To, że odrodzone państwo polskie będzie krajem wielonarodowościowym stało się oczywiste jeszcze przed wybuchem I wojny światowej, która
przyniosła nam niepodległość.
Wywołane było to przede wszystkim wykształceniem się w II poł. XIX w. świadomości narodowej ludów zamieszkujących terytorium przedrozbiorowej
RP (Ukraińców, Litwinów, w niewielkim stopniu także Białorusinów), a także polityką zaborców (germanizacja w zaborze pruski, rusyfikacja w
rosyjskim), mającą na celu ograniczenie w jak największym stopniu polskości tych ziem. Naród polski oparł się w większości tym zamierzeniom,
nie pozostały one jednak bez wpływu na strukturę narodowościową tych terenów.
Nie należy również zapominać o wydanym przez władze carskie po rewolucji 1905-07 nakazie osiedlania się ludności żydowskiej w zachodnich
guberniach cesarstwa (czyli po części na terenach przyszłej Polski).
Rezultatem powyższych czynników było ograniczenie zasięgu "żywiołu polskiego" (czyli ogółu osób mówiących po polsku, związanych z naszą
tradycją i kulturą, gotowych poprzeć próby odrodzenia państwowości polskiej).
Przed I wojną światową na terenie dawnej I RP zamieszkiwało ok. 20 mln. Polaków:
- w Wielkopolsce, na Pomorzu, Warmii, Mazurach i Górnym Śląsku obok Polaków zamieszkiwały liczne grupy Niemców.
- w dawnym Królestwie Polskim, Polacy dominowali, jednakże w miastach występowały silne mniejszości: żydowska i niemiecka.
- podobnie sytuacja przedstawiała się w Galicji Zachodniej (Małopolska). Na Śląsku Cieszyńskim, Spiszu i Orawie ludność polska mieszała się z czeską i słowacką.
- w Galicji Wschodniej Polacy dominowali w miastach (min. Lwowie) jednakże na wsi przeważała ludność ukraińska.
- na terenach bezpośrednio włączonych do Rosji sytuacja była jeszcze bardziej skomplikowana, występował tu prawdziwy "tygiel" narodowościowy: mieszkali tu zarówno Polacy, Litwini (Wileńszczyzna i Kowieńszczyzna), Ukraińcy (Wołyń), Białorusini (Polesie), tzw. "tutejsi" (osoby bez wykształconej tożsamości narodowej) jak i Żydzi (głównie w miastach). Skupiska Polaków sięgały aż po rejon Mińska.
Już to uproszczone wyliczenie wystarczy, aby przekonać się, że sytuacja narodowościowa na tych terenach była nadzwyczaj trudna, szczególnie
biorąc pod uwagę dążenia poszczególnych narodów do stworzenia swoich własnych państw. Stąd też źródło swe brały konflikty o poszczególne
ziemie, które każda ze stron uważała, za "odwiecznie" swoje.
Po ustaleniu ostatecznego (1922 r.) kształtu granic II RP stosunki narodowościowe przedstawiały się następująco:
- Polacy, około 65 % ogółu ludności kraju.
- Ukraińcy, ok. 16 %
- Żydzi, ok. 10 %
- Białorusini, ok. 5 %
- Niemcy, ok. 4 %
- pozostali (w tej liczbie: Rosjanie, Litwini, Czesi), ok. 1 %.
Do statystyk tych należy podchodzić bardzo ostrożnie. Wyliczeni dokonywane przez różne "ośrodki" bardzo się od siebie różnią, co wynikało
głównie z powodów politycznych (Polacy zazwyczaj zawyżali liczbę swoich rodaków, podobnie postępowali Ukraińcy, Niemcy itd.). Starałem się
podać tu najbardziej (moim zdaniem) obiektywne i zgodne z prawdą dane. Należy również pamiętać, że w przypadku ludności o słabo lub w ogóle
nie wykształconej świadomości narodowej (chodzi tu o Kresy Wschodnie) stosowano kryterium wyznaniowe, wg zasady: katolik - Polak, unita
(greko katolik) - Ukrainiec, prawosławny - Białorusin. Nie trzeba tłumaczyć, że było to badanie bardzo uproszczone.
Bez względu na to, kto jakie dane uznaje za prawdziwe, musi przyznać, że II RP była państwem niejednolitym narodowościowo, co nieuchronnie
prowadziło do konfliktów na tym tle z mniejszościami przejawiającymi największe ambicje w kierunku posiadania własnego państwa (bądź powrotu
do macierzy, jak w przypadku Niemców). Spory te, nie dość, że destabilizowały sytuację wewnętrzną, to nierzadko miały duży wpływ (zazwyczaj
negatywny) na polskie stosunki zagraniczne.
Problemy narodowościowe RP próbowały rozwiązać za nas mocarstwa Ententy podczas konferencji pokojowej w Wersalu. Do postanowień końcowych tej
konferencji dołączony został "Traktat o ochronie mniejszości narodowych i wyznaniowych" (zwany też "Małym traktatem wersalskim"), który miał
zostać ratyfikowany przez niektóre państwa Europy Środkowo-Wschodniej (min. Polskę, Czechosłowację, SHS, Grecję itd.). Traktat ten nie tylko
nie rozwiązał sporów narodowościowych, ale nawet je zaostrzył. Strony traktatu (w tym Polska) uważały go za twór "narzucony" przez mocarstwa
Ententy i przykład nierówności na arenie międzynarodowej (do jego ratyfikacji nie zostały zmuszone Niemcy, co powodowało, że np.: mniejszość
niemiecka w Polsce mogła skarżyć rząd polski do Ligi Narodów za nieprzestrzeganie postanowień traktatu, a mniejszość polska w Niemczech nie
miała tego prawa). Ostatecznie "traktat mniejszościowy" nie odegrał większej roli, został wypowiedziany przez polskiego ministra spraw
zagranicznych J. Becka w 1934 r.
Problemu niejednolitości narodowościowej państwa polskiego nie mogli zlekceważyć również polscy politycy. Jeśli chodzi o stosunek
poszczególnych partii do mniejszości to podział w tej kwestii przebiegał w tym samym miejscu co rozróżnienie na lewicę i prawicę. Upraszczając
nieco tę sprawę, partie lewicowe (głównie PPS) opowiadały się za przyznaniem mniejszościom pewnej autonomii, prawica zaś (przede wszystkim
endecja), stojąc na gruncie nacjonalizmu, domagała się ograniczenia praw i polonizacji mniejszości narodowych, zaś za pełnoprawnego obywatela
państwa uważała wyłącznie Polaka-katolika. (jeden z jej głównych ideologów S. Głąbiński pisał: "stronnictwa [...] grupy i całe narodowości,
oddane innej idei państwowej poza ideą polską, nie mogą rościć sobie pretensji do pełni praw politycznych, tj. do udziału w prawodawstwie,
zarządzie i budowie państwa polskiego", Głąbiński dążył do zapewnienia "charakteru narodowego Sejmu".)
Wyrazem kompromisu między tymi dwoma opcjami były zapisy konstytucji marcowej. W artykule 95. ustęp 1. mówiła ona: "RP zapewnia na swoim
obszarze zupełną ochronę życia, wolności i mienia wszystkim bez różnicy pochodzenia, narodowości, języka, rasy lub religii". Ustawa
zasadnicza proklamowała również równość wszystkich obywateli (a więc bez względu na narodowość) wobec prawa. W artykule 109. ustęp 1.
gwarantowała że: "Każdy obywatel ma prawo zachowania swej narodowości i pielęgnowania swej mowy i właściwości narodowych". Jednakże i te
zapisy nie rozwiązały kwestii narodowościowych, jako że z jednej strony nie zawsze były respektowane przez stronę polską, z drugiej zaś
nie zaspakajały ambicji poszczególnych mniejszości do (co najmniej) szerokiej autonomii. Napięcia narodowościowe ujawniły się niedługo po
wejściu w życie wspomnianej konstytucji, w sprawie wyboru Prezydenta G. Narutowicza (która zostanie omówiona przy innej okazji), a był to
dopiero początek...
Stosunek mniejszości narodowych do odrodzonego państwa polskiego również był niejednolity (co zostanie omówione poniżej). Wybory do Sejmu
Ustawodawczego zostały przez polityków "mniejszościowych" w zdecydowanej większości zbojkotowane (liczyli oni zapewne na upadek młodego
państwa polskiego), co spowodowało, że nie mieli oni wpływu na kształt ustawy zasadniczej II RP. W wyborach do sejmu i senatu I kadencji
wystartował tzw. "Blok Mniejszości Narodowych" (z inicjatywy I. Gruenbauma) , skupiający przedstawicieli wszystkich mniejszości narodowych.
Uzyskał on ok. 16% głosów, co znacznie utrudniło próby utworzenia koalicji rządzącej (ugrupowania inne niż polskie nie były w nich brane pod
uwagę, co wynikało po pierwsze z często niechętnego Polakom nastawienia tych partii, po drugie z obawy przed endeckim oskarżeniem o "zdradę
interesów narodowych").
Próbę kompromisowego rozwiązania sporów narodowościowych, podjął w 1924 r. premier W. Grabski. Dążył on do wytworzenia jednolitego stanowiska
w tej sprawie wszystkich liczących się stronnictw politycznych., w tym celu powołał tzw. "Komisję Czterech" (endecję reprezentował w niej S.
Grabski, lewicę S. Thugutt). Dzięki jej pracy doszło do uchwalenia kilku ustaw, stanowiących maksymalne ustępstwa dla mniejszości jakie można
było osiągnąć w ówczesnym polskim sejmie. Była to min. ustawa o szkolnictwie (zapewniająca możliwość tworzenia szkół z dwoma językami
wykładowymi - polskim i innym) i ustawa o języku w administracji (zapewniała prawo do posługiwania się językiem ojczystym w kontaktach z
administracją państwową i otrzymywania odpowiedzi urzędowych w tym języku). W praktyce obie te ustawy były sabotowane przez polską
administrację, szczególnie na Kresach Wschodnich.
Postaram się teraz przedstawić pokrótce stosunki Polaków z poszczególnymi mniejszościami narodowymi.
"Lachy za San" (czyli o mniejszości ukraińskiej).
Ukraińcy byli najliczniejszą z mniejszości (i to z nią kolejne rządy polskie miały "największy problem"), przy czym pojęcie "mniejszość" jest tu
po części nieadekwatne, gdyż na terenach dawnej Galicji Wschodniej i Wołynia Ukraińcy nierzadko stanowili ponad połowę mieszkańców, a na wsi
dominowali w tamtych rejonach niemal zupełnie. Kwestia świadomości narodowej "mniejszości" ukraińskiej jako całości jest dość problematyczna, jako
że jej zdecydowaną większość stanowili niewykształceni chłopi. Jednakże nie podlega dyskusji fakt, że Ukraińcy (szczególnie ci z dawnej Galicji
Wschodniej) przejawiali bardzo silne dążenia niepodległościowe, a przynajmniej autonomiczne.
Omawianie stosunków polsko-ukraińskich należy rozpocząć od "austriackiego dziedzictwa", czyli wkładu jakie wniosły władze austriackie Galicji w
rodzeniu konfliktów narodowościowych. W celu ułatwienia sobie sprawowania władzy na tym terenie Austriacy, za pomocą różnych metod podburzali
"Rusinów" (tak wtedy oficjalnie określano Ukraińców) przeciwko Polakom i odwrotnie, pozostawiając sobie rolę arbitrów, w powstałych w ten sposób
sporach. Władze w Wiedniu zakładały, że dużo korzystniejsze dla cesarstwa jest to, aby ich poddani różnych narodowości zwalczali się wzajemnie,
niż żeby całą swą energię poświęcili na dążenia do niepodległości. Wykształcona w ten sposób wrogość przetrwała dużo dłużej niż austriackie
panowanie.
Koniec I wojny światowej przyniósł zarówno Polakom jak i Ukraińcom nadzieje na niepodległość i pierwsze konflikty (min. Lwów), które zostaną
omówione w temacie o kształtowaniu się granic Polski, tu tylko zaznaczę pewne kwestie. W Polsce wykształciły się dwa poglądy, programy jeśli chodzi
o kształt granicy wschodniej i stosunek od ludów wschodnich. Reprezentowany przez Piłsudskiego i jego otoczenie program federalistyczny zakładała
utworzenie związku RP z niepodległymi: Ukrainą, Białorusią i Litwą, które to państwa miały być czymś w rodzaju strefy buforowej oddzielającej nas
od Rosji. Wprost przeciwny pogląd (tzw. inkorporacyjny) prezentowała endecja, która domagała się włączenia w skład Polski tych ziem wschodnich, na
których inne narodowości stanowiłby mniejszość, umożliwiającą ich asymilację, całkowicie ignorując w ten sposób ich dążenia do niepodległości.
Początkowo jako Naczelnik Państwa, Piłsudski realizował program federalistyczny, który jednak nie spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem jego
adresatów. Dopiero wspólne dla Ukraińców i Polaków zagrożenie - polityka Rosji, spowodowało, że w kwietniu 1920 r. zawarta została umowa
Piłsudskiego z Petlurą (przywódca Ukraińskiej Republiki Ludowej). Pozostawieni na jego mocy po polskiej stronie granicy Ukraińcy galicyjscy
rozpoczęli intensywną antypolską propagandę wśród swoich rodaków ze wschodu, co było jedną z przyczyn klęski tzw. "wyprawy kijowskiej" i samego
porozumienia polsko-ukraińskiego. Brak poparcia dla koncepcji federalistycznej (ze strony Białorusinów uzyskała je jedynie od niewielkiego oddziału
gen. S. Bułaka-Bałachowicza, Litwini byli jej całkowicie przeciwni), spowodował że Piłsudski w efekcie realizował program inkorporacyjny, któremu
początkowo był przeciwny.
W Niepodległej Polsce, po raz pierwszy problem ukraiński próbowano rozwiązać już na Sejmie Ustawodawczy. Pracowano nad jakąś formą autonomii dla
dawnej Galicji Wschodniej, która miała po pierwsze rozwiązać nabrzmiewające konflikty narodowościowe w tym rejonie, a po drugie w celu uzyskania
akceptacji mocarstw zachodnich dla polskiej granicy wschodniej (w 1922 r. granica ta nie zyskała jeszcze uznania międzynarodowego, teren Galicji
Wschodniej był zaś tylko terytorium mandatowym RP). PPS zgłosiła projekt ustawy, autorstwa M. Niedziałkowskiego, przewidujący szeroką autonomię
terytorialną dla dawnej Galicji Wschodniej, z dużymi uprawnieniami polsko-ukraińskich władz miejscowych (istnienie lokalnego Sejmu Krajowego).
Projekt ten nie został zatwierdzony, silną pozycję w Sejmie miały stronnictwa prawicowe, dla których tak daleko idące ustępstwa były nie do
przyjęcia. Projekt centrolewicowego rządu premiera J. Nowaka nie przewidywał autonomii dla całej Galicji Wschodniej, ale dla poszczególnych
województw: lwowskiego, stanisławowskiego i tarnopolskiego. Miały w nim powstać sejmiki wojewódzkie, (których jedną izbę mieli wybierać Polacy, a
drugą Ukraińcy), jednak wydawane przez nie akty prawne musiały dla swojej ważności uzyskać zatwierdzenie władz centralnych w Warszawie. Planowano
też powołanie uniwersytetu ukraińskiego. Również ten projekt nie spotkał się z aprobata prawicy, ostatecznie na jego podstawie uchwalono ustawę
kompromisową (IX 1922 r.), dotyczącą samorządu wojewódzkiego na terenie całego kraju, a nie tylko w dawnej Galicji Wschodniej, bardzo ograniczającą
autonomię tego regionu. Akt ten zresztą nie miał już żadnego znaczenia, jako że nigdy nie został wprowadzony w życie. W 1923 r. mocarstwa zachodnie
uznały polską granicę wschodnią, w tym samym roku powstał prawicowy rząd Chjeno-Piasta, przeciwny jakimkolwiek ustępstwom dla mniejszości
narodowych.
Tak wyglądał polityka władz polskich wobec Ukraińców przez cały okres II RP. Kolejne rządy nie potrafiły wypracować jednolitego stanowiska w tej
kwestii. Lawirowano między koncepcjami przyznania im pewnego zakresu autonomii (lewica), a dążeniami do polonizacji kresów, drogą min.: osadnictwa
wojskowego (przyznawania byłym polskim wojskowym gospodarstw rolnych na tych terenach) czy likwidacji ukraińskiego szkolnictwa (pozostałego jeszcze
po monarchii habsburgów), reprezentowanego głównie przez endecję. Wyrazem tej ostatniej tendencji był "Pakt lanckoroński" (umowa koalicyjna endecji
z PSL-Piast), w kwestii polityki narodowościowej zapowiadający zapewnienie "polskiej większości" w parlamencie i samorządzie drogą "racjonalnej
zmiany ordynacji wyborczej do sejmu i senatu na zasadach konstytucją ustalonych"(?) oraz kolonizację Polakami "obszarów ważnych pod względem
wojskowym i narodowym" (czyli min. kresów). W zakresie polityki narodowościowej planowano "całkowita zmianę systemu na kresach w duchu państwowym
i narodowym", popieranie polskości, obsadzanie administracji "siłami państwowo pewnymi". Rząd "Chjeno-Piasta" upadł w 1924 r. i nie zdążył
wprowadzić w życie całości tych zapisów, jednakże istniał on wystarczająco długo by wzmóc jeszcze konflikt z Ukraińcami.
Równie zróżnicowana była postawa Ukraińców względem Polaków. Zdecydowanie antypolski charakter miała Komunistyczna Partia Zachodniej Ukrainy
(czyli w praktyce sekcja ukraińska Komunistycznej Partii Polski - zmierzała ona do włączenia kresów wschodnich do radzieckiej Ukrainy) na lewicy
i nacjonalistyczna Ukraińska Organizacja Wojskowa (UOW) dążąca do utworzenia niepodległego państwa ukraińskiego (z terenów wchodzących ówcześnie
w skład Polski i ZSRR), na prawicy. Ukraińskie dążenia emancypacyjne popierali także duchowni Kościoła Greckokatolickiego (unici), z jego przywódcą
arcybiskupem lwowskim A. Szeptyckim (notabene bratem jednego z generałów wojska polskiego S. Szeptyckiego). Bardziej umiarkowana była Ukraińska
Socjalno-Demokratyczna Partia (USDP), współpracująca z polską PPS. Do współpracy z Polakami nawoływały: Ukraińska Socjalistyczno-Radykalna Partia
(USRP) i Ukraińskie Narodowo-Demokratyczne Zjednoczenie (ukraiński skrót UNDO), jednak były one zbyt słabe aby ograniczyć radykalny nacjonalizm
niektórych grup społeczności ukraińskiej.
Konflikt narodowościowy był potęgowany przez spory natury gospodarczo-społecznej, wynikająca z tego, że ludność ukraińską w większości stanowili
niezamożni chłopi, ziemiaństwo zaś było zdominowane przez Polaków. Stąd często Ukraińcy szli do walki z hasłem zemsty na "polskich panach".
Problem ten mogła rozwiązać radykalna reforma rolna, jednakże ta w kształcie z 1925 r. nie spełniła oczekiwań chłopów, ani polskich, ani
ukraińskich.
Bardzo ważną dla dalszego rozwoju ukraińskiej świadomości narodowej była kwestia ukraińskiego szkolnictwa wyższego. Po powstaniu II RP, na
Uniwersytet Lwowski (nazwany teraz Uniwersytetem Jana Kazimierza) przyjmowano znacznie mniej Ukraińców niż miało to miejsce przed I wojną światową.
Nie zrealizowano również obietnicy utworzenia uniwersytetu ukraińskiego (z ukraińskim językiem wykładowym). Dlatego też we Lwowie na początku lat
20. działał tajny uniwersytet ukraiński, rozbity w 1923 r. przez policje drogą aresztowań. Stosowanie metod bardzo podobnych do tych, które
niegdyś zaborcy stosowali wobec Polaków świadczy o bardzo "krótkiej pamięci" władz polskich.
Konflikt polsko-ukraiński rozgorzał na nowo w 1924 r. Polonizacyjna polityka rządu "Chjeno-Piasta", a przede wszystkim kryzys gospodarczy, który
w szczególnie silny sposób uderzył w biedne i zacofane ukraińskie gospodarstwa rolne spowodował falę działań wymierzonych w polską administrację
i ziemiaństwo na kresach wschodnich. Do walki z Polakami nawoływali zarówno komuniści z KPZU, jak i nacjonaliści z OUW-u. Sytuację tą próbował
wykorzystać Związek Radziecki, wspierając niezadowoloną ludność dostawami broni i grupami dywersantów (plany utworzenia jednej "radzieckiej"
Ukrainy były wtedy wśród mniejszości ukraińskiej w RP bardzo popularne - zmianę tych nastrojów przyniosły dopiero wieści o kolektywizacji i
związanych z nią represjach), przez bardzo słabo strzeżoną granice polsko-radziecką. Uzbrojone grupy Ukraińców odnosiły liczne sukcesy w atakach
na polskich urzędników i majątki ziemskie (uosobienie polskości na tych terenach). Na krótki okres udało im się nawet opanować przygraniczne
miasteczko Stołpce, usiłowali również dokonać zamachu na prezydenta RP, S. Wojciechowskiego we Lwowie. Sytuację udało się opanować dopiero po
utworzeniu (na wniosek ministra spraw wojskowych, gen. W. Sikorskiego) tzw. Korpusu Ochrony Pogranicza, którego głównym zadaniem (oprócz
strzeżenia granicy) było utrzymywanie porządku i bezpieczeństwa na tym "wewnętrznym froncie".
Do następnej fali "niepokojów" na Kresach doszło w 1926 r. w czasie "przewrotu majowego", kiedy Ukraińcy próbowali wykorzystać dla osiągnięcia
swoich celów kolejny okres destabilizacji sytuacji politycznej w Polsce. W ten sposób mniejszość ta ułatwiła przejęcie władzy obozowi Piłsudczyków
(niechętny Marszałkowi gen. Sikorski, dowódca Okręgu Korpusu we Lwowie, nie wysłał swoich wojsk na pomoc siłom rządowym, właśnie w obawie przed
Ukraińcami).
Lata 1926-30 były chyba najspokojniejszymi w historii stosunków polsko-ukraińskich. Prosperity gospodarcze w połączeniu z względnie ugodową
polityką władz sanacyjnych osłabiły wpływy radykalnych ugrupowań ukraińskich. Jednakże kryzys polityczny związany z tzw. "wyborami brzeskimi"
w 1930 r., odbił się równie silnie na stosunkach narodowościowych. Przed wspomnianymi wyborami ukraińscy nacjonaliści spod znaku OUN-u (Organizacja
Ukraińskich Nacjonalistów, następczyni UOW-u), rozpoczęli kampanię o charakterze antysanacyjnym i w ogóle antypolskim pod hasłem "Lachy za San"
("Lach" to po ukraińsku Polak), polegając na zbrojnych napadach na polskie urzędy, instytucje, kościoły, dwory. Władze polskie zareagowały brutalną
akcją pacyfikacyjną, w wyniku której zginęło lub odniosło rany wielu Ukraińców, niepokornych chłopów karano chłostą (co rodziło szczególnie
nieprzyjemne skojarzenia z okresem gospodarki pańszczyźnianej i rządów "polskich panów"), byłych ukraińskich posłów aresztowano, zlikwidowano
niektóre instytucje ukraińskie, które przetrwały do tego czasu.
Te wydarzenia spowodowały zwiększenie jeszcze nienawiści narodowościowej na Kresach i na dobrą sprawę pogrzebały wszelkie możliwości kompromisu
w tej kwestii. Wielki Kryzys Gospodarczy (1929-35), który uderzył ze szczególną siłą w ludność chłopską (a co za tym idzie w większość Ukraińców),
doprowadził do znacznej radykalizacji nastrojów wśród mniejszości ukraińskiej. Tendencje nacjonalistyczne wzrastały nawet w umiarkowanych dotąd
partiach jak np. UNDO. Jako, że nadzieja na wyzwolenia ze wschodu okazał się ułudą (jasne stało się, że ZSRR stanie się raczej kolejnym
ciemiężycielem niż "wybawicielem") coraz większe wpływy osiągali nacjonaliści z OUN-u (ich przywódcą był przebywający w Wiedniu E. Konowałec,
w Polsce zaś działaniami organizacji kierował S. Bandera), widzący jedyną szansę dla niepodległej Ukrainy w sojuszu z Niemcami, wspierani przez
Abwehrę (niemiecki wywiad wojskowy).
Członkowie OUN-u organizowali liczne zamachy terrorystyczne, mające na celu destabilizację sytuacji w RP, min.: w 1931 r. zamordowali T. Hołówkę,
wiceprezesa BBWR-u, współpracownika Marszałka Piłsudskiego i orędownika porozumienia polsko-ukraińskiego, a w 1934 r. ministra spraw wewnętrznych
płk. B. Pierackiego (co stało się oficjalnym powodem do założenia przez władze "obozu odosobnienia" w Berezie Kartuskiej, gdzie umieszczani byli
nie tylko ukraińscy terroryści). Władze polskie nie zamierzały tolerować działalności OUN-u. W celu zwalczania partyzantki działającej na Wołyniu
i Podlasiu w latach 1932-33, wysłano na te tereny znaczne oddziały wojskowe i policyjne, które stosowały surowe represje wobec osób podejrzanych
o wspieranie partyzantów (min. równano z ziemią wsie podejrzane o ich ukrywanie).
W 1935 r. podjęto ostatnią próbę rozwiązania konfliktu. Grupa ugodowo nastawionych polityków ukraińskich zawarła porozumienie z władzami
sanacyjnymi, którego efektem było mianowanie Ukraińca - W. Mudrego - wicemarszałkiem Sejmu. Jednakże kompromis ten został odrzucony przez
zdecydowaną większość polityków ukraińskich, zarówno prawicowych jak i lewicowych. Rozwój nacjonalizmu, nie tylko ukraińskiego, ale również
polskiego, spod znaku ONR-u (skrajnie prawicowa partia polska), którego program polityki wobec mniejszości, pod koniec lat 30., był częściowo
przejmowany przez obóz rządzący, spowodował, że o jakimkolwiek skutecznym kompromisie nie mogło być mowy.
Ziszczeniem marzeń nacjonalistów ukraińskich wydawał się wrzesień 1939 r. i polska porażka w wojnie obronnej z Niemcami. Jednakże dla Niemców
ważniejszy od Ukraińców okazał się ich radziecki sojusznik i tzw. "Zachodnia Ukraina" weszła w skład ZSRR. W czerwcu 1941 r. ukraińscy
nacjonaliści znowu opowiedzieli się po stronie Niemiec, a wkroczenie Wehrmachtu na ich ziemie wykorzystali jako okazję do "wyrównania krzywd",
jakich zaznali ze strony Polaków. We współpracy z Niemcami dokonali licznych mordów na Polakach i Żydach, z których najbardziej ponurą sławą
cieszy się zamordowanie we Lwowie kilkudziesięciu przedstawicieli polskiej inteligencji, głównie profesorów wyższych uczelni (którym udało się
przeżyć represje radzieckie) min.: byłego premiera RP, K. Bartla, czy T. Boya-Żeleńskiego, przez Ukraińców z niemieckiego batalionu policyjnego
"Nachtigall". Jednakże pokładane w III Rzeszy nadzieje znowu zakończyły się rozczarowaniem, Niemcy nie tylko nie utworzyli nawet marionetkowego
państwa ukraińskiego, ale włączyli terytorium dawnej Galicji Wschodniej do Generalnego Gubernatorstwa jako tzw. Districkt Galizien, co dla
Ukraińców było o tyle upokarzające, że znów znaleźli się w jednostce zdominowanej przez Polaków.
Jakiekolwiek ukraińskie roszczenia do posiadania własnego państwa były przez nazistów pacyfikowane, uwięziony został przywódca nacjonalistów,
dawny sojusznik Rzeszy S. Bandera. Jednocześnie Niemcy wzorem Austriaków, a później sowietów, celowo zaostrzali dawne konflikty narodowościowe
między Ukraińcami a Polakami, czy Żydami (utworzona została nawet ukraińska dywizja SS "Galizien", odpowiedzialna za zamordowanie setek Żydów i
Polaków). Efektem tego UPA (Ukraińska Powstańcza Armia, następczyni UOW-u i OUN-u), walczyła zarówno z hitlerowcami, Polakami, a po 1944 r. też
z Armią Czerwoną.
Powojenne przekształcenia granic i przesiedlenia spowodowały, że liczba ludności ukraińskiej zamieszkującej Polskę zmniejszyła się do zaledwie
150 tys. osób, jednakże oddziały UPA nie poddawały się, prowadziły walkę z milicją i "ludowym" wojskiem polskim. Ciężka sytuacja skłoniła Ukraińców
do zawarcia kompromisu i wspólnej walki wraz z polskim podziemiem antykomunistycznym. Tak oto wspólny wróg (którym znowu była Rosja radziecka i
komuniści) ponad dwadzieścia lat po zawarciu umowy Piłsudskiego z Petlurą znów zmusił Polaków i Ukraińców do porozumienia. I ta ugoda okazał się
jednak krótkotrwała.
W 1947 r. władze komunistyczne rozpoczęły "Akcję Wisła" (oficjalnym powodem było zamordowanie przez UPA gen. K. Świerczewskiego) - przesiedlenie
ludności ukraińskiej z Południowo-Wschodniej Polski na tzw. Ziemie Odzyskane (Północna i Zachodnia Polska) połączone z maksymalnym rozproszeniem
tej ludności. Akcja ta, połączona z rozprawą z UPĄ, cechowała się brutalnością i okrucieństwem, zginęli podczas niej nie tylko członkowie UPA,
lecz również cywile (ogółem 1,5 tys. osób). Likwidacja zwartych skupisk ludności ukraińskiej (i niejako "przy okazji" Łemkowskiej), okazała się
skutecznym sposobem na zniszczenie separatystycznych dążeń Ukraińców w Polsce i w ogóle tej mniejszości w naszym kraju (rozproszona ludność dość
szybko ulegała polonizacji). Jednakże metody jakimi rozwiązano "kwestię ukraińską" moim zdaniem zasługują na stanowcze potępienie.
Konkludując, należy przyznać, że Ukraińcy stanowili najliczniejszą i najbardziej "niepokorną" z mniejszości narodowych II RP. Moim zdaniem winą
za to, że nie udało się w pokojowy sposób ułożyć stosunków miedzy Polakami a Ukraińcami należy obarczyć obie strony. Prawdą jest, że w większości
przypadków to Ukraińcy rozpoczynali wrogie działania przeciwko ludności polskiej, jednakże stosowane przeciwko nim represje często były zbyt
surowe w stosunku do popełnionych czynów, co zrażało do Polski także te odłamy ludności ukraińskiej, które początkowo były przeciwne
terrorystycznym działaniom nacjonalistów. A nagromadzona przez latach 20. międzywojennego wrogość wydała krwawe żniwo podczas II wojny światowej
i po niej. Inna kwestią jest, czy w ogóle możliwe było jakiekolwiek porozumienie, kompromis miedzy Polakami a Ukraińcami, czy ich wzajemne
roszczenia były możliwe do pogodzenia. Rozważania na ten temat przekraczają jednak granice tego opracowania, które na celu miało krótkie
przedstawienie stosunków narodowościowych polsko-ukraińskich w II RP.
Białorusini - naród bez tożsamości.
To czy Białorusinów można nazwać w narodem o w pełni wykształconej świadomości narodowej jest kwestią problematyczną także dzisiaj. Przez cały
okres istnienia II RP, nie odegrali oni właściwie znaczącej roli politycznej.
Powodów takiej sytuacji było kilka. Był to efekt wielu lat rusyfikacyjnej polityki władz rosyjskich, bardzo niskiego poziomu szkolnictwa, a
niekiedy wręcz jego braku, a co za tym idzie wysokiego procenta analfabetów wśród ludności białoruskiej, czy nie istnienia nawet przez moment
niepodległego państwa białoruskiego (tak jak to miało miejsce w przypadku Ukrainy), które mogło spowodować "przebudzenie" tej narodowości.
Jednakże największe znaczenie miała słabość gospodarcza ludności białoruskiej, w większości małorolnych chłopów, obarczonych biednymi i zacofanymi
gospodarstwami. Wiele wyjaśnia fakt, że obszary przez nich zamieszkiwane (Polesie, Wołyń) były najsłabiej rozwiniętymi i najbiedniejszymi rejonami
II RP.
Sytuacja gospodarcza Białorusinów tłumaczy fakt dużej popularności wśród nich partii skrajnie lewicowych, o bardzo radykalnym programie społecznym,
tj. Komunistyczna Partia Zachodniej Białorusi (także sekcja KPP, podobnie jak KPZU domagała się "powrotu Zachodniej Białorusi" do Białoruskiej
Republiki Socjalistycznej) i Białoruska Włościańsko-Robotnicza "Hromada" (współpracowała z KPZB). Popularność "opcji radzieckie" spowodowała, że
również wśród Białorusinów doszło do niepokojów społecznych i antypolskich ataków w 1924 r. (patrz rozdział poświęcony Ukraińcom). Jednak był to
zryw jednorazowy, wieści o położeniu Białorusinów po radzieckiej stronie granicy spowodowały spadek popularności idei przyłączenia do ZSRR i znów
pogrążyły ludność białoruską w politycznym marazmie praktycznie aż do 1939 r. Bardzo negatywnie na sytuację mniejszości białoruskiej wpłynął
również Wielki Kryzys Gospodarczy.
Należy również zaznaczyć, że próby rozwijania białoruskiej świadomości narodowej napotykały na opór ze strony polskiej administracji na tych
terenach. Nie zezwalano na tworzenie białoruskich instytucji kulturalnych czy społecznych, wprowadzono wiele ograniczeń dla Białorusinów (np.: nie
rejestrowano jako kandydatów na posłów tych Białorusinów, którzy nie potrafili pisać i czytać po polsku). Ważną rolę odrywały tu również kwestie
wyznaniowe, administracja polska lepiej traktowała Białorusinów wyznających katolicyzm (zwanych "Białopolakami"), gorzej zaś wyznawców prawosławia
(zdecydowana większość Białorusinów).
Po klęsce w wojnie obronnej 1939 r. część Białorusinów wykorzystała tą sytuacje do "wyrównania rachunków", do czego zresztą podburzały ich władze
radzieckie, większość jednak społeczeństwa białoruskiego zachowało się biernie. Po zakończeniu drugiej wojny światowej, w wyniku przesunięcia
granic i przesiedleń, liczba ludności białoruskiej w Polsce spadła do 100 tys.
powrót