartego ze Sztunia batalionu "Sokoła" wraz z kompanią warszawską. W wyniku tych manewrów, najbardziej wysuniętym w stronę nieprzyjaciela był teraz batalion "Jastrzębia" który objął pozycje w Czmykosach, przejętych od 1 kompanii batalionu "Sokoła".
8 kwietnia przed południem na pozycje Jastrzębia" wyszło bardzo silne natarcie niemieckie wsparte czołgami. Pod wpływem bezdyskusyjnej przewagi nieprzyjaciela, porucznik "Jastrząb", uznał sytuację batalionu za beznadziejną i wydał rozkaz wycofania się ze wsi za rzeczkę Neretwę, a w nocy aż do Władynopola. Teraz celem niemieckiego natarcia stała się wieś Pustynka, obsadzona przez batalion por. "Gzymsa". Sytuacja stawała się tym groźniejsza, że w głębi tego rejonu w okolicach Mosuru, zainstalowano szpitale i kwatermistrzostwo dywizji, a jeszcze bliżej zorganizowano zrzutowisko, na którym w nocy z 8 na 9 kwietnia odebrano zrzut broni i amunicji.
Rano 9 kwietnia rozpętały się zacięte walki o utrzymanie Pustynki i Staweczek, obsadzonych przez bataliony "Gzymsa" i "Siwego".
Do Pustynki zdołały przebić się czołgi niemieckie, spychając w ten sposób batalion "Gzymsa". Wobec takiego obrotu sprawy ppłk "Oliwa" wydał rozkaz wycofania batalionu. Mimo to por. Pukacki "Gzyms", oświadczył, że wsi można jeszcze bronić i poderwał swoich żołnierzy do kontrataku, który ostatecznie wyparł Niemców z Pustynki. Za ten wyczyn por. Franciszek Pukacki "Gzyms" został odznaczony orderem Virtuti Militari V klasy.
Jednak nacisk niemiecki trwał nadal. Dowódca dywizji zdecydował więc ponownie wprowadzić do walki batalion "Jastrzębia", który pojawił się w Pustynce, w momencie trzeciego z kolei natarcia niemieckiego. Po godzinnej walce i ta próba odbicia wsi zakończyła się dla Niemców niepowodzeniem, którzy na przedpolu pozostawili dwa uszkodzone czołgi i wycofali się w kierunku Czmykosu.

Nazajutrz nieprzyjaciel zmienił kierunek głównego uderzenia i skierował je na Owłoczym. Pod silnym ogniem artyleryjskim batalion "Siwego" opuścił miejscowość i obsadził wzgórze 209, po kilku godzinach jednak i z tej pozycji został zepchnięty. W tym dniu bardzo czynne było niemieckie lotnictwo, bowiem bombardowania niemieckie objęły prawie wszystkie pozycje zgrupowań "Gromady" i "Osnowy". Główny wysiłek niemiecki skierował się z Włodzimierza na Werbę, w celu połączenia się z siłami na północy. W ten sposób wykształciła się groźna sytuacja, bowiem po opuszczeniu Owłoczyma 27 Wołyńska DP AK utraciła styk bojowy z sowiecką dywizją gen. Gromowa. Wyraźnie zarysował się wokół polskiej dywizji kocioł. W tych warunkach ppłk "Oliwa" nakazuje podjęcie przygotowań do przejścia rzeczki Turii i wycofania się na wschód. Tym samym odwołano zrzuty materiału i uzbrojenia z baz we Włoszech. O godz. 18.00 oddziały odrywają się od nieprzyjaciela i dążą do przepraw na Turii w Rudzie i Hajkach.
Tutaj jednak następuje kolejny zwrot sytuacji. Otóż szpica konna po zbliżeniu się do przeprawy została ostrzelana z przeciwległego brzegu rzeki. Jak się miało już wkrótce okazać była to sowiecka 16 dywizja kawalerii gwardii, która właśnie zamierzała przeprawić się na zachodni brzeg Turii, aby częścią sił uderzyć w kierunku Włodzimierza, częścią zaś na Kowel. W tych warunkach wycofanie się 27 Dyw. AK zostało odwołane. Następnego dnia zjawił się w polskim sztabie płk gwardii Romanienko, dowódca 54 gwardyjskiego pułku kawalerii, aby ustalić możliwości wspólnych działań w kierunku północnym.
Na odcinku południowym kpt. "Garda" już 11 kwietnia uderzył na Werbę i Nową Werbę, zajął te miejscowości, a jego patrole posunęły się aż pod Włodzimierz.

W wyniku ustaleń z sowieckim sztabem, o świcie 12 kwietnia miało ruszyć wspólne natarcie, polsko - radzieckie na całej szerokości odcinka od Pustynki poprzez Władynopol aż po Stawki czterech polskich batalionów przy wsparciu dział i moździerzy 54 pułku gwardii. Do zgrupowania kapitana "Gardy" podszedł również 56 pułk kawalerii gwardii i wraz z polskimi dwoma batalionami uderzył na Włodzimierz. Polacy zajęli koszary przedwojennej podchorążówki artylerii i 23 pułku piechoty. Kawaleria sowiecka doszła do stacji kolejowej, a sukces wydawał się już być w rękach polskich i sowieckich.


Działania 27 Dyw. AK pod Kowlem - 12 kwietnia 1944 r.

W tym jednak czasie na tyły polsko - sowieckiego zgrupowania pod Włodzimierzem uderzyła silna niemiecka jednostka, która przybyła tutaj z Uściługa, tym samym przesądzając losy bitwy. Kapitan "Garda" szybko stracił łączność z 56 p. kaw. gw. i wycofał się na Stężarzyce, Nikitycze i Zabłocie. Tym samym obszar operacyjny dywizji uległ znacznemu uszczupleniu.

Tymczasem około godz. 11.00 wyruszyło natarcie na północ. Nacierający między batalionami "Gzymsa" i "Sokoła" batalion "Jastrzębia" wysforował się znacznie naprzód i ściągnął na siebie gwałtowny ogień nieprzyjaciela. W oddziale wybuchła panika , kiedy rozeszły się pogłoski o śmierci dowódcy, porucznika Władysława Czermińskiego. W tej sytuacji sztab dywizji interweniuje osobiście, by zatrzymać żołnierzy "Jastrzębia" na skraju Władynopola. Dla wsparcia "Gzymsa", który został odrzucony od Pustynki, pośpieszył jedyny odwód w postaci plutonu żandarmerii. Władynopol znalazł się pod ostrzałem artylerii. Pod wieczór napór Niemców, co prawda osłabł, ale szpital dywizji ukryto głębiej w lasach, w rejonie Murawy, zaś sztab dywizji przeniesiono do gajówki Huta w lesie Stężarzyce. Mniej więcej w tym samym czasie batalion "Trzaski" wraz z sowieckim 54 pułkiem kawalerii podejmował przygotowania do ataku na Owłoczyn.

W tym położeniu, wieczorem 12 kwietnia nadchodzi zgoda gen. Bora - Komorowskiego na współdziałanie operacyjne z Armią Czerwoną w myśl zawartego porozumienia z zastrzeżeniem pełnej odrębności i niezależności politycznej dywizji. Równocześnie Komendant Główny AK mianował mjra Kiperskiego podpułkownikiem, natomiast jego szefa sztabu kapitana Sztumberk-Rychtera majorem. Batalionom dywizji nadano numerację stacjonujących przed wojną pułków 27 i 13 dywizji, a więc 23, 24 i 50 pp. oraz 43 i 45 pp. Poza tym inicjatywa dowództwa 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK została bardzo wysoko oceniona przez rząd RP w Londynie.
Jednak zadania polityczne i propagandowe, jakie nałożono dywizji, po pierwsze były ponad miarę jej możliwości, a po drugie uniemożliwiały dalsze rozmowy o kwestiach wojskowych z Sowietami.

15 kwietnia do sztabu dywizji nadeszła wieść, że Niemcy przeprawiają przez Bug pod Korytnicą jednostkę pancerną. Jej oddziały rozpoznawcze zauważono w rejonie Murawy, gdzie jak już mówiliśmy, w lesie ukryty był szpital dywizji. Po południu tego dnia 30 Stukasów zbombardowało Stawki, po czym ruszyło niemieckie natarcie. Rosjanie zmuszeni zostali do wycofania się na skraj lasu, a następnie dalej - do kolonii Stanisławów. Linia polskiej obrony biegła zygzakami, a od strony Bugu, jeśli nie liczyć przeprawy na Bindudze, zgrupowanie było całkiem odsłonięte.

18 kwietnia zaczął się od niemieckiej nawały artyleryjskiej i nalotów lotniczych. Ponieważ późnym wieczorem dnia poprzedniego nowe miejsce postoju sztabu dywizji znalazło się pod obstrzałem dział, postanowiono przenieść sztab na chutory Dobry Kraj. W tym dniu, około godz. 11.00 w pobliżu pozycji batalionu "Jastrzębia" zginął ppłk "Oliwa". Nieoczekiwana śmierć dowódcy, stanowiła dowód, w jak ciężkim położeniu znalazła się dywizja. Celem nadrzędnym było teraz przedostanie się poza niemiecki pierścień okrążenia, który coraz mocniej zacieśniał się wokół polskich pozycji. Postanowiono przebijać się na północ. Jeszcze tego samego dnia - 18 kwietnia 1944 r., mjr "Żegota" wydał rozkazy przygotowawcze do odmarszu w kierunku Jagodzina. Niestety musiano w Lasach Mosurskich pozostawić pod ochroną jednej kompanii szpital polowy i zniszczyć tabor, a z taborytów i koni utworzyć konny tabor juczny z kpt. Janem Józefczakiem "Hrubym" na czele.

W ciągu 20 kwietnia utworzono kolumnę dywizyjna liczącą 6 200 ludzi i 800 koni. Patrole idące na czele batalionu "Korda" stwierdziły, że miejscowość Zamłynie jest wolne, wobec czego było prawdopodobne, że do linii toru kolejowego uda się dojść bez walki. Tymczasem przed zmrokiem, Niemcy zdołali obsadzić Zamłynie. Co prawda można było wyrzucić ze wsi nieliczną załogę niemiecką, jednak walka zaalarmowałaby przedwcześnie obsadę odległego zaledwie o 8 km toru. W sztabie dywizji postanowiono więc obejść Zamłynie od zachodu. Jednak w momencie wyruszenia kolumny Niemcy otworzyli wzdłuż traktu, silny ogień z broni maszynowej. Wywołało to ogromne zamieszanie i tylko zimna krew ppor. Cieślińskiego "Piotrusia", który uderzył swoją kompanią na Zamłynie, uratowała sytuację i umożliwiła dalszy marsz części dywizji.
W ciągu dnia do sił głównych dołączył 23 pp. por. Górki-Grabowskiego "Zająca" z ugrupowania "Gardy", natomiast dwa bataliony pod dowództwem por. "Piotra" zaległy w lasach na południe od linii kolejowej i dopiero następnej nocy odważyły się ją sforsować.

Tymczasem Niemcy wzmocnili straże wzdłuż torów i ściągnęli tu broń pancerną. W rezultacie bataliony te po całonocnej walce dołączyły do reszty dywizji mocno uszczuplone, pozostawiając 80 poległych.

Batalion por. "Jastrzębia" i duża część batalionu "Siwego" oraz tabory w ogóle nie wyszły z kotła pod Zamłyniem. Nie zdołał przebić się przez tory także sowiecki 54 pułk kawalerii gwardii, idący w straży tylnej a dowodzący nim ppłk Kobyłecki zginął.
Walki pod Zamłyniem i wydostanie się większej części dywizji z okrążenia, nie oznaczały jednak spokoju. Ściągnięte przez Niemców oddziały pancerne zaatakowały zebrane pod Sokołem cztery bataliony dywizji. W pierwszej chwili ogarnęła żołnierzy panika, jednak poszczególni dowódcy, opanowali sytuację. Polakom udaje się odrzucić natarcie jednostek pancernych i wycofać swoje oddziały w kierunku Smolar. Tutaj jednak, w dniu 25 kwietnia, po ostrzelaniu rejonu postoju pod Holadynem, zaatakowali dywizje polską od strony Szacka siłami piechoty wzmocnionej trzema czołgami. Natarcie wroga zostało odparte przez skrajne bataliony "Korda" i "Gzymsa". Poza tym z pomocą przybyli partyzanci sowieccy płka Iwanowa. Wreszcie 29 kwietnia Polacy osiągnęli kompleks Lasów Szackich. To jednak nie uszło uwadze nieprzyjaciela.

5 maja 1944 r., węgierski batalion wzmocniony 5 czołgami, na drodze z Szacka na Zabłocie, napotkał resztki batalionu Jerzego Wolszczanina "Bartka" (dawny batalion "Trzaska"), batalion "Jastrzębia" oraz bataliom "Korda" wraz z 2 kompanią batalionu "Siwego. Doszło do krótkiej, lecz ostrej walki. Zanim Węgrzy zdołali się rozwinąć "Bartek" uderzył na bagnety i odniósł całkowite zwycięstwo. Poległo 72 Węgrów, 18 dostało się do niewoli a 1 czołg został uszkodzony.
Aż do połowy maja panował względny spokój. Z powodu braku żywności i leków batalion "Zająca" otrzymał zadanie uderzenia na Hutę Ratneńską celem zdobycia zaopatrzenia. Akcja udała się, choć zdobyto więcej broni niż żywności (m. in. 3 moździerze).

Sytuacja pogorszyła się raptownie w momencie, gdy do Lasów Szackich wkroczył oddział partyzancki płk Iwanowa liczący 1 200 ludzi. To stało się dla Niemców hasłem do akcji oczyszczającej. 20 maja o świcie ruszyło koncentryczne, niemieckie natarcie z kilku kierunków: z Mielnik, Kropiwnik, Zabłocia i Huty Ratneńskiej. Jego celem było zepchnięcie oddziałów partyzanckich na Kanał Lisowski. W wyniku zaciętej walki dywizja zostaje zepchnięta, wraz z oddziałem Iwanowa, na cypel leśny o powierzchni 4 km kw.
W tej sytuacji mjr "Żegota" rozkazał podzielonej na trzy części dywizji rozejść się w różnych kierunkach i wyznaczył miejsce zbiórki w rejonie Kamienia Koszyrskiego. 21 maja po zapadnięciu zmierzchu kolumny: sztabowa "Żegoty", zgrupowanie "Kowala" i zgrupowanie "Gardy" - rozchodzą się poprzez rozlewiska Polesia. Po dwóch dniach rozkaz Komendy Głównej AK zawrócił kolumnę sztabową majora "Żegoty" z batalionem "Gzymsa" w stronę Bugu. Dwie pozostałe posuwają się dalej.



Na zdjęciu: Żołnierze 27 DP AK już po przekroczeniu Bugu. Kozłówka - lipiec 1944 r.

27 maja kpt. "Garda" przystąpił do forsowania Prypeci. Zgrupowaniu udało się przebić przez front niemiecki, lecz nad samą rzeką dostało się ono w ogień obrony sowieckiej i poniosło ogromne straty. Zginął dowódca, czterech oficerów i 130 szeregowych. Ocalało około 300 żołnierzy, którzy zostali następnie wcieleni do 1 Armii Wojska Polskiego.

Kolumna mjra "Kowala" dotarła także w rejon, gdzie przeprawiał się "Garda", lecz wobec braku łączności z wojskami sowieckimi nie zdecydował się na forsowanie Prypeci. Zawrócił na północ, by dojść do Puszczy Białowieskiej, lecz dalszą jej drogę przegrodził Muchawiec, którego nie można było przejść bez sprzętu przeprawowego.

Ostatecznie skierowano się w stronę Bugu.W drodze, do "Kowala" dotarł rozkaz przejścia na Lubelszczyznę. Nocą z 9 na 10 czerwca oddziały 27 Wołyńskiej Dyw. AK przeszły przez Bug i stanęły w miejscowościach położonych na skraju Lasów Parczewskich.

Koniec.






Powrót do poprzedniej strony.

Powrót do strony głównej.


copyright 2007, Radosław ""Butryk"" Butryński
Design by Scypion